Rozdział 12

1K 99 26
                                    


   Po trzech miesiącach RP przywykł do porannych treningów, specyficznego charakteru CF i gadających po francusku ludzi wokół. Zaczął nawet powoli łapać ten język, okazał się być trudniejszy od rosyjskiego, ale łatwiejszy od łaciny. Zaczął się zastanawiać, czy w ogóle jest taki język, który jest od niej trudniejszy. CF twierdzi, że Fiński i Węgierski są ciężkie, ale RP nigdy ich nie słyszał, więc nie ma o nich zdania. A i oczywiście Polski, tak mówi CF za każdym razem, jak Rzeczpospolita poniesiony emocjami lub po prostu z rozkojarzenia zaczyna trajkotać po Polsku. Francuz nazywa to dziwną mieszanką Czeskiego i Rosyjskiego, ale trudniejszą; tyle że RP kompletnie nie podziela jego zdania, nie chce, by jego język był kojarzony z Rosyjskim. Wiadomo, że są podobieństwa, w końcu języki słowiańskie, ale czemu wszystkim te języki wydają się identyczne?
   Już miesiąc RP ćwiczy walke szablą, nie tylko rapierem, CF mówi, że czesem będą bawić się w wymachiwanie rapierem, ale póki co szabla jest priorytetem. Jest cięższa i zupełnie inaczej się nią walczy, nie jest najlepsza do dźgania, raczej cięcia; ostra z jednej strony, wykrzywiona... Głowe można tym urąbać jak nic. Ale trzeba krzepe mieć i choć kondycja RP znacznie się poprawiła, nadal nie ma takiej siły.

***

   CF czekał już na błoniach – siedział pod drzewem i ścierką czyszcił swoją szablę. RP przez chwilę miał ochotę zajść go od tyłu, ale Francuz zaraz go zauważy, jeśli już tego nie zrobił. Ruszył więc spokojnym krokiem w jego stronę, trzymając w rękach szable.
   Było to gorące, sierpniowe przedpołudnie, słońce grzało w głowe, a pot spływał po karku. U IR żadko tak było, zazwyczaj było chłodno – lato było umiarkowane, około pietnastu - dwudziestu stopni, a zimy srogie i okrutne. RP chyba nigdy nie zapomni użerania się ze śniegiem. Odkąd skończył jakieś osiem lat musiał odśnieżać ścieżkę przed posiadłością i taras. Co roku pomagał mu w tym AKP, a kiedy dostał autonomie to zamiast niego, IR dał mu ZSRR. Oczywiście mały rosjanin robił więcej szkód, niż pożytku. Ot, poślizgnie się na lodzie i zacznie płakać, albo zamiast odśnieżać zaczne lepić ze śniegu. Lub marudzić. ZSRR strasznie dużo marudził, nie tak, że był kapryśnym dzieckiem, po prostu był pizdą i tyle. Tak widział to RP.
   Polak wytarł pot z czoła i odśnieżał dalej, pół ścieżki już czyste, za godzine będzie miał już spokój, ale nie.
   – Pooolska... Zimno... – Marudził ZSRR, męcząc się ze szpadlem, będącym niemal jego wielkości. RP westchnął zrezygnowany.
   – Rzeczpospolita, gnojku. – Poprawił go podirytowany, spychając śnieg na zaspę przy ścieżce.
   – Przepraszam... – Wymamrotał ze skruchą ZSRR. RP nienawidził, gdy ZSRR nazywał go Polska. Wolał RP lub Rzeczpospolita. – Zimno mi... Mogę iść do domu...?
   – IR kazał ci mi pomóc. Więc odśnieżaj, nie marudź. – Warknął RP, poprawiając grubą, zimową czapkę na swojej głowie, by nie spadała mu na oczy. Dał mu ją IR, brązowa czapa uszanka, ze złotym, carskim orłem na przedzie i spętymi uszkami, by nie przeszkadzały.
   – Ale już długo to robimy... – Jęczał ZSRR, przedłużając każdą samogłoskę. RP najchętniej dałby mu w papę szpadlem, ale kały szczyl zaraz by pobiegł naskarżyć i RP znowu by dostał pasem oficerskim IR w plecy.
   – Jak będziesz ględził, to czas napewno nie minie szybciej! Do roboty, nierobie.
   ZSRR otarł łzy rekawem za dużej kurtki i wrócił do niezdarnego odśnieżania.

   Oby u CF nie było tak bezlitosnych zim... Na razie nie ma co się martwić, jest lato i to wyjątkowo gorące. Powietrze zdawało się falować od upału, a szabla się nagrzewała. RP gorąco było w krótkich spodniach i cienutkiej, białej koszoszuli z krótkimi rękawami. Butów nie zakładał.
   CF zauważył go i uniósł głowę. Uśmiechnął się i wstał.
   – Będziesz ty kiedyś punktualny? – Zapytał czochrając włosy RP. Polak mruknął niezadowolony i spróbował przygładzić włosy, które znów rozpierzchły się na wszystkie strony.
   – To nie ja się spóźniłem. Ty przychodzisz za wcześnie.
   – Skąd wiesz? – Wyszczeżył się CF. – Nawet nie masz zegarka.
   – Trudno... Co dziś robimy?
   – To co zwykle. Dziś trochę sprawdze twoje umiejętności. – Powiedział wynośnie CF, jak jakiś egzaminator. RP prychnął jedynie i uśmiechnął się. – Czyli normalna walka.

***

    CF był szybki, jego ruchy były sprawne i zaplanowane, nie jak te RP, chaotyczne i spontaniczne. Nie drżała mu ręka, jak Polakowi, przemieszczał się sprężyście, wiedział co robi. Ale dziś RP radził sobie znacznie lepiej, niż ostatnio. Starał się szybko analizować ruchy CF, przewidując jego hipotetyczny, następny krok, ale nie rozmyślał za długo, by się nie zgapić. CF był pod widocznym wrażeniem, jednak wcale nie dawał za wygraną, nie rozpraszał się i nadal bez większych problemów nacierał na RP. Po paru minutach musiał przejść do defensywy, bo Polak w wirze walki naprawde zaczął dominować. Wymachiwał szablą sprawnie, bez większych oporów. Starał się skupiać tylko na tym, nie na żarze bijącym z nieba, nie na nierównym terenie pod stopami i nie na bólu w przeciążonym nadgarstku. Całą swoją energie i zaangażowanie wkładał w ten pojedynek. Zauważył cień wysiłku na twarzy CF, a także zacięcie, pokazujące, że ten także nie ma zamiaru łatwo ulec.
   – Dobrze! – Wołał co jakiś czas CF. RP nie miał jak mu odpowiadać, jedynie czasem kiwał pośpiesznie głową, nie spuszczając ręki CF z oczu.
   Ostrza szabli za każdym uderzeniem wydawały charakterystyczne brzęki, które dla walczących stały się niemal niesłyszalne. Były po prostu naturalnym elementem scenerii pojedynku, tak samo jak błysk światła odbijający się na lśniącym metalu, gdy ten skierowany był ku górze. RP wziął solidny zamach, CF odskoczył i potknął się o wystający korzeń drzewa, pozostały po wycinaniu fragmętu lasu w miejscu pałacu. Runął na ziemie, RP zamachnął się znowu.
   – Stój! – Krzyknął CF. RP natychmiast się zatrzymał. Poczuł wstyd do samego siebie... Co on sobie myślał? Że CF upadając się będzie bronił? – Nie atakuje się leżącego.
   – Czemu? Nie jest to przypadkiem element przewagi?
   – To nie honorowe. – Uciął CF i wstał. – Poza tym, dumny byłbyś z siebie, gdybyś pokonał leżącego przeciwnika? Z pewnością byłoby to coś, z czego mógłbyś być dumny.
   – Przepraszam... - Wymamrotał RP.
   – Nie jestem ja ciebie zły. Po prostu cię uczę.
   – A to takie ważne?
   – W teorii... Nie. Ani trochę. Ale wiesz, chodzi o twoją moralność. Nim bardziej ludzki, humanitarny w walce jesteś, tym mniejsze jest ryzyko, że się w tym wszystkim zatracisz... A gdy się zatracisz, po prostu przestaniesz myśleć o ewentualnych szkodach, krzwdach, tylko po prostu będziesz zabijał jak zwierze. Trzeba pilnować, by do tego nie dopuścić. Ot, zwykłe przyzwyczajenia, nie bijesz leżącego, nie dźgasz od tyłu, nie zabijasz śpiącego, nie bijesz kobiet. O ile nie musisz.
   RP pokiwał w milczeniu głową, patrząc na ostrze szabli. CF delikatnie położył dłoń na jego ramieniu.
   – Hej... Nie przejmuj się. Nic złego nie zrobiłeś, mówię ci to na przyszłość. A poza tym, świetnie ci idzie, szybko się uczysz.
   – Dzięki... – Uśmiechnął się RP, zerkając na CF.
   – Chodź, pójdziemy się czegos napić.

Nieugięty - Countryhumans Druga RzeczpospolitaWhere stories live. Discover now