Psycholog

4 0 0
                                    

Psycholog
22/40

Kwarantanna uderzyła w niego jak grom z jasnego niebo. Przywykł do pracy w swoim gabinecie z pacjentami twarzą w twarz. Przejście na kamerę i słuchawki wywoływało u niego zdecydowany opór. Dlatego też tak z tym zwlekał. Od dawna narzekał na przepracowanie. Miał okazję odpocząć. Z jakiegoś powodu tego nie zrobił, sytuacja go przerosła. Odrzucał autoanalizę. Zabrał się więc za pracę przed komputerem, tym bardziej, że pacjentów nie brakowało. Pomagając innym pomagał również sobie, wiedział o tym dobrze. Był pod przymusem sytuacji. Ludzie płakali przed kamerą. On nie mógł tego zrobić. Więc co mógł?
Nie miał w zwyczaju wychodzić na spacer. Nie lubił tego. Bibiś, pies załatwiał potrzeby w ogrodzie. Brakowało mu coraz bardziej knajp, kin, teatrów. Musiał przyznać się przed sobą, że widok zamkniętych sklepów go zasmucał. Uwielbiał zakupy. Przyznawał się sam przed sobą, że widok odbitej jego sylwetki w wystawie sklepowej zawsze dobrze go nastrajał. Był próżny. Wiedział o tym. Był i pracowity. O tym też wiedział. Coraz bardziej uświadamiał sobie, że pracuje na cudzym nieszczęściu. Kto szczęśliwy przychodzi do psychologa?
Przypomniał sobie o K., którego niedawno spotkał, jeszcze przed tą zarazą. Znali się ze studiów. K. był wziętym prawnikiem, powiedział, że do południa obskubuje bogatych, a wieczorem udziela się charytatywnie. Psycholog siedząc nad szklaneczką mocniejszego rozmyślał o tym i uświadomił sobie ze smutkiem, że w jego życiu nie ma równowagi. "Chociaż może, gdyby odpowiednio zinterpretować zakupy" - próbował żałośnie się oszukać albo rozweselić? Próbował jeszcze kilku sztuczek: może zacznie liczyć taniej za godzinę albo wprowadzi gratisowe godziny dla stałych klientów. Wyjął swój najmocniejszy odczulacz - pastylkę. Zaraz zaśnie i wszystko wróci do normy, ale nie wróciło.

23/40

Próba oszukania samego siebie tym razem się nie powiodła.
- „co jest do jasnej cholery!" – to była pierwsza myśl po przebudzeniu. Później było coraz gorzej. Jeszcze przed śniadaniem opieprzył faceta, który wrzucił rękawiczki jednorazowe do kosza sąsiada:
- co pan robi!? No co pan zrobił?! Niech pan wyjmie te rękawiczki natychmiast! Przecież to nie pana kosz! – kompromitacja – pomyślał – co ja wyprawiam? Nie zdążył sobie odpowiedzieć, gdyż usłyszał wesołe:
- „A właśnie, że nie wyjmę!" – co rozeźliło go do tego stopnia, że musiał powstrzymać się resztkami sił by nie rzucić się na faceta.
Co ja wyprawiam? Co ja do cholery wyprawiam? – pomyślał wracając do domu. Bibiś zachowywał się często nadpobudliwie. Przywykli obaj do tego. Jednak tym razem Bibiś oberwał, kiedy spróbował mu skoczyć do twarzy, by się przywitać z wielką radością, że jego pan jest jeszcze w domu. Bibiś zatoczył się, ale ufność jego nie znała granic. Powrócił jakby nic się nie stało. Psycholog przeżył to dużo bardziej: co ja wyprawiam do jasnej cholery? – pobiegł do łazienki i wskoczył pod prysznic, gdzie spędził długie chwile, aż gorąca woda skończyła się w bojlerze.
- Jasna cholera, czyżbym zaczynał mieć zespół stresu pourazowego? I mówię sam do siebie. Bibiś! Bibiś! Chodź tu mordo. Mój pieseł. Tak jest! Super pies! Zaraz coś dobrego przygotuję. Zjemy razem. Już dobrze, tak jest! Mądry piecho. Tak, pancio uwielbia Bibisia. Tak jest. Już jest dobrze, już dobrze.

Quarantine/KwarantannaWhere stories live. Discover now