5.

499 26 9
                                    

11.11.1940 r.

Co, jak co, ale Polacy wykorzystywali każdą chwilę na dokopanie Niemcom, a dzisiejsza wyjątkowa i tak pamiętna data, była na to doskonałą okazją. Jak to starsze pokolenia mówią: bo ludzie, to się w nieszczęściu łączą. I faktycznie tak było.

Od rana wszyscy dzielnie pracują, a Szkopy nie nadążają z łapaniem 'bandytów'. Zostałam przydzielona do grupy Zośki, gdzie był także Rudy, Hala, Mały i Buzdygan.

- Na gmach, do banku - stwierdził Tadeusz. - Rozdzielamy się po dwie osoby. Ja z Małym, Rudy pójdzie z Tadziem i dziewczęta razem. Jasne? - powiedział tonem, który nie chciał nawet słuchać o sprzeciwie. 

- Jasne - powiedzieliśmy w różnym czasie i bez większych emocji, choć zapewne każdego rozsadzało od środka z tej adrenaliny, która na nas czeka.

- No, ale więcej entuzjazmu proszę - uśmiechnął się delikatnie. - Dzisiaj taki piękny dzień!

- Jasne! - odpowiedzieliśmy chórem i zaraz każdy się rozweselił.

Wyszliśmy z Koszykowej, ruszając na Marszałkowską, gdzie znajdował się owy budynek banku.

- Boisz się? - zapytałam Hali, która jak zawsze nie dała po sobie poznać, co czuje.

- A skąd takie pytanie? - spojrzała na mnie, unosząc kąciki ust. - Robimy, co do nas należy, strach gra tutaj osobną i mało istotną kwestię - wzruszyła ramionami, jakby głębiej się nad tym zastanawiając. 

- Ale czy się boisz? - zapytałam ponownie.

- Każdy się boi - powiedziała spokojnie, była taka powściągliwa, zupełnie jak Zawadzki. Momentami ich podziwiałam, że mogą w każdej chwili zachować zimną krew i stłumić wszystko w sobie. - Tylko każdy pokazuje ten strach inaczej, poza tym można go trzymać z boku, na dystans lub zupełnie zostawić go w tyle, na rzecz tej skaczącej adrenaliny. Na pewno wiesz o czym mówię.

Rozdziawiłam usta i słuchałam jej tak chwilę, wie o czym mówi, a przy okazji jest taka pewna tego, że nikt nie mógłby jej zarzucić, iż plecie głupstwa. Zawsze uważałam Glińską za inteligentną dziewczynę, nic więc dziwnego, czemu Tadeusz wybrał ją, mimo, że nigdy nie mógł narzekać na brak adoratorek. 

Po niedługim czasie stałyśmy przed Bankiem PKO, a niedaleko szli chłopcy, po obu stronach ale na bezpiecznej odległości. 

- My mamy czaty, a oni zajmują się resztą - dostałam informację od mojej towarzyszki.

Kiwnęłam głową, na znak, że rozumiem. Rozdzieliłyśmy się i dawałyśmy naszym kolegom skryte znaki. 

Cała czwórka przemierzyła spokojnie ulicę, udając się do szczytowego punktu w banku, który sobie wyznaczyli. 

Rozejrzałam się, cały patrol,  jak na nasze szczęście stał tyłem i szedł w następne ulice, więc mieliśmy swobodny manewr. Poprawiłam włosy w specyficzny sposób i spojrzałam na zegarek, co było znakiem, na to, że jest czysto i mogą działać.

Tadeusz i Mały stali na dole, by złapać czerwone, hitlerowskie flagi, ze swastyką, a zadaniem Janka i Buzdygana było ich odwieszenie i na ich miejsce, wstawić i rozłożyć piękne, długie materiały z barwami naszego kraju. To był wielki dowód na to, że Polacy się nie poddadzą i choćby nas mieli swoimi obcasami wgnieść w ziemię, Naród Polski zawsze będzie istnieć.

Efekt końcowy - niesamowity. Biało-czerwone flagi,  powiewały spokojnie na wietrze niczym drogi jedwab, napawając nas dumą i pewnością siebie. Ludzie patrzyli na nie zdumieni, jedni mruczeli coś pod nosem, że się doigramy, a inni podnosili wyżej głowy i uśmiechali się od ucha do ucha. Takie działania pokazywały i przypominały naszym rodakom, że wciąż jesteśmy i mamy o co walczyć, tym samym deptaliśmy cały czas Niemcom po piętach.

Namiastka Nieznanego ~ kamienie na szaniecWhere stories live. Discover now