36. I haven't slept in thirty hours

2.6K 204 178
                                    

Za spokojnie, co nie? Jakieś dramy by się przydały
• • •

Byli w Los Angeles już czwarty dzień. Pierwszego byli na plaży i Louis naprawdę się cieszył, że Harry przestał myśleć o swojej firmie i problemach z nią związanych. Śmiali się, pijąc kolorowe drinki, opalali się i pływali w przyjemnie ciepłej wodzie. Było tak beztrosko, jakby nadal byli na pięknym jachcie Only the Young.

Niestety już drugiego dnia loczek zaczął odbierać telefony i czar prysł. Louis został przesunięty na drugi tor, naprawdę starając się to zaakceptować, ale było mu po prostu smutno. Dlatego w pewnym momencie wkurwił się i sam zaczął mu pomagać, mimo iż nigdy w życiu nie pracował w tej dziedzinie.

— Harry, obudź się... proszę, obudź się! — zabrał mu kołdrę, mówiąc nieco głośniej. — Harry, kurwa mać!

— C-co jest? — wymamrotał, spoglądając na niego ledwo otwartymi oczami.

— Nie spałem od trzydziestu godzin, przeczytałem tak wiele artykułów i innych gówien, że teraz nie mam ochoty być miłym, po prostu chodź — wywrócił oczami, kierując się do jego biura.

— Dlaczego nie spałeś? — zapytał, przecierając twarz dłonią, nim poszedł za nim.

— Ponieważ próbuję uratować twoją firmę, skoro Camile nie potrafi! — zbierało mu się na wymioty, gdy wspominał o tej kobiecie.

— Lou, nie znasz się na tym... — zmarszczył brwi, odchrząkując, aby pozbyć się porannej chrypy. — Która godzina?

— Trzecia, czwarta? Chuj jeden wie, Harry, mam w dupie tę godzinę, bo ta suka ojebała cię na hajs — warknął, odwracając laptopa w jego stronę. Zajęło mu to naprawdę wiele czasu, aby do wszystkiego dojść, poznać reguły, umowy i inne ważne gówna, aż w końcu wpadł na pewną niezgodność.

— C-co? — zmarszczył brwi, czytając wers po wersie. — T-to mój projekt, Louis, czemu on jest na stronie Rowe Company?

— Właśnie, Harry, to twój projekt — kiwnął głową. — Ukradła go i zarobiła na nim niezły hajs, a ty niczego się nie domyśliłeś... trochę mi za ciebie wstyd — westchnął.

Styles oparł się tyłkiem o biurko i zacisnął mocno szczękę. Kręcił głową, nie dowierzając, że kobieta, która miała mu pomóc, tak naprawdę go ochujała! Czuł smutek i ogromną złość, bo nie tyle co z nią współpracował, tak rozmawiał z nią czasem o swoim życiu prywatnym, a ta skoro była skłonna do kradzieży, mogła sprzedać niektóre informacje gazetom.

— Przykro mi, Harry — mruknął Louis, kładąc dłoń na jego ramieniu.

— Jutro lecimy do Nowego Jorku — zdecydował stanowczo, spoglądając na niego przez ramię.

— Whoa, zaczekaj... lecimy? Dlaczego ja też? — zmarszczył brwi, obchodząc biurko, aby stanąć naprzeciwko niego.

— Jesteś dobry w tych sprawach, zajęło ci trzydzieści godzin, aby ją przejrzeć, podczas gdy ja nie umiałem tego zrobić przez tygodnie — wzruszył ramionami, patrząc w sztormowe, zmęczone oczy.

— Jestem zmęczony... — szepnął, obejmując Harry'ego w talii. — Nie nadaję się do tak poważnych rozmów.

— Ależ przeciwnie, jesteś w tym taki dobry! Gdybyś miał firmę, byłaby z pewnością najlepiej prosperującą na świecie — uśmiechnął się, pocierając dłonią jego plecy.

— Cokolwiek — westchnął ciężko, po dłuższej chwili się odsuwając. — Idę spać — dodał, nim udał się do sypialni.

Loczek odwrócił się jeszcze w stronę laptopa, jakby chciał się upewnić, że to wszystko działo się naprawdę, ale niestety... działo się. Musiał coś zrobić, aby Camile nie czuła się bezkarnie.

Louis naprawdę nie życzył źle Harry'emu, ale pragnął, aby firma magicznie zniknęła, aby mieli wiele czasu dla siebie, aby nie byli osobami publicznymi. Harry znał wielu popularnych muzyków, biznesmenów czy aktorów i to też utrudniało sprawę, bo był znany w internecie jako kolega tego czy tamtego, więc gdy ludzie go spotykali, chcieli zrobić sobie z nim zdjęcie, aby się tym pochwalić. Tak działał ten świat.

~*~

— Więc... jak to się robi? — spytał Zayn, marszcząc brwi.

— Nie często gotujesz, racja? — parsknął, podchodząc do niego i zaraz zajął się robieniem sosu.

— Zwykle robił to... — uciął, przygryzając policzek od wewnątrz, ale Niall i tak rozumiał, o co mu chodziło. W końcu znał też Louisa, wiedział, że byli razem.

— Możesz ugotować makaron, umiesz? — uśmiechnął się życzliwie.

— Oczywiście, że umiem — wywrócił oczami.

Czemu aktualnie gotowali? Cóż, od jakiegoś czasu spotykali się razem, aby pogadać czy pooglądać filmy. Policjant był z niego dumny, że ten nie pakował się już w kłopoty, a nawet zaczął chodzić do psychologa, jak polecił mu Tomlinson. To pomagało, naprawdę pomagało... mógł się wygadać, wyrzucić z siebie wszystkie negatywne emocje, powoli ruszając do przodu.

Dzisiaj miał kolejną wizytę, a Niall przyszedł, aby pomóc mu z obiadem. To naprawdę głupie, ale czuł, że po prostu musi to zrobić. Sam Zayn jako-tako się ogarnął, zazwyczaj dbał o czystość w mieszkaniu, robił zakupy, ale miał też takie dni, gdzie nie wychodził z łóżka, zapominając o Bożym świecie.

— Okay, gotowe — powiedział po kilkudziesięciu minutach policjant, nakładając obiad na dwa talerze.

— Podwieziesz mnie do psychologa? — spytał, przechodząc do salonu, gdzie włączył jakiś kanał muzyczny. — Nie chcę jechać swoim samochodem, bo później chcę iść na spacer.

— Jasne, nie ma problemu — wzruszył ramionami.

Ich relacja wyglądała... właśnie w ten sposób. Gadali jak starzy kumple, często sobie dogryzali, Zayn nazywał go psem, a ten za karę zakuwał jego nadgarstki w kajdanki i wychodził z mieszkania. Oczywiście wracał po kilku minutach! Było całkiem zabawnie i cieszył się, że miał kolegę, który dodatkowo był ogromnym wsparciem.

Po obiedzie pozmywali naczynia, a później przeszli do sypialni, w której Niall pomógł mu z doborem ubrań, choć nie był jakimś znawcą, po prostu mu się nudziło. Kilka minut później siedzieli już w samochodzie, jadąc w ciszy, którą przerwał Zayn:

— Właściwie... kiedy masz urlop?

— Um... mogę go wziąć w każdej chwili — odpowiedział Niall, spoglądając na niego kątem oka. — Czemu pytasz?

— Powinniśmy korzystać z tych ciepłych dni — stwierdził. — Może zwiedzimy San Francisco?

— Czemu akurat San Francisco? — parsknął śmiechem.

— Nigdy tam jeszcze nie byłem — wzruszył ramionami. — Przyda mi się coś nowego, tobie zresztą też, Nialler!

— Pomyślę nad tym, czy jechać z przestępcą na wakacje — zaśmiał się głośno, na co Zayn zmrużył oczy i uderzył go lekko w ramię.

Gdy już dojechali na miejsce, pożegnali się krótko, przybijając ze sobą żółwika, a kilka następnych minut później Zayn razem ze swoją panią psycholog przeszli na dach budynku, gdzie krzyczeli głośno, wyrzucając ze swoich serc wszystkie słowa, jakie kiedykolwiek chcieli komuś wyznać, ale nie byli w stanie, lub co na ten moment czuli.

— Mam nadzieję, że jakiś ptak obsra ci garnitur, pieprzony dupku! — krzyknęła blondynka, na co Malik zaśmiał się, przykładając dłoń do brzucha.

— Pierdol się, Bradley, za zdradzanie tak pięknej duszy! — dodał głośno.

— Dzięki — zaśmiała się psycholog, patrząc na niego, a następnie dodała — co ty masz komuś do powiedzenia?

— Wciąż cię kocham, ale uczę się, aby przestać! — przymknął oczy, a wiatr przyjemnie muskał jego skórę i rozwiewał ciemne włosy. — I jeśli kiedykolwiek znowu się spotkamy, skopię ci tyłek za kradzież tylu moich ulubionych bluz!

Everything is for sale | Zouis, LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz