rozdział 8

781 21 1
                                    

Carmen

Dopiero w domu do mnie dotarło, że brałam udział w kradzieży auta jakiegoś obłędnie bogatego gościa, kiedy grozi mi poprawczak. I moi wściekli rodzice. Jak mogłam się na to zgodzić? Dlaczego nie zaprzeczyłam i po porostu nie wyszłam z tego samochodu, tylko udawałam przed tym dupkiem Nicolasem, że niczego się nie boję? Bo ja naprawdę się bałam, ale pomyślałam pieprzyć to. Skoro on mógł, to ja też.

Naprawdę tego nie rozumiałam. Ale wiedziałam jedno. To on tak na mnie działał. I najwyraźniej nie umiałam tego powstrzymać. To, jakie emocje zawsze go otaczały; adrenalina, ta ciągła nonszalancja, czułam, że wpływają one też na mnie. Nicolas niczego się nie bał. I ja oczywiście również chciałam taka być.


Gdy doszłam w końcu do końca szkolnego korytarza, delikatnie uchyliłam drzwi biblioteki, by podejrzeć czy Nicolas już się tam zjawił. Niestety nie zdążyłam nic zobaczyć, ponieważ usłyszałam za sobą kroki. Szybko się odwróciłam i ujrzałam za sobą uśmiechniętego chłopaka, wyglądającego na zupełnie niezmartwionymi ostatnimi wydarzeniami. Pewnie był już do tego przyzwyczajony.

- A ty co się tam tak czaisz, Alicjo? -  spytał, rzucając swój idealny uśmiech. Jego spojrzenie było chłodne jak odcień jego niebieskich oczu, zupełne przeciwieństwo jego ciepłego uśmiechu. Mimo, że w tym uśmieszku można było znaleźć nutę zadziorności i pazura, całkiem go lubiłam.

- Wchodzisz czy nie? - odezwałam się, krzyżując ręce na piersi, udając, że wcale go tam z determinacją nie wyszukiwałam. Chłopak uniósł wysoko brwi i popchnął drzwi wchodząc pewnie do środka. Bibliotekarka jak zwykle, gdy tylko zobaczyła, że przyszedł Nicolas, podeszła do niego tak szybko, że prawie się po drodze potknęła. Zauważyłam, że zawsze próbowała z nim flirtować, co zawsze mnie śmieszyło, lecz teraz gdy zobaczyłam, jak uśmiecha się do niego i zakręca palcem kosmyk włosów poczułam zirytowanie. Przewróciłam oczami i ominęłam chłopaka, który wyraźnie nie był zainteresowany bibliotekarką. Zawsze udawało mu się ją jakoś zbyć, mówiąc, że trzeba się brać za pracę. Tak też było i tym razem. Wrócił do mnie po jakiejś minucie rozmowy z nią.

- No w końcu, ileż można było czekać. Przysięgam, ta kobieta tak mnie denerwuje... - zaczęłam, spoglądając na bibliotekarkę.

- A dlaczego? Zazdrosna jesteś, że mam powodzenie u kobiet, co? - powiedział, śmiejąc się nieznacznie. Oparł się o regał z książkami i popatrzył się na mnie lekko przechylając głowę.

- Tak, chciałbyś. A teraz lepiej mi pomóż z tymi książkami, może szybciej się wyrobimy.

Po jakichś dwudziestu minutach nieprzerwanej ciszy, w której zawzięcie układaliśmy książki, w końcu postanowiłam się odezwać, ponieważ przypomniała mi się jedna rzecz, o którą chciałam zapytać chłopaka.

- Nicolas? - spytałam, zwracając uwagę chłopaka na mnie.

- Mhm?

- Idziesz na tę dzisiejszą imprezę u tego gościa z ostatniej klasy? Wiesz, tego blondyna... Ja idę.

- Hmmm, nie wiem, może jak nie będę mieć nic lepszego do roboty. A czemu pytasz?

- Myślałam, że może lubisz takie imprezy - mruknęłam pod nosem, udając, że przyglądam się uważnie jakiejś podniszczonej książce.

- Może kiedyś lubiłem - odparł po chwili ciszy. Wydawało mi się, że wyłapałam nutkę smutku w jego głosie, i jakby szczerości. Niczym prawdziwy Nicolas przedarł się przez tę całą skorupkę bad boya. Lecz może mi się tylko zdawało. Może sobie to wyobraziłam.

Always in troubleWhere stories live. Discover now