20. CO SIĘ Z TOBĄ DZIEJE?

3.3K 236 118
                                    

— Evelyn wiesz jak się o ciebie martwiłem?! — Jared szybkim krokiem podszedł do siedzącej na fotelu szatynki, która rozchyliła usta zaskoczona jego obecnością.

— Wybacz — wymamrotała i pochyliła głowę czując, że źle zrobiła nie mówiąc mu o swoim wyzdrowieniu. Zresztą nie mówiła mu nawet o całym wypadku, ale i tak na pewno się od kogoś dowiedział o tym. Mimo to, w głębi duszy była sobie wdzięczna, że nic mu nie powiedziała, bo mogła odpocząć od Rosier'a, przynajmniej na jakiś czas, którego obecność z każdą chwilą zaczynała ją już męczyć. Kiedyś tak nie było.

— Naprawdę, nie strasz mnie tak — powiedział poważnie, po czym ku jej zdziwieniu, pochylił się i pocałował ją, ignorując morderczy wzrok Toma, który siedział na kanapie na przeciw nich.

Pocałunki Jareda zawsze były tymi, od których każdej dziewczynie miękły nogi. Evelyn oddała pocałunek, ale nie czuła tego czegoś. Czegoś, co czuła zanim się rozstali. Wiedziała, że chłopak podświadomie chciał zaznaczyć swoje terytorium, by Tom wiedział z kim ma do czynienia. Niezbyt jej się to podobało, ale nie przerwała pocałunku.

— Evelyn, tutaj jesteś!

Margot weszła do pokoju wspólnego, tym samym wybawiając ją z opresji. Szatynka przerwała pocałunek, szybko wyślizgując się z zasięgu rąk Jareda, który był na tyle tym zdezorientowany, że nie zdążył jej zatrzymać.

— Zobaczymy się później! — krzyknęła na odchodne, ale sama nie wiedziała czy było to skierowanie do Toma, czy do Jareda. Ciągnięta przez blondynkę przez korytarze Lochów, rozglądała się czy na pewno chłopak jej nie goni, ale na całe szczęście nie.

Roules zaciągnęła ją do biblioteki, w której było cicho i spokojnie. Evelyn prawie w ogóle w niej nie bywała. Tylko jeśli miała ważną potrzebę, albo ze względu na lekcje. Wieczna cisza, książki na około, niezbyt miła pani Pince, to zdecydowanie nie pasowało do szatynki. Dlatego pewnie jej przyjaciółka właśnie wybrała to miejsce. Nie było dużych szans, by ktoś szukający Evelyn znalazłby ją tutaj.

Usiadły w kącie, przy ścianie w dziale z znienawidzonymi przez Evelyn eliksirami. Ta niechęć była głównie spowodowana tym, że nie potrafiła ich w ogóle ogarnąć i w trzeciej klasie spaliła sobie na nich włosy, a tego nie chciała powtórzyć. Poza tym, uczył ich opiekun jej domu więc wolała się mu jeszcze bardziej niż potrzeba nie naprzykrzać. Nie wiązała z nimi jakieś przyszłości w przeciwieństwie do Toma, który planował być uzdrowicielem.

Poza tym podobno Snape na eliksirach ich nie oszczędzał. Jak ostatnio jej Tom opowiadał to na początku roku było trzydzieści osób, a niedawno zostało tylko trzynaście. Dlatego też Evelyn była z siebie dumna, że nie marnowała czasu na eliksirach, bo wiedziała, że by wyleciała w pierwszym dniu zajęć.

— Czy Jared nie jest zbyt nachalny? — zapytała Margot, biorąc książkę do ręki i otwierając na przypadkowej stronie. Szatynka zrobiła to samo. Otworzyła ją na pierwszej lepszej stronie i udała, że czyta. Jeśli pani Pince przyłapałaby je na ploteczkach, to na pewno by teraz wyleciały z biblioteki, a wolały się na razie nie pałętać po korytarzach. 

— Trochę. — Wzruszyła ramionami. — Wydaje mi się, że chciał po prostu wkurzyć Toma.

— Mogłyśmy ich tam nie zostawiać, bo nie wiadomo, co im strzeli do głowy — mruknęła cicho, przewracając stronę.

— Jakoś dadzą sobie radę — rzuciła Evelyn, rozglądając się po bibliotece. — Która jest godzina?

— Dwudziesta pierwsza trzydzieści trzy, mamy jeszcze pół godziny do ciszy nocnej — odpowiedziała jej blondynka, patrząc na zegar ścienny. — Evelyn musimy porozmawiać. Chodzi o Jareda. — Na dźwięk jego imienia zacisnęła wargi. Na prawdę nie chciała teraz o tym rozmawiać. — Na prawdę, wydaje mi się, że powinnaś z nim zerwać. Nie widzisz, że to nie wypali? Nawet kiedy idzie z tobą pod rękę po korytarzu, to wciąż rozgląda się za dziewczynami.

Serpent Actress • S. SnapeWhere stories live. Discover now