Rozdział VI

86 4 1
                                    

Melania zamknęła drzwi do boksu i oddalila się niosąc ogłowie i siodło Anyclos'a. Kasztanek zdziwiony wyjrzał za nią, parskajac cicho. Był przyzwyczajony, że zazwyczaj po jeździe, uczeń dawał mu smakołyk, albo chociaż głaskał i chwalił. Blondynka tylko rozsiodłała ogiera i zostawiła go. Nie wytarła go nawet z potu po jeździe. W opini Melani, takie rzeczy powinni wykonywać stajenni, a nie jeźdźcy.

                                       ******

Dochodziła już siedemnasta, więc Shiara wiedziała, że zaraz będzie musiała wracać do domu, a miała do wyczyszczdnie jeszcze dwanaście koni. Pospiesznie krzątała się po stajni, zmiatając słomę z korytarza i zanosząc zostawione rzeczy przy boksach do siodlarni. Normalnie pomagała jej Olivia, druga wolontariuszka, ale teraz była na wakacjach.
Kiedy uporała się z ostatnim koniem, pobiegła do siodlarni psrawdzić czy sprzęt jest w dobrym stanie. Pospiesznie przebiegła wzrokiem po oglowiach wiszacych na ścianie i ze zdziwieniem zauważyła, że metalowe wędzidło przy ogłowiu Anyclos'a jest w pianie i ślinie konia. Westchnąwszy zdjęła je z wieszaka i opłukała pod wodą, lecąco z kranu w rogu. Kiedy było czyste była już osiemnasta. A dawno temu Shiara ustaliła z rodzicami, że w ciągu tygodnia szkolnego ma być w domu przed osiemnastą. Co prawda mieszkała tuż za rogiem, mimo to dojście zajmie jej co najmniej dziesięć minut jeśki się pospieszy. Błyskawicznie wybiegła ze stajni, pędząc ile tchu w płucach, wąską zalesioną alejką.
Jej dom, niezbyt duży z świeżo pomalowanymi ścianami na biało i pochyłym dachu z błyszczącymi błękitnymi dachówkami, mięścił się na końcu alejki, tuż za ogromnym dębem z szeroką, rozłorzystą koroną. Dom okalał mały ogródek, którego większa część znajdowała się po przeciwnej stronie niż ulica, co zapewniało domownikom większą prywatność. W wysokiej, rzadko koszonej trawie rosły wszelkie drzewa owoce, od jabłonek po śliwy. Nie były zbyt duże, ale co roku na ich gałęziach pojawiały się przepyszne owoce.
Shiara wyciągnęła, srebrzysto-miedziany klucz z kieszeni spodni i włorzyła go do zamka, przekręcając go ze z głośnym zgrzytem. Przez chwilę stała w bezruchu pewna, że rodzice ją usłyszeli, ale nikt nie wyszedł na werandę. Szybko weszła do ogródka i cicho zamknęła za sobą furtkę. Udało jej się wejść niezauważona do domu i właśnie wspinała się po schodach, prowadzących na pierwsze piętro, kiedy usłyszała charakterystyczne ciężkie kroki i pod schodami stanął tata. Ręcę załorzył na piersi, przyjmując swoją niezadowoloną pozę.
Miał ponury, źle wróżący wyraz twarzy i zmarszczone brwi.

-Przypomnę, że jest już grubo po osiemnstej, o której to miałaś już być w domu- powiedział cicho, ale z dziwną mocą bijącą z jego głosu

Shiara ostrożnie się odwróciła i popatrzyła mu w szaro-niebieskie oczy.

-Umm... no cóż... nie było dzisiaj Olivii, więc- dziewczyna bezsilnie szukała wymówki, ale mężczyzna wszedł jej w słowo

-Więc, powinnaś przewidzieć to wczeżniej i lepiej zagospodarować swój czas lub powiadomić nas o tym, że wrócisz dzisiaj później, przynajmniej wczoraj- jego mina, jednak złagodniała i przybrał swój zwyczajowy ton- idź do pokoju, tylko zejdź zaraz na kolację.

Shiara uśmiechnęła się radośnie, skinęła głowę i już była w pokoju zrzucając brudne ubrania na ziemię. Wyciągnęła z szuflady pierwszy lepszy T-shirt i dresy i błyskawicznie przebrała, żeby już po chwili siedzieć przy stole, przed talerzem pełnym parującej lazanii.

Na końcu tuneluOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz