Rozdział 10

7 1 0
                                    


Skrzywiła się i ruszyła, nasłuchując. Odłączyła się od grupy, a to nie wróżyło jej dobrze. Cały czas zastanawiała się jakim cudem te dziwne pnącza, czy też wstęgi wystrzeliły z jej dłoni. Czyżby był to efekt tych przeklętych eksperymentów? Był świadoma tego, że kiedyś coś takiego może się wydarzyć,po takiej ogromnej ilości wpompowanego w nią świństwa wystarczył czas, aby, czymś ją zaskoczyć. Póki nie były to macki ani ostre rogi była w stanie to zaakceptować. Mijała kolejne uliczki, kiedy do jej uszu dobiegło powarkiwanie. Szybkim ruchem przywarła plecami do ściany budynku, wstrzymując oddech. Nie potrafiła się rozeznać, w którym miejscu znajdował się Stracony, nerwowo sięgnęła do pasa w poszukiwaniu sztyletu, ale go nie miała. Musiał jej wypaść, kiedy Roy przenosił ją do rannego kompana.

–Cholera! – szepnęła, próbując przesunąć się bezszelestnie w stronę, z której przyszła, licząc na to, że Zaklęci w Cieniu zaczną jej tam szukać.

Drogę zastąpił jej Stracony, a z jego gardła wydobył się przerażający ryk, ciało pokrywały łuski, a długi ogon zamachał w uciesze. Kira zadrżała, a następie tyle ile miała sił w nogach, rzuciła się do ucieczki. Podczas szalonego biegu nie raz potykała się przez walające się na ulicach odłamki i gruz. Serce waliło jej niespokojnie, a głośne sapanie wskazywało na jej położenie, ale jak mogła nad tym zapanować, kiedy olbrzymia bestia zerwała się za nią w pościg? Była bezbronna, bez pomocy towarzyszy nie miała najmniejszych szans w tej potyczce, musiała zyskać tyle czasu, aby zaniepokojeni jej nieobecnością Zaklęci zaczęli jej szukać. On będzie, nigdy nie pozwoli, aby stała jej się krzywda. Tego była pewna, dlatego się nie poddawała, walczyła ze wszystkich sił, wbiegając w wąską uliczkę, mając nadzieję, że powstrzyma to stwora przed dopadnięciem jej. Był bardzo duży, dlatego rozmiar szczeliny stanowił dla niego problem. Przystanęła na chwilę, nasłuchując warkotu, szukała w kiszeni drobnego nadajnika, który posiadali wszyscy Zaklęci w Cieniu, postukała palcem w szklany kokpit, mając nadzieję, że działa i poprawie podaje jej pozycję. Z boku nacisnęła drobny przycisk sugerujący, że jest w potrzasku, miała nadzieję, że to wystarczy i sprzęt jest sprawny i jej nie zawiedzie.

–Proszę, działaj – mruknęła, z powrotem umieszczając go w kieszeni, wtedy wielka łapa próbowała ją dosięgnąć, zahaczając szponami o betonową donicę. Ten hałas ją zaalarmował, Stracony zaczynał coraz mocniej napierać na budynek, nie mogła pozwolić na to, żeby komuś stała się krzywda, dlatego ruszyła w na przód, kierując się na rynek, jednocześnie zdając sobie sprawę z tego, że otwarta przestrzeń nie będzie działała na jej korzyść. Miała jednak nadzieję, że nie będzie musiała się tym martwić, że ktoś jej pomoże. Bestia chwilę napierała na wejście w alejkę, jednak po chwili hałas ustąpił, co nie wróżyło jej niczego dobrego. Kira biegła ile miała sił w nogach, ignorując ból i pieczenie, nie mogła sobie pozwolić na to, żeby cokolwiek ją spowolniło, wbiegła na rynek, kiedy tuż za nią pojawiła się smokokształtna bestia próbująca ją pożreć.

–Ach! – krzyknęła, kiedy centymetry dzieliły jej talię od wielkich zębisk, pochwyciła metalową klapę z jednego z kontenerów i cisnęła nią. Na Straconym nie zrobiło to najmniejszego wrażenia, zdawało się to być motywacją do działania. Silne uderzenie odrzuciło ją na ścianę jednego z budynków, wiedziała, że to będzie jej koniec. Osłoniła się rękami, kiedy stanęła oko w oko ze stworem, nie miała dokąd uciekać, ani jak się podnieść z posadzki. Czekała na cios, jednak nic takiego się nie wydarzyło, jedyne co docierało do jej uszu to przytłumione warczenie Straconego, który starał się ze wszystkich sił, aby ją dosięgnąć. Niepewnie opuściła ręce, dostrzegając, że między nią a stworem pojawiła się smoliście czarna bariera, która blokowała mu do niej dostęp. Kolejne uderzenia stwora nie robiły na niej wrażenia, nie uginała się, nie pękała. Kira podniosła się, z zaciekawieniem zbliżając do olbrzymiej tarczy, która miała kształt anielskich skrzydeł, była doskonała, każde piórko zaakcentowane z najdrobniejszymi szczegółami. Ona to zrobiła? To przecież nie było możliwe, nie miała takiej mocy. Jedyne co czuła to spokój i dziwne poczucie bezpieczeństwa. Im więcej siły stwór wkładał w uderzenia, tym szybciej się męczył, w pewnym momencie pióra zaczęły się wysuwać z pozornie gładkiej tafli tarczy, wyglądały majestatycznie i groźnie. Kira dostrzegła jej przyjaciół, którzy kierowali się w jej stronę z zamiarem ratunku, kiedy tarcza zadziałała automatycznie. Czarne pióra ostre niczym groty strzał wystrzeliły, wbijając się w ciało Straconego, jak w masło. Nastała cisza, nawet czas zdawał się zwolnić, kiedy ta potępiona istota upadła na posadzkę, a jej życie uleciało. Była bezpieczna.

–Kira! Nic ci nie jest?! – Xander podbiegał w jej kierunku, na co zareagowała automatycznie.

–Nie podchodź, nic mi nie jest! Jestem bezpieczna, nie wiem, jak to wyłączyć – krzyknęła, podchodząc do bariery, kładąc na niej dłoń, była przyjemnie chłodna. Czerń mieniła się delikatnymi drobinkami srebra, których wcześniej nie zauważyła. –Jestem bezpieczna, już nic mi nie grozi – szepnęła, wtedy też bariera zaczęła się przemieszczać w jej kierunku. Dziewczyna wycofywała się, na tyle ile miała miejsca, bojąc się zmiażdżenia przez tą niesamowitą i dziwną moc. Była nie do zatrzymania, nie do pokonania. Przymknęła w panice oczy, kiedy jej plecy zetknęły się ze ścianą, jednak nic się nie wydarzyło, nie poczuła żadnego bólu, czy ataku. Kiedy uniosła powieki, dostrzegła jak bariera przypominająca kształt potężnych anielskich skrzydeł, delikatnie ją sobą otuliła, wnikając w drobne ciało, aż zupełnie zniknęła. Kira czuła się inaczej, chociaż nie potrafiła tego opisać, mocne pieczenie na nadgarstku przypomniało jej o sobie, chociaż w tym momencie było to jej najmniejsze zmartwienie.

–Wszystko gra – powiedziała, kiedy ramiona Xandera otulały ją, a dłonie sprawdzały, czy nic jej się nie stało, czy nie ma jakichś obrażeń, zawsze to robił, nawet jeśli wiedział, że jest w wstanie się wyleczyć. Chyba po prostu nie potrafił sobie darować tego, że nie zawsze był w stanie zapewnić jej całkowite bezpieczeństwo, ale kto potrafił w takim świecie? –Nic mi nie jest – powtórzyła pobujać, uspokoić przyjaciela. Zaklęci oglądali pokiereszowane cielsko Straconego, kręcąc głowami z niedowierzaniem, że ta przybłęda okazała się przydatna.

–Co to było? Jak to zrobiłaś? – Zapytał dowódca, przeczesując niedbale włosy, na jego twarzy oprócz zmartwienia malowało się zmęczenie. Ten atak był zaplanowany, dobrze zorganizowany, nie skupiał się jedynie w jednym miejscu, stado Straconych zaczęło się rozdzielać na mniejsze grupki. Taktyka, której nigdy wcześniej nie zastosowali, bestie zaczynały się rozwijać, a on nie był na to przygotowany.

–Nie wiem, nie mam pojęcia, pierwszy raz, coś takiego się wydarzyło – powiedziała – nie wiem,
czy będę potrafiła, zrobić to ponownie.

–Chodź – mruknął, wyciągając do niej dłoń – przeniosę nas do suva – przez chwilę się zawahał, wiedział, że to jej zaszkodzi, jednak liczył się czas, każda minuta. Przywódca chciał, zabrać ją do Twierdzy Mroku, musiał zapewnić jej bezpieczeństwo i uciszyć plotki oraz spekulacje na temat tego, co się z nią działo. Nie wiedział, co to właściwie było, ale był za to wdzięczny, zdawał sobie sprawę z tego, że gdyby nie ujawniła się ta dziwna moc, Kira nie wracałaby z nim do domu. Nie przetrwałaby tego, czuł w sobie gniew za to, jak bardzo lekkomyślni okazali się jego ludzie. Z zamyślenia wyrwał go delikatny kobiecy dotyk, zielonooka przyglądała mu się z troską wymalowaną na twarzy.

–Nie wiń ich – szepnęła, podchodząc bliżej – nie możesz nikogo zmusić do tego, aby mnie zaakceptował, to moja walka, nie twoja – powiedziała, przytulając się do jego muskularnego torsu i zamykając oczy.

–Wiem – westchnął ciężko – co nie zmienia faktu, że mieli cię chronić, taki otrzymali rozkaz – położył dłonie na jej plecach, otulając ich postacie mrokiem. Starał się to zrobić najszybciej i najmniej inwazyjnie jak potrafił, dziewczyna była spięta, nie dziwił się, skoro za każdym razem źle się czuła, kiedy przez to przechodziła. Kiedy otworzyła oczy, znajdowali się już przy dużym samochodzie Xandera, przygotowała się na mdłości i wymioty, jednak one nie nadeszły, jedyne
co czuła to silny ból głowy i lekkie zawroty. Zamrugała niepewnie, widząc czarną mgłę, która nachodziła jej lekko na oczy, ręka zapiekła ją ponownie, z całą pewnością ten dzień nie należał
do niej.

–Jak się czujesz? – Mężczyzna przyglądał jej się uważnie, nie wypuszczając z objęć, widział, że lekko się zachwiała – jest Ci niedobrze?

–Nie, wszystko gra – zamrugała nerwowo, biorąc głębszy oddech, mgła zniknęła, a zawroty przestały jej dokuczać – możemy jechać – posłała mu niepewny uśmiech, na co mężczyzna skinął do niej głową.

Zaklęta w  świetleWhere stories live. Discover now