Rozdział 28

46 8 0
                                    

Dojechaliśmy pod kolejna bramę prowadzącą zapewne do bardziej strzeżonej strefy bazy kosmicznej. Zaparkowaliśmy na poboczu i wysiedliśmy z auta rozglądając się uważnie wokoło. Niepewni gdzie mamy się teraz udać, ruszyliśmy w stronę drzwi, które prowadziły do środka stojącego tu budynku. Był on największy z wszystkich i wyglądała na centralny budynek, więc to tam postanowiliśmy zajrzeć, by nie stać na dworze jak jakieś kołki.

Drzwi były otwarte i jak tylko weszliśmy do środka uderzyła nas mocna woń chemików i świeżej farby, a oczy poraziło białe światło lamp. Ściany były bialusieńkie, a korytarz przed nami ciągnął się w dal i odchodziło od niego wiele drzwi.

- Dokumenty, proszę - zwrócił się do nas znudzonym głosem jakiś chłopak na którego wpadliśmy zaraz a progiem

- Eeee... - nie miałam totalnie pomysłu co powiedzieć, bo co jasne dokumentów żadnych nie mieliśmy,

- Daj im spokój - odezwał się nowy głos za pleców chłopaka.

Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam mężczyznę w średnim wieku, w okularach i białym laboratoryjnym fartuchu na sobie. Przyglądał się naszej dójce uważnie, po czym niezauważanie skinął nam głową i się lekko uśmiechnął. Mimo młodego wieku jego włosy byłby już przepasane siwizną i sprawiał sympatyczne wrażenie.

- Takie są procedury, każdy wchodzący musi pokazać dokumenty umożliwiające mu przebywanie w placówce - powiedział chłopak, ale zrobił to bez żadnego zaangażowania, ewidentne był znudzony swoim zdaniem.

- Czy ty zawsze musisz się tak szczelnie trzymać zasad? - zwrócił się do niego opryskliwie mężczyzna. - To moi goście, są tutaj na mim pozwoleniu, jak coś jeszcze ci nie pasuje to zanotuj to w aktach, a sprawą zajmiemy się potem.

Chłopak wybadał jakby chciał się jeszcze spierać, ale najwyraźniej był tu na niższym stanowisku i nie miał za wiele do gadania. Naburmuszony zaczął pisać coś w swoim notatniku, który miał w rękach i pozwolił nam wejść.

- Chodzicie za mną - zwrócił się do nas już miły głosem mężczyzna i nie sprawdzając czy idziemy za nim, ruszył długim korytarzem.

Spojrzeliśmy z Jamesem na siebie i ruszyliśmy za mężczyzną. Już chwilę później straciłam orientacje gdzie się znajdujemy. Wszystkie korytarze wyglądały tak samo, a mężczyzna który nas prowadził co chwile skręcał w nową odnogę korytarzy, prowadzać nas coraz dalej w głąb stacji kosmicznej.

W końcu zatrzymał się przed jakimiś drzwiami. Przyłożył do czytnika jakąś kartę i drzwi się otworzyły. Za nimi znajdował się przyjazny gabinet, który pasował by do biznesmena.

- Czy jesteście tym kim myślę, że jesteście? - zapytał mężczyzna wchodząc od środka pokoju i zasiadając na wielkim pluszowym fotelu za dębowym biurkiem.

- Zależy co pan myśli - powiedział spokojnie i ostrożnie James kiedy również weszliśmy do pomieszczenia.

Nie usiedliśmy, bo mówiąc szczerze pewniej się czułam stojąc, kiedy przebywałam na niesowim terenie. Pokój nie był za duży i wszędzie walały się papiery, plany oraz segregatory z dokumentami.

Męczyna pochylił się do przodu i oparł ręce na biurko.

- Czego chcecie? Nie jesteście tu w końcu bez powodu - powiedział przyglądając się nam przeszywającym spojrzeniem, od którego przeszły mnie ciarki.

- Chcemy się dostać na księżyc - powtórzyłam to co powiedział wcześniej James przy bramie. - Powiedziano nam, że tu jest ktoś kto nam pomoże.

Mężczyzna przez chwilę nic nie mówił, po czym westchnął przeciągle.

- Jesteście stamtąd? - zapytał, a w jego pytaniu dało się wyczuć ostrożność.

Pokiwaliśmy powoli głowami. Nie zamierzaliśmy mu zdradzać, że jesteśmy królewskimi dziećmi, bo to mgło by zwrócić na nas zbędną uwagę.

- Tak - powiedziałam i spojrzałam mu chandro w oczy by nie miał co do tego wątpliwości.

- Jak widać macie dobrego informatora, bo rzeczywiście jestem w stanie wam pomóc. Nazywam się Edward i jestem tajnym pośrednikiem w sprawach między księżycem, a Ziemią. Nie wielu ludzi tutaj w bazie wie o moim tajnym zadaniu, tylko część pracowników jest wtajemniczona w wiedzę o życiu poza planetą. I zapewne was to ucieszy to co mam wam do powiedzenia. Jesteśmy w stanie wysłać was a księżyc.

Nabrałam głęboko powietrza w płuca i spojrzałam na niego z uwielbieniem w oczach. Wyślę nas na księżyc. To się wydarzy naprawę. Radość rozchodziła się po moim ciele niczym ciepło po wypiciu gorącej herbaty. Już nie długo tam będziemy, już tak nie wiele nam brakuje. Miałam ochotę się śmiać i skakać z radości. Ten człowieka nam pomoże. Spojrzałam na Jamesa. W jego oczach widziałam tą samą euforie, która buzowała i we mnie.

- Kiedy chcecie ruszać? - zapytał Edward.

Nie wahałam się ani chwilę przed odpowiedzią.

- Teraz.

Dziewczyna z księżycaWhere stories live. Discover now