Rozdział 1

40 5 0
                                    

*6 lat później*

- Cholera. - szepnął Kamil, kończąc butelkę piwa i spojrzał na mnie

- Co się dzieje? - spojrzałam na niego, susząc włosy

- Nic, po prostu... Kornelia, mieszkamy razem już tyle czasu. Zaraz są Twoje 19-ste urodziny. Żyjemy w tym samym mieszkaniu już prawie rok, a nadal nie zrobiliśmy nic z naszą relacją. Ciągle siedzimy w tym samym gównie, które ma nazywać się przyjaźnią z korzyściami. Jest to fajne, ale wiesz o tym, że tak nie można ciągnąć wiecznie. Mówiłem Ci tyle razy o moich uczuciach do Ciebie, że dla mnie to jest coś więcej, a Ty nic sobie z tego nie robisz...

- Wiesz dobrze, jakie mam podejście do związków, mówiłam Ci o tym, opowiadałam, jak bardzo boję się w coś angażować i przedstawiłam Ci moje argumenty, dlaczego tak, a nie inaczej.

Kamil westchnął i wstał. Poszedł do kuchni, a ja, po zakończeniu zabawy z tymi głupimi włosami, udałam się do sypialni po koc, następnie owinęłam się nim i i usiadłam na kanapie, pogrążając się w myślach o swojej przeszłości.

*flashback*

Dziewczyna z długimi, czarnymi włosami siedzi na ławce w parku, słuchając muzyki. Nagle podchodzi do niej wysoki, dobrze zbudowany brunet i siada obok niej. Przytula ją na powitanie, a ona nie chce go wypuścić z uścisku przez długi czas. A ja siedzę i obserwuję to przez okno niewielkiej kawiarni, która stoi tuż obok parku, piję latte i myślę nad sensem własnej egzystencji. Wyciągam wtedy telefon i piszę do Sandry, że zaraz będę się do niej zbierać. Tamtego dnia znowu opuściłam lekcje i czekałam, aż moja klasa będzie kończyć zajęcia. Nienawidziłam czwartków, niby krótkie lekcje, bo do 12, ale nie miałam ochoty widzieć twarzy żmii, która uczyła mnie wiedzy o społeczeństwie. Niby tylko jedna lekcja w tygodniu przez rok, ale to i tak było za dużo. Sandra po chwili odpisała, że jest już w domu i na mnie czeka. Odniosłam filiżankę i zapłaciłam za kawę, następnie udałam się do swojej jedynej przyjaciółki. Mieszkała nieopodal parku, na sąsiedniej ulicy, więc droga zajęła mi zaledwie 10 minut. Kiedy stałam pod jej drzwiami, zadzwoniłam dzwonkiem i mnie wpuściła. Zdjęłam buty i zostawiłam w przedpokoju. Od razu skierowałam się do jej pokoju, bo pewnym było, gdzie spędzimy najbliższe godziny. Sandra wzięła wino, które miała najpewniej w barku i przyszła po chwili. Bez problemu je rozkorkowałyśmy. Wyjęłam z kieszeni paczkę papierosów i zapalniczkę, otworzyłam okno i odpaliłam, Sandra wtedy podeszła do mnie z winem.

- Rzucisz to gówno kiedyś, czy nie? - zapytała

- Pewnie nie. Na coś umrzeć trzeba. - odpowiedziałam, patrząc jej głęboko w oczy

- Mogłam się tego spodziewać. - napiła się trochę wina i wzięła ode mnie papierosa, zaciągnęła się nim i mi go oddała, po chwili podeszła do mnie trochę bliżej - wiesz, może zostaniesz dziś na noc? Mam coś dla Ciebie, masz za kilka dni 17-ste urodziny, ale prezent nie powinien czekać aż tyle czasu, zanim Ci go dam. - po tych słowach podała mi do ręki wino, a sama poszła na dół, czekając na nią, napiłam się tego wina i dokończyłam papierosa.

Zamknęłam okno i usiadłam na łóżku. W tamtym weszła Sandra, po chwili położyła mi na kolanach pięknie ozdobione pudełko

Położyłam się na kanapie, nie chcąc dalej wspominać tamtego dnia. Spojrzałam na Kamila, który akurat zdążył zrobić sobie kolację i usiąść na fotelu obok kanapy. Po chwili namysłu wstałam i zabrałam mu jednego tosta. Popatrzył na mnie tak, jakbym zabiła mu pół rodziny, a ja tylko się uśmiechnęłam i usiadłam mu na kolanach, patrząc w oczy. Skończyłam tosta i go przytuliłam. Odwzajemnił uścisk i zaczął bawić się moimi rudymi włosami, które ponoć cholernie go kręciły. Nie lubiłam ich. Ludzie zawsze przez nie źle na mnie patrzyli, każdy był święcie przekonany, że jak ktoś jest rudy, to fałszywy. W moim życiu tylko dwie osoby tak nie uważały, Kamil i Sandra. Wiedzieli, że można mi zaufać. Z resztą, nie miałam nawet komu mówić o tym, co się dzieje. Szkoda, że Sandry już przy mnie nie ma, czasami za nią tęsknię. 

- Kamil, idziemy spać? - pocałowałam chłopaka w policzek, patrząc w jego piękne, szare oczy. Jego oczy były cudowne, kiedy się podniecał, robiły się ciemniejsze, kiedy był smutny, to jaśniały. Zawsze umiałam z nich wyczytać, o co mu aktualnie chodzi

- Tak, idziemy. - Kamil mnie podniósł i zaniósł do sypialni, położył na łóżku, potem wrócił się do salonu i wszystko zgasił

Wszedł do pokoju i zamknął drzwi, położył się obok mnie i mnie przytulił. Nie minęło dużo czasu, zanim udałam się do Krainy Morfeusza.

Skradnę Twe SerceWhere stories live. Discover now