Rozdział 4

31 2 0
                                    

*oczami Kamila*

W środku nocy obudził mnie płacz Kornelii, która spała obok.

- Kochanie, co się stało? - zapytałem

- Znów ten cholerny sen, znowu śniło mi się, jak Wiktor umiera w szpitalu. Ale pierwszy raz miałam przed oczami też ten cholerny pożar. Dlaczego znowu mi się to śni? Nie umiem przestać się obwiniać o jego śmierć.

- Przecież wiesz, że to nie jest Twoja wina. Nie wiedziałaś, że kino spłonie tamtego dnia, skąd mogłaś to wiedzieć?

- Ale Kamil, ja go tam zostawiłam, rozumiesz?! Miałam na niego poczekać! Może mnie szukał i dlatego nie zdążył wyjść z kina? Przecież gdybym wtedy nie poszła, to mogłam go ocalić, gdyby nie ten cholerny ojciec! Kurwa, dlaczego akurat wtedy musiał popełnić samobójstwo i zostawić ten cholerny list?

- Skarbie... - szepnąłem i otarłem jej łzy, po czym przytuliłem ją do siebie

- Przepraszam, że znowu zawracam Ci tym głowę.

- Nie przepraszaj, wiem, co czujesz. Połóż się, porozmawiamy o tym w dzień, obiecuję.

- Dziękuję, że jesteś. - Kornelia złapała mnie mocno za rękę i się położyła

Pocałowałem ją w czoło i dałem porwać się myślom. Wiktor był pierwszą miłością Kornelii. Kochała go całym sercem i planowali razem przyszłość, mimo że znali się krótko. Opowiadała mi o tamtym dniu, w którym zmarł jej ojciec i zaczęło płonąć kino. Była tam wtedy, wraz z Wiktorem, po jego zmianie, mieli udać się na obiad razem i spędzić trochę czasu wspólnie w mieszkaniu chłopaka. W pewnym momencie Kornelia otrzymała telefon ze szpitala, że jej ojciec jest w stanie krytycznym i nie zostało mu wiele czasu. Nie myśląc o niczym, pobiegła do szpitala, w którym znajdował się jej ojciec. Nie powiadomiła Wiktora o tym, co się stało i zostawiła go samego w kinie. Kiedy dotarła do szpitala, została jej naświetlona sytuacja. Jej ojciec wypił bardzo dużo alkoholu i przedawkował tabletki nasenne, które brał, bo cierpiał na bezsenność. Poszła na salę, żeby się z nim pożegnać. Nawet płukanie żołądka nie pomogło. Alkohol i tabletki dały radę się wchłonąć i zacząć niszczyć cały organizm. Śpiącego i krztuszącego się własnymi wymiotami, znalazła go ciotka Kornelii, a jego siostra. Od razu zadzwoniła po karetkę. Zabrali go na dźwiękach syren, ale już wtedy było za późno. W szpitalu próbowali go ratować. Wypłukali żołądek, podali kroplówkę i czekali, co się stanie. Jednak mężczyzna nadal nie dawał znaków życia i wymiotował. Wtedy zadzwonili właśnie do Kornelii. Na sali zobaczyła swojego bladego ojca i się rozpłakała. Miała wtedy tylko jego ze swojej najbliższej rodziny, a on umierał na jej oczach z wycieńczenia. Siedziała przy jego łóżku przez jakiś czas i w tamtym momencie przyjechała następna karetka, przywożąc Wiktora, który także miał trudną przeszłość, jak Kornelia. Chłopak miał ogromne poparzenia na całym ciele i od razu trafił na salę operacyjną. Jego ciało było całe czarne, twarz nie wyglądała tak jak zawsze, a inaczej. Prawie jej nie było. Jego włosy spłonęły. Ponoć tylko oczy nadal lśniły tak, jak za pierwszym razem. Kornelia doznała szoku. Do jej oczu zaczęło napływać jeszcze więcej łez, a kiedy Wiktor był operowany, jej ojciec zmarł. Pobiegła do pielęgniarek i to powiedziała. Nie mogli nic zrobić. W ten sposób straciła pierwszą osobę tamtego dnia. Została nadal w szpitalu i czekała, żeby dowiedzieć się, jak powiedzie się operacja Wiktora. Wyszła tylko przed szpital, żeby zapalić, ale ciągle patrzyła przez szklane drzwi, czy wracają z Wiktorem z bloku operacyjnego. Spaliła pół paczki z tego wszystkiego. Już miała odpalać 11-stego papierosa, kiedy zauważyła, że lekarze wraz z pielęgniarkami, przewożą jej ówczesnego chłopaka na salę pooperacyjną. Schowała papierosy do torebki i pobiegła za nimi. Zapytała, czy może wejść na salę i kiedy się obudzi. Pielęgniarka spojrzała na jej zaszklone oczy i powiedziała, że może wejść, ale nie wie, czy w ogóle się obudzi. Ogień wdarł się w organizm za bardzo. Kornelia weszła na salę i usiadła przy łóżku Wiktora, następnie złapała jego spaloną dłoń i zaczęła przepraszać za to, co zrobiła. Siedziała tak przy nim resztę tamtego dnia i całą noc. Następnego dnia rano, chłopak obudził się na chwilę i spojrzał na Kornelię, a ona się rozpłakała i zaczęła go jeszcze raz przepraszać. Powiedział jej tylko, żeby się nie przejmowała, jeśli nie przeżyje i znalazła kogoś, kto da jej szczęście i ją pokocha tak samo, jak zrobił to on. Dziewczyna chciała go przytulić, ale nie mogła, on nie mógł się ruszyć, a każdy dotyk bolał go koszmarnie. Nie miał jej za złe, że poszła, zrozumiał sytuację, wiedział, że nie miała na to wpływu. Przynajmniej tak jej powiedział. Później zasnął znowu. Obudził się jeszcze kilka razy tamtego dnia, ale w nocy zmarł. Kornelia przeżyła wtedy załamanie. Poszła do siebie i miała ochotę skoczyć z bloku, jednak tego nie zrobiła dzięki Sandrze, która do niej zadzwoniła i zapytała, czemu się nie odzywa. Kornelia dała radę się tylko rozpłakać i powiedzieć, żeby Sandra do niej przyszła. Posprzątała lekko mieszkanie. Kiedy była w pokoju ojca, znalazła liścik, w którym przeprasza i tłumaczy, dlaczego to zrobił. Opowiedział jej o prawdziwym powodzie śmierci jej matki. To nie był nieszczęśliwy wypadek, ona specjalnie zjechała z mostu do wody, nie chciała dłużej żyć. Sam zostawił jej trochę pieniędzy i testament. Wszystko, co miał, trafiło do Kornelii. Nie obchodziło jej to. Chciała cofnąć czas. Nie iść do szkoły i powstrzymać ojca oraz ostrzec Wiktora przed pożarem, ale nie mogła. Kiedy Sandra do niej przyszła, to Kornelia opowiedziała jej o całym dniu, wypalając resztę paczki papierosów. Sandra wiedziała, że coś złego musiało się stać i dlatego przyniosła jej dwie nowe. Kiedy coś złego się działo, Kornelia zawsze paliła więcej. Sandra przez kilka następnych dni, została u Kornelii, żeby wesprzeć ją trochę, ale nie mogła u niej zamieszkać. Przez następne dwa tygodnie, Kornelia była na dwóch pogrzebach i w ogóle nie chodziła do szkoły. Wspominając to, jak Kornelia mi o tym opowiadała, płacząc, zrobiło mi się strasznie przykro i przytuliłem dziewczynę. Odruchowo uśmiechnęła się przez sen. Po chwili sam zacząłem zasypiać, jednak spojrzałem na zegarek, była już 4:30, zostało mi półtorej godziny snu. Uznałem, że nie opłaca mi się zasypiać, więc wziąłem poszedłem do kuchni, aby zrobić sobie śniadanie. Zjadłem trzy tosty. Była już 5:00, usiadłem na łóżku, a później się położyłem przy Kornelii. Dokąd nie zadzwonił budzik i nie musiałem zbierać się do pracy, masowałem dziewczynę po ramieniu. Spała tak cudownie. Cieszyłem się, że ją miałem. Kochałem ją. O 6:00 wstałem z łóżka i zostawiłem Kornelii karteczkę, że nie chciałem jej budzić i powinna sobie zrobić dziś wolne od szkoły, a będę miał dla niej niespodziankę, kiedy wrócę.

Skradnę Twe SerceWo Geschichten leben. Entdecke jetzt