Rozdział 9

14 0 0
                                    

Od napaści na Artura Mary stała się bardzo cicha. Praktycznie w ogóle się nie odzywała. Co jakiś czas odpowiadała na zadane pytanie, ale nic poza tym. Zagłębiała się w swoich myślach, a krążyły one wokół jej brata. Bez przerwy myślała o nim. To, co zobaczyła, było dla niej wstrząsem. Nie spodziewała się, że coś takiego może się zdarzyć w Hogwarcie. Gdyby Artur został tylko pobity, to należałoby do normy, ale ten napad przeszedł wszystko, czego się dopuścili śmierciożercy. Zastanawiała się, kto to mógł zrobić. Miała pewne podejrzenia, jednak nie wierzyła, aby Bella za tym stała. Nawet ona nie jest zdolna do czegoś takiego.

Chcąc zapomnieć o ostatnich wydarzeniach, Mary przesiadywała cale dnie w pokoju wspólnym naprzeciwko okna i wpatrywała się w przestrzeń. Widok jeziora trochę ją uspokajał. Nigdzie nie wychodziła. Miała dość słów współczucia od nauczycieli, przyjaciół. Chciała być sama. Pragnęła o wszystkim zapomnieć. Nie potrzebowała litości, tylko szczerej rozmowy. Z przyjacielem, przy którym poczułaby się dobrze. Ale oni cały czas truli jej, że jest im przykro. Nie mogliby przestać dokładać jej dodatkowego cierpienia?

- Mogę się przysiąść?

Mary błyskawicznie odwróciła głowę. Przed jej oczami stał Remus. Zdziwiła ją jego obecność. Tylko on nie składał jej kondolencji.

- Jasne - odpowiedziała.

Remus usiadł obok niej i spojrzał na nią troskliwie.

- Jak się czujesz? Kiepsko wyglądasz.

Mary znieruchomiała. Spodziewała się od Remusa słów typu: "Współczuje ci." albo "Wiem, co czujesz". Ale on... normalnie z nią rozmawiał. Nie pocieszał jej na siłę, tylko prowadził normalną konwersację.

Remus musiał zrozumieć wyraz jej twarzy, bo odparł:

- Domyślam się, że jesteś zirytowana tym, ze wszyscy ci mówią, jak im jest przykro. Każdego by takie gadanie wnerwiło. Peter mi opowiadał, jak jego matka przez to przechodziła. O mało nie rozniosła domu. - Mary uśmiechnęła się. - W końcu na twojej twarzy zawitał uśmiech.

- To dzięki tobie. Masz w sobie dar pocieszania ludzi. Sama twoja obecność działa na mnie kojąco.

Remus złapał ją za dłoń.

- Zawsze możesz na mnie liczyć.

Mary przybliżyła się do niego. Spojrzała mu głęboko w oczy.

- Dziękuję ci za to, że jesteś.

Zbliżyli się do siebie jeszcze bardziej. Dzieliło ich od siebie zaledwie parę centymetrów. Zamknęli oczy i...

Nagle rozległy się podniesione głosy. Mary i Remus odsunęli się od siebie. Na środku pokoju wspólnego zrobił się tłum. Podeszli bliżej, jednak nie dostrzegli, kto stał za tym zbiegowiskiem. Po chwili z morza uczniów wyłoniła się siedemnastoletnia dziewczyna. Twarz miała całą we łzach. Mary od razu rozpoznała w niej twarz Molly.

- Molly, co się stało? - spytała troskliwie.

Molly spojrzała na nią. Wyglądała, jakby ktoś pozbawił ją cząstki jej duszy.

- A-artur - wykrztusiła Molly. - Mary, on...

- Obudził się? - spytała Mary z nadzieją w głosie.

- Tak, ale... - wyjąkała Molly, dławiąc się łzami - on... p-powiedział... że to j-ja go n-napadłam...

Mary wytrzeszczyła oczy ze zdumienia. Po chwili zdziwienie ustąpiło furii. Jak on mógł oskarżyć Molly o to, że go napadła? Przecież ona była cały czas z nią! Niby jak mogła zaatakować Artura w lochach? Przecież nie mogła się rozdwoić!

Nadzieja pośród mrokuWhere stories live. Discover now