rozdział 2

1.3K 36 6
                                    

Carmen

Dźwięk budzika wyrwał mnie z błogiego snu. Nienawidziłam poranków, a szczególnie tych wczesnych, kiedy trzeba było wstawać do szkoły. Ile bym dała, żeby szkoła zaczynała się o dziesiątej... Ale, ale... Przyrzekłam sobie nowy start. A właściwie to moim rodzicom. I dyrektorowi. I z reszcie całego grona pedagogicznego oraz nowo poznanemu kuratorowi.
Mam się zmienić, czyli - nie spóźniać się, poprawić oceny i zachowanie. Z tym ostatnim to może być mały problem, ale jak ja coś postanowię, to tak się dzieje.

Westchnęłam głęboko i wstałam z łóżka. Otworzyłam drzwi  mojego pokoju i od razu dobiegł mnie zapach porannej kawy mojego brata. Jednak ja miałam ochotę na coś innego. Pewnych nałogów niestety nie da się tak szybko zmienić. Szybko naciągnęłam na siebie szlafrok i otworzyłam drzwi balonowe. Wyciągnęłam ze schowka moja paczkę papierosów i zapalniczkę i odpaliłam nikotynową słodycz. Nic nie pobudza mnie bardziej niż poranny papieros. Ale o tym, wiem tylko ja. Gdyby mój brat się dowiedział, szybko zwątpiłby o moim postanowieniu zmiany. A tego bym nie chciała.

Po spaleniu porannego papierosa, szybko się ogarnęłam i wyszłam z domu, uprzednio go dokładnie zamykając. Spojrzałam na mój samochód stojący na podjeździe. Prezent od rodziców.
Nie myślałam, że kiedykolwiek ktoś będzie chciał mi go ukraść, a jednak. Nadal nie rozumiałam czegoś, co powinnam wczorajszej nocy zrobić, a nie zrobiłam, mianowicie zadzwonić na policję. Niby ten chłopak znalazł moją marihuanę, ale to można było szybko załatwić. To nie ona była przeszkodą, przez którą nie zadzwoniłam wczoraj po pomoc. To było coś... W tym chłopaku. Coś mnie w nim zaintrygowało. Może jego głos, może zachowanie. Nie byłam pewna. Żałowałam jedynie, że nie udało mi się zobaczyć jego twarzy.

Wiedziałam, że to nienormalne, ale chciałabym go jeszcze raz spotkać. Zaraz, co ja mówię?!
To totalnie pokręcone zważywszy na to, że ten koleś próbował ukraść mi auto. Mógł być niebezpieczny, lecz wczoraj wcale nie czułam strachu. Było to bardzo dziwne...

Wsiadłam do samochodu i odpaliłam silnik. Mój wzrok padł na woreczek z marihuaną, który tamten chłopak trzymał uprzedniej nocy. To co wczoraj mówiłam, o tym, że z tym skończyłam, było stuprocentową prawdą, lecz nie potrafiłam się z tym woreczkiem rozstać. Westchnęłam i nie myśląc już dużo wrzuciłam go do schowka, upewniając się, ze jest szczelnie zamknięty. Może kiedyś się przyda.


Zatrzymałam się pod domem mojego przyjaciela Adriena. Poznaliśmy się niedawno, a że chodzimy do tej samej szkoły, zgodziłam się go zabierać do niej razem ze mną.
Po chwili zobaczyłam jak blond loczki Adriena wesoło zmierzają w moim kierunku. Był naprawdę przystojny, i, gdyby był tylko w moim typie, na pewno bym się za niego zabrała. Lecz bycie przyjaciółmi również zupełnie mi nie przeszkało.

- Cześć, Carmen. Co za piękny dzień mamy dzi...

- Dobra wsiadaj i nie mów do mnie nic więcej. Wiesz, że nienawidzę poranków. A ty to bardzo dobrze wiesz, więc przestań mnie denerwować - powiedziałam poważnym tonem i popatrzyłam jak mój przyjaciel zwija się że śmiechu. I tak codziennie...

- Boże, Carmen, uwielbiam ciebie z rana - powiedział Adrien, zapinając pas i nadal chichocząc pod nosem.

- Ja za to uwielbiam ciebie o każdej porze dnia - powiedziałam, uśmiechając się ironicznie do kierownicy.

***

Dzisiejsze lekcje były przeraźliwie nudne. Na matmie niemal zasnęłam i Adrien, który siedział za mną, był zmuszony co jakiś czas dźgać mnie ołówkiem, żebym nie rąbnęła głową o ławkę, bo przysięgam, że to, co dziś robiliśmy, było najnudniejszym tematem na świecie.
Najciekawszą rzeczą w szkole zwykle był lunch. Pełna stołówka, czasem zdarzyła się jakaś drama. Najbardziej lubiłam te pomiędzy cheerleaderkami, zwykle były najzabawniejsze.

Always in troubleWhere stories live. Discover now