▪︎ 4 - 𝑾𝒊𝒕𝒂𝒎𝒚 𝒘 𝒓𝒂𝒎𝒊𝒐𝒏𝒂𝒄𝒉 𝒔́𝒎𝒊𝒆𝒓𝒄𝒊

181 11 12
                                    

- Noen, Noen wstawaj! - Kaitlyn zaczeła trząść chłopakiem. Dzisiaj miał ją zabrać do biblioteki. Była podekscytowana jak nigdy, wstała jakąś godzinę temu ale widząc jak jej towarzysz słodko śpi postanowiła jeszcze go nie budzić, ale teraz śpi zdecydowanie zbyt długo. Może i nie wygrał ani razu w karty ale to nie był powód by teraz dać mu za to następną godzinę spania. Miała mu dać fory? Prawdopodobnie tak ale ostatecznie rywalizacja była zbyt zacięta.

- Boże spokojnie - chłopak wstał i powoli się przeciągnął. - Co ty taka zdenerowana?

- Miałeś zabrać mnie do biblioteki! - założyła ręce na piersi.

- No dobrze, zjemy coś i możemy iść - Kaitlyn zrobiła minę dziecka które właśnie dostało lizaka. W tempie ekspresowym zrobiła 4 kanapki, po 2 dla każdej osoby.

- No, jedz szybciej - powiedziała prawie z pełnymi ustami.

- Spokojnie - kiedy on kończył posiłek dziewczyna była już zwarta i gotowa do drogi. Złapała go za rękaw i wywlekła z domu. Noen musiał ubierać się w biegu gryząc ostatni kawałek posiłku.

- Prowadź, mój przewodniku - Przewrócił oczami i zaczął iść dobrze znaną mu drogą. W połowie trasy Kaitlyn wyprzedziła go do takiego stopnia że musiał za nią biec. W końcu staneli przed dębowymi drzwiami biblioteki. Chłopak oparł się o ścianę budynku ciężko dysząc.

- Już się zmęczyłeś? Jakim cudem nadal żyjesz mając taką kondycję? - zapytała badawczo mu się
przyglądając.

- Przypominam że musiałem wstać na zawołanie, zjeść w pośpiechu i za tobą biec! - powiedział z wyrzutem.

- Nie marudź, no to wchodzimy czy nie?

- Nie - odpowiedział ale widząc wzrok towarzyszki po prostu bez słowa wszedł do środka. Jak najciszej przeszli do kąta na samym końcu biblioteki. Chłopak podszedł do jednego z regałów i wziął z niego lampę naftową. Następnie podszedł do wolnej ściany.

- Teraz patrz - Noen nacisnął jedną z wystających cegieł. W podłodze otworzyło się przejście ze schodami prowadzącymi głeboko w dół. - Ostrożnie, bo spadniesz. - zeszli na sam dół. Weszli do całkiem obszernego pomieszcenia gdzie stały regały wypchane starymi księgami i papirusami. - Gdzie ja położyłem tą książkę... - chłopak zaczął przeszukiwać pomieszczenie, w tym czasie Kaitlyn postanowiła pozwiedzać na własną rękę.

Po dłuższej obserwacji jej uwagę zwróciła całkiem obszerna księga oprawioną w purpurową skórę. Dziewczyna wzieła ją do ręki i przetarła kurz z okładki. Nie było żadnego tytułu. Zaciekawiona otowrzyła egzemplarz na losowej stronie. Ku jej zaskoczeniu wszystko było zapisane w jej języku narodowym. Na kartkach były zapisane wszelakie zaklęcia.

- Kaitlyn, gdzie jesteś? Znalazłem to co chciałem. - dziewczyna odłożyła znalezisko na półkę . - Spójrz, to jest oryginał, pamiętnik jakiegos typa czy coś.

- Serio czytałeś czyiś pamiętnik? - zapytała zawiedziona

- To nie jest takie złe jak ci się wydaje, z resztą nie czytałem całego tylko sam koniec. Ostatnie zapiski są napisane na szybko i chaotycznie, ale treśc jest najważniejsza. Pozwól że ci przeczytam:

Niebo rozbłysło milionami kolorów, to nie jest dobry znak. Czuję to.

- To jest notatka która została zapisana parę lat przed tym co ci teraz jeszcze przeczytam ..

Krzyk, wrzask, jakby demon z czeluści wychodził na powierzchnię. W środku dnia nastała noc, tak czarna, że nic nie było widać. Siedziałem w jednym miejcu w swoim domu, nie było żadnego źródła światła. Zatykałem uszy by nie słyszeć tych wrzasków. Piekielnych wrzasków i ludzkich krzyków agonii. Nie wiem ile to trwało, nikt nie wie. Czas dłużył się niemiłosiernie. Powietrze było tak gęstę że ledwo można było oddychać. W końcu gdy wszystko ustało ludzie wyszli na ulice. Setki, może tysiące trupów. Na ulicach powstały krwawe rzeki. Zwłoki były rozszarpane, niektóre zmiażdżone.

Wild Road ♧ Candy PopOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz