rozdział 9

715 19 6
                                    

Nicolas

Zostawiając ją na tym stole, poczułem niemałą satysfakcję. Chyba pierwszy raz widziałem Carmen taką niepewną i zawstydzoną. Bardzo podobało mi się, że ja byłem przyczyną zmiany jej zachowania. Oznaczało to dla mnie, że nie byłem jej obojętny. Zauważyłem, jak reagowała na mój dotyk, jak wywoływałem u niej gęsią skórkę. Widziałem, jak bardzo nierówny oddech miała, kiedy dotykałem językiem jej ciała.

Zacząłem kręcić się po domu, próbując zniknąć trochę w tłumie, by wściekły brat dziewczyny mnie przypadkiem nie dopatrzył. Wypatrywałem przy okazji jakieś mocniejszego alkoholu niż poncz. Kiedy już znalazłem to, czego szukałem, oparłem się o ścianę i sącząc powoli alkohol obserwowałem tańczących wkoło ludzi, choć myślami byłem gdzie indziej. Myślałem o tym, jak niewiele pieniędzy już brakuje na ostatnią, miałem nadzieję, sesje chemioterapii dla matki. Już tak bardzo niewiele.

Po jakiejś pół godzinie postanowiłem zwijać się z tej imprezy. Nie było tu nic godnego mojej uwagi. Muzyka nie należała do najlepszych, alkohol był w sumie ciepły i niemocny, a nie interesowali mnie tańczący czy obłapiający się ludzie.

Kiedy zacząłem kierować się do wyjścia, było już około dwunastej w nocy, więc impreza trwała w najlepsze. Skierowałem się do kąta, w którym rzuciłem ostatnio moją kurtkę. Gdy znalazłem moją zgubę, wyprostowałem się i miałem zamiar już otworzyć drzwi, gdy moim oczom ukazał się niezbyt przyjemny dla mnie widok. Zobaczyłem Carmen, która stała, wyglądając nieco niekomfortowo  obok jakiegoś typa, który bezczelnie macał ją po udzie. Obejrzałem się wkoło, szukając wzrokiem jej brata. Kiedy nie dostrzegłem go nigdzie, skierowałem z powrotem wzrok na Carmen. Dziewczyna nie wyglądała na zbyt zadowoloną świadomości, gdzie znajduje się ręka tego chłopaka, więc postanowiłem wkroczyć do akcji.

- Hej, gdzie te rączki pajacu, co? - spytałem, popychając go nieco za mocno. Wyglądał na zdezorientowanego i bardzo pijanego. Przez chwilę nawet pomyślałem, że mu odpuszczę, ale to było zanim się odezwał.

- Sorry chłopie, ale ta suczka należy już do mnie - powiedział chłopak, lekko się zataczając. Poczułem jak krew się we mnie zagotowała.
Ani się obejrzałem, a typ leżał na podłodze z zakrwawionym nosem, głośno przeklinając moje istnienie. Poczułem, że kilka osób się na nas gapi, więc stwierdziłem, że jest to najwyższa pora, aby się wycofać z miejsca zbrodni.

- Wychodzimy, Alicjo - powiedziałem do dziewczyny, ciągnąc ją stanowczo za rękę. Carmen nie protestowała, a przynajmniej dopóki nie wyszliśmy na zewnątrz.

- Sama bym sobie z nim poradziła - powiedziała, gwałtownie się zatrzymując i wyrywając rękę z mojego uścisku. Po jej głosie stwierdziłem, że była prawie tak pijana jak tamten oblech. Jej makijaż był lekko rozmazany, włosy spływały po jej plechach nieco już poplątanymi falami.

- Czemu byłaś sama? Czy on zrobił ci krzywdę?

- Nie musisz się do wszystkiego wtrącać, wiesz? Dałabym sobie radę, więc pilnuj lepiej swojego nosa, dupku.

- Spytałem się ciebie, dlaczego byłaś sama, do cholery?! Gdzie był twój brat?! - powiedziałem, trochę za głośno, ponieważ Carmen przez chwilę aż skuliła się ze strachu. - Przepraszam. Ja... Uniosłem się trochę. Przepraszam, Carmen - powiedziałem zrozpaczony, że udało mi się doprowadzić ją do takiego stanu. Usiadłem na krawężniku chodnika, przeczesując nerwowo włosy, bojąc się na nią spojrzeć. Wow, tak zmartwiony, że kogoś zraniłem, nie byłem już dawno, na prawdę dawno. Z drugiej strony nawet ten mały wypadek samochodowy mnie tak nie zezłościł, niż to, że Carmen mogłaby się stać krzywda. Gdy sobie to uświadomiłem, zdałem sobie sprawę, że na prawdę nieźle się wkopałem.

- Ja stąd idę. Nie zamierzam tu z tobą siedzieć. Jeszcze nie wiadomo, co ci odwali i może jeszcze mnie pobijesz - powiedziała urażonym głosem.

Po chwili usłyszałem, jak powoli się oddala. Jej słowa, przyznam się bez bicia, trochę mnie zabolały. Westchnąłem głęboko, bo chociaż nie chciałem przebywać z nią dzisiaj ani chwili dłużej, nie mogłem pozwolić jej iść samej w nocy. Podniosłem się z krawężnika i szybko ją dogoniłem.

- Odczep się ode mnie, dupku. Bo zacznę krzyczeć - dodała kiedy zauważyła z mojej strony brak reakcji.

- Uważaj lepiej na słowa, Carmen - wymamrotałem pod nosem. Czasem mogą nieźle zaboleć.

- Eh, jak chcesz, nie mam siły się z tobą kłócić. Ej, zobacz jakie odjechane auto. Chciałbyś ukraść, co nie?

Popatrzyłem na nią z ukosa. Nie wyglądała, jakby żartowała. Był to raczej pijacki bełkot. Uniosłem wysoko brwi.

- Mała, to nie jest tak, że kradnę każdy samochód. Tylko te, które mi karzą w gangu.

- Ja ostatnio nie zrobiłam niczego fajnego. Nie ukradłam żadnego samochodu, nie napadłam na żaden sklep, nie zostałam nakryta na paleniu - wymieniała. - A to auto aż prosi się o kradzież.

- Niby gdzie ono prosi się o kradzież? - zapytałem, próbując ukryć uśmiech, który bardzo chciał ukazać się na mojej twarzy. Jeszcze raz przyjrzałem się pojazdowi. Zwykły fiat, niczym się nie wyróżniający. No może naklejką z Hello Kitty na zderzaku.

- Jak nie chcesz, to sama to zrobię - powiedziała, podchodząc do samochodu lekko się chybocząc.

- To nie tak, że nie chcę ci pomóc, tylko nie wiem, po co ci ten samochód.

Dziewczyna przystanęła i spojrzała na mnie, jakbym zadał jakieś filozoficzne pytanie.

- Samochodów nigdy nie za wiele - odpowiedziała po chwili namysłu i spróbowała otworzyć drzwiczki, na co włączył się alarm.

Carmen spojrzała na mnie ze zdziwieniem.

- One zawsze wydają takie dziwne dźwięki? - zapytała.

- Chodźmy stąd, zanim ktoś tu przyjdzie - zignorowałem jej pijackie pytanie.

- Dobry pomysł - wybełkotała i rzuciła się do biegu, lecz po kilku metrach zatoczyła się i upadła na ziemię. Chwyciłem ją za jej ciepłe ręce i podniosłem. Zarzuciłem sobie jej rękę przez moje ramię.

- Wiesz, jesteś naprawdę stuknięta.



Always in troubleWhere stories live. Discover now