Rozdział 27: nie rób tego

2.9K 242 169
                                    

Nie rób tego.

Nie rób tego.

Nie rób tego, Marek.

Nie rób tego, kurwa!

No i nie słucham sam siebie!

Robiłem właśnie, prawdopodobnie, największą głupotę w moim życiu.

W sumie... Nawet nie prawdopodobnie, ale na pewno.

Będę miał przez to wyrzuty sumienia i będę sam siebie za to gnębił. Nie wybaczę sobie tego.

Zbliżałem się do hotelu, od którego miałem trzymać się jak najdalej. Powinienem się trzymać ją najdalej.

Nie wchodź tam.

Marek, nie rób tego.

No i znowu sam siebie nie posłuchałem i wlazłem do holu. Nie musiałem kierować się do recepcji, bo doskonale wiedziałem, do którego pokoju mam iść.

Wyszedłem na czwarte piętro, a gdy stałem pod drzwiami odpowiedniego pokoju, pierwszy raz się zawahałem. Bo... Co ja mam mu powiedzieć? W sumie to nie wiem, po co tu przyszedłem. I to o pierwszej w nocy.

Przyszedłem, bo nie mogłem przestać o to je myśleć?!

— Raz się żyje — szepnąłem do siebie i zapukałem do drzwi.

Najwyżej mnie nie wpuści, nie?

Wiem, że go obudzę, ale miałem to gdzieś. Chciałem się z nim zobaczyć.

— Maruś? — zdziwił się, gdy zaspany otworzył mi drzwi. Przeczesał palcami swoje ciemne włosy. Zlustrowałem go. Miał na sobie tylko grantowe bokserki. Wszedłem do środka, przepychając się z nim w drzwiach.

Łukasz patrzył na mnie zaskoczony, ale zamknął za mną drzwi. Zdjąłem z siebie kurtkę i położyłem ją na oparciu fotela, który stał w pokoju, a trzęsące się ręce założyłem na piersi.

— Coś się stało? — zapytał po prostu. Chyba nie rozumiał, co się dzieje. Ale co ja się dziwię. Sam nie wiem, co się dzieje i co robię. Po co tu przyszedłem?

— Nie — odparłem i podszedłem do niego i zanim zdążyłem się rozmyślić, czy zacząć analizować, pocałowałem go.

Wpiłem się mocno w jego usta, przylegając do jego całym ciałem. Objąłem ramionami jego szyję, trzymając go przy sobie. Łukasz przez chwilę chciał się odsunąć, ale zrezygnował i pogłębił pieszczotę, wsuwając język do moich ust.

W głowie miałem, że będę tego żałował.

Dłonie Łukasza błądziły po moim ciele, a po chwili wsunęły się pod moją bluzę. Muskał palcami moją skórę na palcach, a chwilę później przycisnąłem mnie do ściany. Oderwał się od moich ust i ściągnąłem ze mnie bluzę, która wylądowała na podłodze.

Przylgnąłem mocniej do jego ciała, całując go mocno i czułem, że jego penis zaczynał robić się już twardy. Łukasz zsunął dłonie po moim cielei złapał mnie za tyłek, uniósł mnie, przypierając mocniej do ściany. Jego usta zsunęły się na moją szyję, a ja złapałem go za włosy. Z moich ust wyrwał się jęk, bo Łukasz zacisnął palce na moich pośladkach.

— Łukasz — wyjęczałem.

Chłopak odsunął nas od ściany, robiąc krok w tyl i podszedł do łóżka. Położył mnie na nim i ściągnął ze mnie spodnie razem z bielizną, i rzucił je na podłogę.

Wrócił do całowania mojego ciała i pieszczenia go ustami i dłońmi, które wędrowały po mojej skórze.

Nie mieliśmy tu lubrykantu. Łukasz chyba nie przewidział, że będziemy uprawiać tu seks, ale poradziliśmy sobie bez tego.

Ale nie ma się co dziwić, że tego nie przewidział.

To było jedno z najlepszych naszych zbliżeń.

Było mi naprawdę dobrze, w sumie jak zawsze z Łukaszem, ale teraz było inaczej. Nie umiem tego określić. Ale... Było wspaniale.

Może to była desperacka potrzeba bliskości, a może świadomość, że to się już nigdy nie powtórzy.

— Maruś... — szepnął Łukasz, gdy po seksie leżeliśmy w łóżku. Chłopak obejmował mnie w pasie ramieniem, a brodę opierał o mój bark.

— Tak? — obróciłem twarz do niego.

— Kocham cię — wymamrotał sennie, przytulając się do mnie.

— Ja ciebie też — szepnąłem.

Leżeliśmy chwilę w ciszy, bawiłem się włosami Łukasza, który już przysypiał.

Miałem teraz trochę wyrzutów sumienia, ale takie prawdziwe to pojawiły się dopiero, gdy wstałem cicho, ubrałem się, patrząc na śpiącego i wyszedłem.

Wróciłem do siebie i wiedziałem, że zrobiłem ogromny błąd. Już czułem się winny, że zrobiłem Łukaszowi złudną nadzieję. Zranię go. A tak naprawdę tego nie chciałem. Nie chciałem żeby przeze mnie cierpiał.

Nigdy nie chciałem żeby cierpiał.

Rano, gdy już miałem wychodzić do pracy, rozległo się pukanie do drzwi. Nie spodziewałem się nikogo, więc cicho podszedłem do drzwi. Wyjrzałem przez wizjer i zobaczyłem Łukasza. Oparłem głowę o drewnianą konstrukcję.

— Marek, wiem, że jesteś w środku! — krzyknął, ale ja się nie odezwałem. Oparłem się plecami o drzwi, ale nie otworzyłem. Jeśli wcześniej miałem wyrzuty sumienia, to teraz to była maskara. Wszystko we mnie wręcz krzyczało, abym otworzył te drzwi i rzucił mu się w ramiona, ale... Coś mi nie pozwalało. Brak zaufania. — Marek — szatyn powiedział już ciszej. — Proszę cię, otwórz... Porozmawiajmy, jak dorośli ludzie — poprosił, a ja przyłożyłem dłoń do ust, a po moim policzku spłynęła łza. — Wracam dziś do domu, to ostatnia szansa żebyśmy pogadali...

Łukasz zawołał mnie jeszcze kilka razy. Ale w końcu odpuścił. Poszedł sobie, a ja zostałem sam.

Osunąłem się na podłogę i ukryłem twarz w dłoniach. Nie wiem, czy moje zachowanie, bardziej zraniło jego czy mnie. Myślę, że obu nas to zabolało. I obu jednakowo mocno.

Jestem kompletnym idiotą.

Pierdolonym kretynem!

Powinienem wyjść i go zatrzymać, ale nie mogłem. Chciałem, ale jakaś mała część mnie, uznała, że nie mogę.

Więc go nie zatrzymałem.

I zostałem tu, w Polsce, a Łukasz wrócił do Hiszpanii.

Dance for me | KxKWhere stories live. Discover now