"Zielarka" - Katarzyna Muszyńska

82 5 0
                                    

8/10

Data: 29.06.2020

W każdej legendzie tkwi ziarnko prawdy. Przez całe życie Marena wiedziała, że nie będzie jej wolno zakochać się i założyć rodziny. Nigdy nie opuści Góry Kujawskiej, a jej jedynymi towarzyszkami będą zielarki leczące mieszkańców Bydgostii. Każdego dnia uczono ją właściwości roślin i symptomów najróżniejszych choróbsk.

Okazało się jednak, że trzy przebiegłe Zorze miały względem niej zupełnie inny plan. Gdy budząca się w niej moc stała się zbyt silna, musiała wyruszyć na poszukiwania mitycznej wiedźmy i przekonać ją, by ta pomogła jej zapanować nad darem, który stał się jej przekleństwem. Jakby tego było mało, wszystko skomplikował pewien wiking, z którym połączyła ją dziwna więź. W wyścigu ze śmiercią Marena zapomniała o najważniejszej zasadzie. Zawsze trzeba rozsądnie dobierać sojuszników. Nigdy nie wiadomo bowiem, kto przyparty do muru zdradzi.

***

„Zielarka" z jakiegoś powodu urzekła mnie swoją okładką. Im częściej pojawiała się na różnych portalach społecznościowych, tym bardziej chciałam ją koniecznie przeczytać. Nawet specjalnie nie zagłębiałam się w opis książki. Spodziewałam się, że będzie kolejna próba połączenia słowiańskich wierzeń ze współczesnością. Kolejny romans z pogańskimi bóstwami w roli głównej. Coś w stylu serii „Kwiaty paproci", albo nie daj boże „Topielicy ze Świtezi". Na szczęście „Zielarka" miło mnie zaskoczyła. Okazała się być bardzo przyjemną historią fantasy. Autorka przekonała mnie do siebie stylem oraz lekkością pióra, widać, że czuje się dobrze w takiej tematyce. Wplecione słownictwo oraz opis życia i wierzeń, sprawiły, że poczułam klimat średniowiecznej ziemi kujawskiej. Jedynie dwa razy natknęłam się w historii na wyrażenia, które trochę mi nie pasowały do opisywanych czasów. Polubiłam główna bohaterkę – Marenę, która z natury była bardzo dobra, a jednocześnie samotna. Podobało mi się, że wątek romantyczny nie był tu głównym tematem. Co więcej, do samego końca nie byłam pewna, kto tak naprawdę jest pisany Marenie i przez to całość czytałam z jeszcze większym zaciekawieniem. Z chęcią przeczytałabym też historię o perypetiach Sambory – matki Mareny, która wydawał się mi bardzo barwną i ciekawą postacią.

Muszę przyznać, że wątek tzw. pierwszych, nieśmiertelnych, obdarzonych mocą, wydał mi się znajomy. Bardzo podobny motyw był w „Erze pięciorga" Trudi Canavan, ale jako że ta autorka mocno mnie zniechęciła swoją twórczością, to zupełnie mi ten fakt nie przeszkadzał. Natomiast akcja w końcówce „Zielarki" wydała mi się zbyt szybka i trochę chaotyczna, zwłaszcza, gdy podczas napadu wikingów, bohaterowie toczą spór, zupełnie nie przejmując się najazdem wrogiego plemienia – zabrakło mi tu akcji i takiego poczucia lęku.

Osobiście „Zielarkę" mogę polecić wszystkim miłośnikom baśniowych historii fantasy. Ja uwielbiam takie klimaty i na pewno sięgnę po kolejne książki autorki. 

Recenzje CzarownicyWhere stories live. Discover now