rozdział 10

702 19 0
                                    

Carmen

 Leżałam w łóżku, czując jak głową mi niemiłosiernie pulsuje. Zdawało mi się, że każdy najdrobniejszy dźwięk brzmi sto razy głośniej niż zwykle. Miałam okropnego kaca, nie wiem, ile wczoraj wypiłam. Straciłam rachubę gdzieś około dziesiątego szota. Nie pamiętałam za wiele. Przypominałam sobie ciepły język Nicolasa na moim ciele, na co moje ciało za każdym razem reagowało dziwnym uczuciem w okolicach żołądka. Zachowałam w pamięci, urywki z jakimś natarczywym chłopakiem oraz coś z samochodem. Nie miałam pojęcia, o co chodziło z tym pojazdem, ale miałam wrażenie, że zrobiłam coś idiotycznego.

Wstałam i skierowałam się do łazienki, by doprowadzić się jakoś do ładu. Kiedy już wyglądałam jako tako poszłam do kuchni, by zażyć jakieś tabletki i uzupełnić elektrolity. Nalałam sobie pełną szklankę wody, kiedy do domu wszedł Dean wraz ze swoimi kolegami. Nie przyszło mi do głowy sprawdzić, o której wstałam. Spojrzałam na zegar piekarnika. Dochodziła szesnasta! Spałam jakieś dwanaście godzin.

- O, księżniczka postanowiła jednak dzisiaj wstać - powiedział uszczypliwie Dean, przemierzając kuchnię.

- Mógłbyś mówić trochę ciszej? - Miałam wrażenie, że moja głowa zaraz pęknie.

- Carmen, umówiliśmy się wczoraj, że wrócimy do domu przed pierwszą. A ty włóczyłaś się z jakimś gościem do chyba piątej nad ranem! - podniósł głos.

- Ała. I do czwartej, nie piątej.

- On mógł zrobić ci krzywdę, on mógł, on mógł...

- Daj spokój, znam go. Chodzimy razem do szkoły.

- I to cię sprawiedliwa?!

- Przestań krzyczeć - powiedziałam, kiedy do pomieszczenia wszedł Seth, kumpel mojego brata.

- Czyżby nasza mała Carmen miała kaca? - zapytał złośliwym tonem.

- Kolejny - skwitowałam. - Nie jestem mała.

- Ale nieletnia - odpowiedział Seth, wsypując chipsy do miski.

- Bo niby wy nigdy nie robiliście nic nielegalnego, co? - założyłam ręce na klatce piersiowej.

- Nie zmieniaj tematu, Carmen - powiedział Dean. - Masz szlaban! Nigdzie nie wychodzisz przez następny miesiąc.

- Nie możesz dać mi szlabanu, jesteś moim bratem, nie ojcem.

- Właśnie to robię i masz się do tego stosować.

- Świetnie!  Cudownie! Zamknij się, Seth! - Spojrzałam groźnie na chłopaka, który dławił się ze śmiechu. - Ale niestety, braciszku. Dziś o siedemnastej muszę stawić się w szkolnej bibliotece na karze. Mam nadzieję, że mogę iść - powiedziałam, starając się mówić najbardziej jadowitym głosem, na jaki mnie stać. A tak w ogóle, to straszne, że karzą nam to odrabiać również w niektóre soboty. Mogę się założyć, że jest to niezgodne ze statusem szkoły.

- Możesz iść, tylko musisz się zjawić w domu zaraz po karze. I zjedz coś przed wyjściem.

- Kupię sobie coś w automacie, mamo - powiedziałam, wychodząc z kuchni. Zostawiając w niej poirytowanego moim zachowaniem Deana i umierającego ze śmiechu Setha.

***

- Jak usłyszę jeszcze jedno słowo o moim kacu, to przysięgam, że wydrapię ci oczy - ostrzegłam Nicolasa, kiedy weszłam do biblioteki. Na jego widok mój żołądek zrobił dzikiego fikołka. Myśli o jego języku zaczęły wychodzić przed szereg. Starałam schować je gdzieś daleko, a najlepiej wyrzucić, ale nie zbyt potrafiłam.

Always in troubleOn viuen les histories. Descobreix ara