3.

600 30 11
                                    

19.06.1940 r.

Światło słoneczne przebijało się przez szyby, docierając do mojego pokoju i oświetlając sporą jego część. Pora się ruszyć z łóżka. Tak bardzo nie lubiłam wstawać, ale dzień był piękny, a ja nie zamierzałam go marnować.

Jednak ktoś postanowił zaburzyć mi te myśli, usłyszałam pukanie do drzwi. Nieprzytomnie poderwałam się na nogi i otworzyłam.

Cholera. Janek.

Trzasnęłam mu drzwiami przed nosem. Boże. Klepnęłam się w czoło, z własnej głupoty, co ja zrobiłam. Przecież... jak ja wyglądam! Zaraz ponownie je otworzyłam.

- Wszystko w porządku? - zaśmiał się kpiąco i zaraz uśmiechnął się wesoło, widząc mnie w piżamie. - Ładne wdzianko - zachichotał.

- Dziękuję - czułam jak palę się ze wstydu, sama nie wiem czy to przez to, że mnie zobaczył taką roztarganą, czy przez to, co właśnie powiedział. - Chodź, wejdź - wciągnęłam go za rękę do środka. - Czekaj tu, zaraz przyjdę - popędziłam do pokoju.

Usiadłam na chwilę, na próg łóżka, starając się nie obudzić sióstr i chwilowo ochłonąć. Po chwili wstałam i ubrałam się w zwiewną sukienkę, która zrobiła się dziwnie opięta. Podeszłam do małego lusterka i spojrzałam w nie, przeglądając się. Nie wygląda źle, postanowiłam w niej zostać. Swoje ciemne włosy rozczesałam, a przez to, iż były zwyczajnie krótkie, nie mogłam za wiele z nimi zrobić. Przednie kosmyki delikatnie skręciłam, przełożyłam na tył i spięłam je, końcówki naturalnie mi się falowały, co zawsze lubiłam, bo nie musiałam spędzać nad układaniem fryzury zbyt dużo czasu.

- Nie martw się, dobrze wyglądasz - odezwał się piegus szeptem, stojąc oparty o dębową futrynę.

Uśmiechnęłam się, ale przemilczałam jego uwagę.

Ostatni raz przejrzałam się w swoim odbiciu, chcąc być pewna, iż faktycznie  dobrze wyglądam i przeszłam do kuchni, aby coś zjeść. Nikogo nie było w zasięgu mojego wzroku, prócz Bytnara, wszyscy spali, a co jeszcze dziwniejsze, było cicho, nawet na zewnątrz, tak jakoś nadzwyczaj spokojnie.

- Jadłeś? - przeszłam do kuchni i odwróciłam się, gwałtownie, by spojrzeć na mojego towarzysza, ale szedł krok w krok za mną, więc na niego wpadłam. - O boże, przepraszam - czułam jak łapie moje nadgarstki i skrada szybkiego buziaka na moich ustach.

- Nic się nie stało - wyszczerzył się głupio i mnie puścił. - Jadłem, dziękuję.

- Uhh... Jesteś niemożliwy - mruknęłam. - To może coś do picia? - zmieniłam szybko temat.

-Herbatę, poproszę.

- Się robi, dobra herbatka dla pana - zaśmiałam się pod nosem.

Przejrzałam szafki. Wczorajszy chleb, ukroiłam sobie mały kawałek i nastawiłam wody na herbatę. Choć na ten moment, kawa wydawałaby się lepszym pomysłem, lecz ta zbożowa ani trochę nie przypominała tej prawdziwej, przedwojennej.

- Co cię do mnie sprowadza? - spojrzałam na niego i mimowolnie uśmiechnęłam się sama do siebie.

- Mam... Mamy - poprawił się natychmiast - niespodziankę.

- Mamy? - spytałam zdziwiona.

- Z chłopakami, dla ciebie, Basi i Hali - uśmiechnął się. - Spodoba wam się. Mam nadzieję.

- No, zobaczymy... - rzuciłam zaciekawiona, co takiego mogą dla nas skombinować. - Śpieszy nam się? - zalałam filiżanki wrzątkiem i usiadłam na krześle, podając mu jedno z porcelanowych naczyń.

Namiastka Nieznanego ~ kamienie na szaniecWhere stories live. Discover now