18.

1.1K 93 28
                                    

[ rok później ]

- Jinnie, spakowałeś się już? - zawołał NamJoon, wchodząc do mieszkania.

- Prawie! - odkrzyknąłem, siadając na walizce, by móc ją zamknąć. Druga walizka, mniejsza, a, co najważniejsze, różowa, stała w pobliżu drzwi, w których pojawił się mój kochany Bóg Destrukcji.

- Kochanie, nie przesadzasz? Wyjeżdżamy na tydzień, nie na miesiąc.

- Cicho tam. Chcę być przygotowany na każdą ewentualność. Poza tym - wstałem, wskazując niezamkniętą walizkę - siadaj. Jesteś cięższy.

NamJoon westchnął, ale spełnił prośbę. Z łatwością zasunąłem zamki, po czym wstałem.

- No, to możemy jechać. - Pochyliłem się, składając na ustach chłopaka czuły pocałunek.

Pół roku temu przenieśliśmy się z NamJoonem do niewielkiego, jednopokojowego mieszkania w centrum Seulu. Miesiąc później zamieszkały z nami dwie lotopałanki, które teraz, na czas naszej nieobecności dostaną wygodny kącik w pokoju HaYoon.
Nadal pracowałem w restauracji. Awansowałem na szefa kuchni, przez co nie raz i nie dwa spotkałem się z zazdrością i zawiścią pozostałych pracowników lokalu. Jednak byli też tacy, którzy stali się moimi przyjaciółmi - życzliwi, gotowi nieść pomoc, albo zwyczajnie pogadać po ciężkim dniu pracy.
NamJoon rozpoczął studia, oczywiście zaocznie. W tygodniu pracował jako tłumacz. Perfekcyjnie znał język angielski, z tego też względu znalazł lepszą pracę, dzięki czemu żyło się nam naprawdę dobrze. Nie mogliśmy narzekać na brak pieniędzy, jednak brak czasu niekiedy doskwierał. Dlatego postanowiliśmy wyjechać na wakacje.

- Joonie? - zagadnąłem już w samochodzie. - Nie jest ci przykro, że w tym roku nie pojedziesz na festiwal?

- Daj spokój. Zamiast drzeć ryja pod sceną, spędzę cudowne siedem dni z moim największym szczęściem we Włoszech - odpowiedział z uśmiechem, kładąc dłoń na moim udzie. - Jak mogłoby być mi przykro?

Zarumieniłem się. Gorąco wypełniło mnie od środka, a skóra w miejscu, w którym znajdowała się dłoń Nama, paliła żywym ogniem. Przykryłem ją swoją, po czym wystawiłem twarz ku słońcu, wpadającemu przez boczną szybę.

~

Dwie godziny później - po odwiedzeniu HyunMi, gdzie spotkaliśmy także moją mamę; obie kobiety bardzo się zaprzyjaźniły - udaliśmy się na lotnisko.

- Nam, wszystko w porządku? - zapytałem, gdy usiedliśmy w hali lotniska. Zmartwiłem się, chłopak był blady, a dłonie drżały mu niepokojąco.

- Trochę się... stresuję. Nigdy jeszcze nie leciałem samolotem... Ten irracjonalny strach... Nie martw się. - Objął mnie, przytulając do siebie.

- Spodoba ci się, zobaczysz. - Ucałowałem Nama w sam środek pełnych ust.

- Tu jesteście! A Jimin mówił, że nie zdążyliśmy!

Oderwaliśmy się od siebie, zaskoczeni nagłym pojawieniem się YoonGiego oraz reszty towarzystwa - Jimina, który szedł wczepiony w swojego chłopaka; Hobiasza, z tym swoim promiennym uśmiechem; TaeHyunga, który szedł ramię w ramię z JeongGukiem, przyjacielem ze szkoły, a jednocześnie crushem.

- Co wy tu robicie? - Nam uśmiechnął się od ucha do ucha. Ja również. Przytuliłem Jimina, tą uroczą kulkę, który tak bardzo zazdrościł nam wyjazdu do Włoch.

- Za rok polecimy do Włoch, tylko my dwaj, okej?

- Koniecznie. Róbcie dużo zdjęć, żeby potem móc nam je wszystkie pokazać. I trzymajcie się razem, bo Nam ma tendencję do gubienia się w tłumie.

ᴏᴛʜᴇʀ ᴄᴏʟᴏʀ 🌈 ɴᴀᴍᴊɪɴ  Where stories live. Discover now