Rozdział 43

45 6 0
                                    

Nie potrafiłam wydusić z siebie słowa. Całkowicie mnie zatkało i wmurowało w ziemie. Patrzałam na Jamesa nie wierząc własnych uszom. Słowa „wyjdziesz za mnie?” tłukły mi się w głowię jak rój wściekłych pszczół, a ja nie potrafiłam zrozumieć ich znaczenia. To się dzieje naprawdę czy to tylko sen? Zakryłam rękami usta, wzruszona do granic możliwości, wciąż w mocnym szoku, bo tego się w ogóle nie spodziewałam. W końcu oderwałam ręce od twarzy i spojrzałam w oczy mojego ukochanego. Doskonale wiedziałam jakiej udzielę mu odpowiedzi.

- Tak – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się szeroko. To był najszerszy uśmiech w moim życiu.

James podniósł się do pozycji stojącej i założył mi pierścionek na palec, a ja rzuciłam się mu w ramiona i objęłam mocno.

- Wiem, że nasz związek jest teoretycznie niemożliwy, bo nasze rodziny się nienawidzą i nie mam pojęcia jak będziemy się widywać i co z naszą przyszłością, ale wiem jedno. Kocham się Wandelopo i kochać zawsze będę, więc mimo, że te zaręczyny są idiotyczne w naszej sytuacji, nie wyobrażałem sobie bym mógł postąpić inaczej. Musiałem mieć pewność, że będziesz moja, nie ważne gdzie i w jakim zamku będziesz.

- To najlepsza rzecz jaka mnie ostatnio spotkała. Ja też cię kocham i wierze, że w końcu wszystko jakoś się ułoży – powiedziałam i byłam szczerze oraz głęboko poruszona jego słowami. Były one jak miód na moją dusze, pełną tęsknoty do niego.

Przyglądałam się jak pierścionek mieni się w świetle królewskich kandelabrów.

- Jest coś, co muszę ci powiedzieć – oznajmiłam po chwili.

- Brzmi poważnie – zauważył James po tonie mojego głosu i jego promienny uśmiech odrobinę zelżał. Lecz moja radość nie znikła, bo wieści które miałam mu do przekazania, pewnością do tych smutnych nie należały.

- Pamiętasz te noc wtedy obok domu na plaży? I co się wtedy wydarzyło?- zapytała cicho przysuwając się odrobinę bliżej niego i czekałam, aż sam poskłada wszystkie elementy układanki.

- Nie mówisz chyba, że... - wyraz jego twarzy świadczył, że intensywnie nad czym myśli, lecz jednocześnie nie dowierza.

Wzięłam jego rękę i położyłam ją na swoim już zaokrąglonym brzuchu.

- Będziemy mieli dziecko – wyszeptałam patrząc na niego i czekając na reakcje. Jego oczy rozszerzyły się jak spodki, kiedy moje słowa do niego dotarły i zrozumiał ich znaczenie. Patrzał na przemian to na moją twarz, to na mój brzuch, będąc w ewidentnym szoku. Po czym na jego twarzy wykwitł najszerszy uśmiech jaki w życiu widziałam.

- To niesamowite! Nie mogę w to uwierzyć. Będziemy rodzicami! - zawołał, bo czym wziął mnie w ramiona i pocałował. Kiedy się od niego odsunęłam po napiętym pocałunku, zaczęłam się śmiać szczęśliwa wniebogłosy. To był naprawdę zwariowany dzień, a jeszcze dużo przed nami.

- Ale co teraz będzie? - zapał Jamesa kiedy emocje opadły. - Co na to twoi rodzice? Wiedzą? Przecież moi wpadną w szał! Co teraz będzie? Jak mamy wychować to dziecko? Przecież...

- Stop – powiedziałam delikatnie, lecz stanowczo, kiedy zobaczyłam, że zaczął panikować. - Mam plan.

- Plan? Musi być niesamowicie genialny, by się udał.

- I taki jest. Jest prawo na księżycu, które zabrania rozdzielania rodziców dla dobra dziecka, by wychowywało się on w pełnej rodzinie. To jedne z najświętszych zasad i żadna z rodzin królewskich nie pozwoli sobie na ich złamanie i pokrycie się hańbą.

- To prawda, rzeczywiście mój nauczyciel coś mówił o tym prawie – powiedział zamyślony. - Ale nasi rodzice na pewno będą próbowali zatuszować tą sprawę, lub wmówić nam, że to na pewno nie jest nasze dziecko i tak dalej.

- Wiem, zdaje sobie z tego sprawę, dlatego jeszcze im o tym nie powiedziałam i zrobię to dopiero dziś.

- Ale co to zmieni?

- To, że zamierzam ogłosić, że spodziewam się dziecko przed całym tłumem ludzi którzy są na bankiecie. Każdy z tych ludzi dobrze wie jakie jest prawo i że rodzina królewska ma obowiązek zrobić co w jej pomocy, by dziecko miało obojgu rodziców, nawet jeśli to znaczy zbratanie się z wrogiem. Kiedy ten cały tłum się dowie o dziecku, a rodzice równo z nim, nie będą mili jak ukryć tej sprawy. Tłum wywrze na ich presje, by pobłogosławili nasz związek, inaczej władcy ujdą za niesprawiedliwych, stracą zaufanie poddanych i swoją pozycję. A na to sobie nie pozwolą. Prędzej zaakceptuj nas związek niż się tak oczernią i publicznie złamią własne prawo. Mieszkańcy księżyca są po naszej stronie, bo będą żądać postępowania zgodnie z zasadami.

- To może się udać – powiedział powoli James, analizując mój plan. - To naprawdę może wypalić, ale jest ryzyko. Nie wiemy, czy niechęć poddanych do drugiego królestwa nie jest na tyle wielka, że przymrużą oko na jednorazowe złamanie zasady.

- Obserwując bankiet doszłam do wniosku, że poddani, tak naprawdę nie mają nic do drugiego z królestw, ta sprzeczka trwa tylko na płaszczyźnie władców, mieszkańcy świetni się bawią na uroczystości, tak jakby granic i podziału nigdy nie było. Musimy zaryzykować, to nasza jedyna szansa.

- Wiem, nie wiadomo, kiedy dane nam będzie się znów ujrzeć, mogą minąć miesiące. Dobrze, musimy spróbować. Nie dasz rady dłużej ukrywać ciąży, więc teraz albo nigdy.

Skinęłam głową.

- Masz rację. Musi nam się udać.

- I uda. Na pewno – James uśmiechnął się do mnie. - Kiedy chcesz to zrobić?

- Rodzice na pewno będą zachwyceni, kiedy powiem im, że chciałabym coś ogłosić przed poddanymi i nie będą się spodziewać co tak naprawdę chce powiedzieć.

- Dobrze.

- A co stało się z księgą z zaklęciami zakazanymi? - zapytałam po chwili, bo nie potrafiłam się powstrzymać i to pytanie samo cisnęło mi się na usta. Jakaś cząstka czarnej magii we mnie została, miałam tego świadomość i ciągnęło mnie do niej, dlatego chęć zadania tego pytania była tak wielka.

- Przekazałem ją mojemu ojcu, który ukrył ją starannie w bezpiecznym miejscu, tak by nigdy nie wpadła już w niepowołane ręce.

- To dobrze – powiedziałam, biorąc głęboki wdech, by stłumić te złe pragnienie użycie czarnej magii. Nie chciałam odczuwać tego pociągu do niej, naprawdę, ale to było silniejsze od mnie. - Tak będzie najlepiej. A co z pozostałymi? Przecież mają je łowcy.

- One są dla nich bezużyteczne. Nie umieją rozszyfrować tych ksiąg, bo potrafią to tyko osoby z rodzin królewskich, więc nam nie zagrażają.

- Czyli nie są już naszym problemem – stwierdziłam z ulgą. - Teraz musimy się skupić, by wdrożyć w życie nasz plan i trzymać kciuki by wszytko się udało.

- Tak. Wracajmy już na sale, bo zaczyna się robić podejrzane, że nie ma nas oboje.

- Dobrze – powiedziałam, po czym pocałowaliśmy się po raz ostatni na pożegnanie i osobno wróciliśmy na bankiet.

Oby wszystko się udało. Drugiej szansy nie będzie. Od tego co się dzisiaj wydarzy zależy cała nasza przyszłość.

Dziewczyna z księżycaWhere stories live. Discover now