świetlik

408 43 39
                                    

Frustrujący dźwięk o wysokiej częstotliwości rozchodził się po sali szpitalnej, tym samym przyprawiając Stephana Strange'a o załamanie nerwowe.

Czuł się słaby i zdezorientowany, w dalszym ciągu nie wiedząc, jaki był powód stanu, do którego zdołał doprowadzić się Anthony.

Mężczyzna leżał na szpitalnym łóżku z dożylną kroplówką podłączoną przy pomocy wenflonu, co jakiś czas drgając, wykonując różne nieokreślone czynności, jakie zdarza nam się robić podczas snu. Wyglądał lepiej, aczkolwiek czuwający nad nim brunet wiedział, iż stan fizyczny niekoniecznie ma coś w związku ze stanem psychicznym.

Wraz z Peterem znajdowali się na sali bez pozwolenia, jednak nikt nie zdawał się tym zbytnio przejmować. Bruce na bieżąco informował ich o swoim miejscu pobytu, pozwalając oszacować godzinę, w której uda mu się wejść na salę.

Parker miał dosyć. Powieki były zmęczone płaczem. Chłopak nie wpadał w histerię, był zbytnio wycieńczony, by pozwolić sobie na nierówny oddech. Słone krople spływały powoli po jego twarzy. Nie miał ochoty na rozmowy niejednokrotnie inicjowane przez towarzysza na sali szpitalnej. Kurczowo trzymał rękę opiekuna, wpatrując się w nią pustym wzrokiem.

Nie wiedział.

Nie wiedział co się dzieje.

Czuł frustrację, pomimo iż zdawał sobie sprawę z bezradności, która objęła go teraz, tak samo jak objęła go wcześniej.

Chciał wiedzieć co się działo.

Chce wiedzieć co się działo.

Chce wiedzieć co się dzieje.

Bruce Banner wszedł do sali, jednak nastolatek nie zdawał się specjalnie tym przejąć. Pocierał kciukiem o powierzchnię dłoni Anthony'ego, chcąc pokazać mu, że ma po co się budzić.

Nie był pewien, czy starszy przystałby na takie zachowanie. Jednak ów gest odtwarzany na dłoni Michelle zwykł ją uspokajać, więc Peter zdawał się wykonywać to w tym momencie odruchowo.

Czuł się samotny.

Jak gdyby pewna część jego egzystencji nagle opuściła jego wnętrze, pozostawiając go bez żadnych rad i instrukcji, w jaki sposób funkcjonować bez niej.

Anthony był częścią jego egzystencji.

Oderwanym głosem z głowy, do którego zawsze mógł się zwrócić po dobrą radę, nie musząc się obawiać jej nietrafności.

Zakręciło mu się w głowie. Zamknął oczy, chcąc powstrzymać nadchodzącą falę słabości. Poczuł smak podchodzącego jedzenia pod gardło.

Chciałby na chwilę zniknąć.

Cofnąć się w czasie, zapominając o tym, co dzieje się przed nim.

Pracował na to wszystko całe życie. Na ludzką relacje, na bycie wartym, aby mieć kogoś na wzór ojca.

Wszystko rozpadało się na jego oczach, przelatując przez jego palce, gdy tylko chciał przytrzymać konstrukcję swojego życia.

Istnienie nabierało postać piasku, przedzierając się między skórą, zsypując się z każdej strony Petera, jak gdyby był on budowlą, którą ktoś niszczy od tyłu, a on był zbyt zapatrzony, by zauważyć to wcześniej.

Nie zauważył, jaki haos zaczął się w okół niego tworzyć, przez co niespecjalnie interesował się jego przyczyną. Był więc pewien, że śni na jawie.

Był więc pewien, że śni na jawie, gdy Anthony się przebudził.

Nie miał możliwości opisania przebiegu i sposobu w jaki ten przeszedł do pozycji siedzącej, jednak wyłapał, iż mężczyzna wstał.

Nie wiedział, czy może rzucić mu się na szyje. Zawahał się, czy Stark aby na pewno nie uzna tego za zbytnie narzucanie się? Przecież stracił przytomność, mała szansa, że to właśnie Parkera chciał zobaczyć.

Anthony jednak nie myślał o żadnej z tych rzeczy, bowiem nie miał cholernego pojęcia co się w okół niego dzieje.

I pod czas gdy próbował zrozumieć swoje położenie, Peter zdążył pozbyć się wątpliwości, przyklejając się do starszego, zgniatając mu żebra.

Strange obrzucił go troskliwym spojrzeniem, z surowym zmartwieniem przykładając swoją dłoń do czoła człowieka sukcesu. Trudno mu było zachować swoje emocje dla siebie samego, był zbyt oszołomiony odbywającym się zdarzeniem, samemu nie wiedząc, jaką postawę powinien przyjąć.

Dwójka bliskich wybudzonemu ludzi została odsunięta od mężczyzny przez personel, który to zaczął serię rutynowych badań, by ustalić czy utrata przytomności nie miała ukrytej przyczyny.

Stark został wypisany po kilku godzinach, na każdym kroku będąc podtrzymywanym przez swojego podopiecznego. Według swojej opinii nie był aż tak słaby, jednak nie chciał, by młodszy wykrył w jego prośbie o odejście drugie dno, dlatego nie wprowadził jej w życie, pozwalając chłopakowi pomóc.

Dwójka aktualnych opiekunów najstarszego zgodnie doszła do wniosku, iż rozsądnie będzie zostać u Strange'a, tym samym wstępując po drodze pod blok człowieka-pająka, zabierając rzeczy syna Howarda.

A gdy tylko Stephan położył poranionego, nakazując Peterowi trzymać się przez jakiś czas daleko od odpoczywającego, młodzik odczekał aż czarodziej zniknie z horyzontu, chcąc zakraść się do zakazanego miejsca.

Był wyjątkowo zawiedziony i rozczarowany, gdy drogę zatamowała mu latający kawałek materiału, skutecznie odgradzając przejście. W żalu i rozpaczy próbował się tam przedostać, jednak dziwnym trafem Stephan usłyszał jego trud, dając mu do zrozumienia, że ma się trzymać z daleka.

Zaś Anthony powoli zrozumiał, co się stało. Był także przesiąknięty słabą nadzieją, iż zmiana położenia sprawi, że oprawca da mu spokój.

Sięgnął po stojącą na półce herbatę.

Leżący na talerzyku skrawek papieru, który wcześniej mylnie uznał za chusteczkę, szybko rozwiał jego wierzenia. Drżącą ręką odczytał kartkę, powtarzając sobie, iż Peter jest bezpieczniejszy gdy w pobliżu jest jeszcze Strange. Teraz zajmuje się nim ktoś bardziej odpowiedzialny.

Wszystko będzie dobrze, nie zostanie sam.

Zauważyłeś, że w dramatach
głównych bohaterów jest
zwykle trójka?  :))


Zamarł.

stressed (o̶b̶s̶e̶s̶s̶e̶d̶) | marvelWhere stories live. Discover now