Prolog

443 13 30
                                    

Odkąd sięga ludzka pamięć, creepypasty żyły na tym świecie. Niektóre były tutaj od wieków inne od lat. Zawsze stwarzały problem. Nikt nie potrafił ich pochwycić a jeśli udało się kogoś złapać, to i tak uciekał prędzej czy później. Władze miasta były bezsilne, mieszkańcy ginęli i nikt nie mógł nic z tym zrobić. Dlatego została powołana grupa istot, w pewien sposób podobnych do aniołów, o „czystej, białej" mocy by zwalczać szerzące zło. Nazywali się "Strażnikami". Brzmi kiczowato racja? Dla mieszkańców taka definicja oraz nazwa wystarczyła. Konflikt zaostrzał się aż w końcu przerodziło się to w prawdziwą wojnę.


Moi rodzice byli dowódcami Strażników, dość utalentowanymi, dlatego też odziedziczyłam po nich potężną moc. Tak przynajmniej wspominała mi matka, a ja nadal w to wierzę. Mój ojciec szczególnie nienawidził creepypast a szczególnie jednej. Błazen, demon - Candy Pop jeden z najgroźniejszych bytów mieszkający na tych ziemiach. Pamiętam jak tata opowiadał jak go spotkał. Ścigali morderczego klauna ale przypadkiem wpadli na tego błazna. Mój ojciec rzucił się na niego, i używając swoich zdolności zwęglił mu pół twarzy i kawałek ramienia. Demon się wściekł i chciał zrobić odwet ale widząc nadchodzące wsparcie, i będąc w złym stanie uciekł obiecując zemstę. Warunki pogarszały się, creepypasty tępiły Strażników oraz ich dzieci jednego po drugim. Moi rodzice zapewnili mi najwyższą ochronę - nikt nie wiedział o moim istnieniu. Mama zawsze powtarzała żebym nigdy nie pokazywała jakie mam umiejętności bo mogło mnie to zgubić. Jakoś mi się żyło aż do tego pamiętnego dnia...


Był środek nocy, Strażnicy zostali wezwani w tempie ekspresowym na wyżyny górskie gdzie podobno znajdowała się siedziba morderców, co okazało się kłamstwem. Była to zasadzka, odbyła się rzeź na każdym kto poszedł na miejsce zwane teraz "duos acervos". Dowódców potraktowano wyjątkowo brutalnie. Katowano ich, a potem zmasakrowane ciała powieszono na dwóch palach wbitych w ziemię, na głównym placu miasta. Od tamtej chwili ostatnia linia obrony ludzi padła, to też creepypasty zdając sobie z tego sprawę zaproponowały traktat "pokojowy". Co miesiąc do specjalnego ośrodka znajdującego się gdzieś w górach, trafiają osoby przez nie wyznaczone. Dlatego też prowadzi się spis ludności a nowo narodzone dzieci są wpisywane do specjalnego dziennika razem z resztą mieszkańców tak, żeby ci mordercy mieli łatwy dostęp do ich akt.


Z tej okrutnej nocy pamiętam tylko pocałunek mojej mamy kiedy wychodziła i szaleńczy śmiech niosący się echem po naszym mieście. Dla społeczeństwa nie istnieję, więc moje imię nie znajduje się w ów dzienniku. Co do tego ośrodka każdy jest pewien jednego, to miejsce gdzie ginie dziesiątki osób w męczarniach i ku ucieszy creepypast. Władzę przejęły osoby popierające ich politykę dlatego nikt nie wszczyna buntu obawiając się kary.

Minęło już trochę czasu, ale nadal dręczą mnie trzy myśli. Dlaczego to wszystko się wydarzało? Czym sobie, jako prosta ludność, na to zasłużyliśmy, i czy moje życie jak również płynące z nim doświadczanie wystarczy by zakończyć tą masakrę.

Wild Road ♧ Candy PopWhere stories live. Discover now