Rozdział 35

39 7 0
                                    

Na chwilę to ja przestałam oddychać. James żył, on naprawdę był żywy. Po twarzy zaczęły płynąć mi łzy radości. Liczyłam tylko na to, że to nie piękny sen, z którego zaraz się obudzę i powrócę do brutalnej rzeczywistości, gdzie on nadal jest martwy. Miałam wrażenie, że w euforii unoszę się kilka centromerów nad ziemią. Czułam się taka lekka, szczęśliwa i radosna. W duszy miałam spokój, czysty, niczym nie znęcony spokój, bo mój ukochany żył. Tylko to się liczyło. W końcu potrafiłam uwierzyć, że to wszytko jednak skończy się dobrze.

Ale zaklęcie nie obyło się bez skutków. Miałam wrażenie, że w jakieś cząstce mnie jest coś nowego, coś czego wcześniej tam nie było. Coś mrocznego i złego. Czarna magia, jak sobie uświadomiłam. Była to ciemna cząstka, która cały czas się tam kotłowała i nie pozwalała o sobie zapomnieć oraz miała już nigdy nie zniknąć i pozostać we mnie na zawsze. Zakazana magia uzależnia i zniewala osoby, której z niej korzystały..

- Och James... - położyłam mu delikatnie dłonie na policzkach. Nie był już tak blade jak jeszcze chwile temu, nabrałyby kolorów i życia.

- Ale co... jak... przecież ja... - wychrypiał James z niezrozumieniem w oczach.

Lecz potem wyciągał trzęsąca się dłoń i dotknął mojego policzka. Przytuliłam się do jego reki, ciesząc się jego dotykiem i doceniając to. On naprawdę tu był. Żywy.

- Twoje oczy... - James zmarszczył czoło patrząc prosto na mnie. - Co się stało?

- Przywróciłam cię do życia – powiedziałam cicho.

Na twarz Jamesa wstąpił szok i strach. Spojrzał gwałtownie na leżącą obok na ziemi księgę zaklęć zakazanych, nadal otwarta na zaklęciu wskrzeszania zmarłych.

- Powiedz, że tego nie zrobiłaś? - powiedziała błagalnie, znów na mnie patrząc.

Przełknęłam ślinę. Spodziewałam się takiej reakcji, ale i tak byłam niespokojna widząc jego popłoch.

- Zrobiłam – powiedziałam cicho.

- Och Wandelopo... Nie powinnaś tego robić, nie wolo ci było, ty wiesz jakie to jest ryzykowne? – Mimo, że próbował być karcący, jego głos był nad wyraz delikatny.

- Wiem, ale byleś martwy... - głos mi się załamał. - Musiałam coś zrobić, nie mogłam tylko ta stać nad twoim ciałem i nic nie robić. Nie mogłabym żyć bez ciebie...

James tylko na mnie popatrzał i z rezygnacją pokręcił głowę. Widziała, że pragnie być zły i mnie skarcić, bo postąpiłam naprawdę pochopnie i lekkomyślnie, ale z drugiej strony zdawał sobie sprawę, że gdyby nie mój czyn, był by w tym momencie martwy.

W końcu poddał się i jego gniew opadł. Odsunęłam się od niego, by mógł usiać. Kiedy się prostował zasyczał z bólu, a ja zobaczyłam, że mimo, iż jego rana już nie krwawiła, nadal wyglądała źle. Od razu wzięłam się do pracy i używając moich mocy uzdrawiania, sprawiłam, że po ranie została tylko plama zaschniętej krwi na ubraniu.

- Obiecaj mi, że nigdy więcej tego nie zrobisz, bez względu na to co się stanie - James wyszeptał mi te słowa do ucha, tuląc mnie mocno do siebie.

Przylgnęłam do niego najbliżej jak mogłam, chcąc już nigdy nie musieć wypuszczać, go z ramion.

- Wiesz, że było by to kłamstwo, bo nie mogę ci przysiąc, że będę bezczynnie stała nad twoim martwym ciałem.

James westchnął przeciągle, ale nie pozwiedzał już nic więcej. Wiedział, że nie zmieni mojego zdania. W końcu wypuścił mnie z uścisku, a ja z żalem mu na to pozwoliłam. Schylił się po księgę i ją podniósł.

- Będzie trzeba ją dobrze schować.

- Może... ja ją wezmę? - powiedziałam nieśmiało, bo czułam jak mnie do niej ciągnie, jak jakaś siła, ta mroczna cząstka mnie, namawia mnie bym miałam księgę jak najbliżej siebie.

James spojrzał na mnie z paniką i przerażaniem w oczach. Bał się, że zaklęcie miało na mnie duży wpływ, że teraz będę wiecznie odczuwać potrzebę używania czarnej magii. Może miał rację?

- Ja ją przechowam – powiedział twardo James nie pozwalając mi na sprzeciw. - Tak będzie lepiej.

Skinęłam głową zgadzając się, porażona myślą, że rzeczywiście chciałam ją mieć blisko sobie, by w razie czego móc z niej skorzystać. Cofnęłam się krok do tytuł, z dala od księgi. Nie mogłam pozwolić by zaprzątała mi myśli, nie chciałam parać się czarną magią, ale miałam wrażenie, że działa on na mnie jak śpiew syren.

- Weź ją – potwierdziłam, potrzebowałam odwyku od księgi, zanim jej moce opanują mnie na dobre. - Co teraz?

- Może warto by wrócić do naszych domów i rodzin? Na pewno nas wyczekują.

- Ale nasze królestwa się nienawidzą, nigdy nie pozwolą nam być razem.

- A może to właśnie nasza miłość im pokaże, że życie w zgodzie i pokoju jest możliwe i warto do tego dążyć.

Spojrzałam na niego z po wątpieniem, bo sadząc po rozmiarach wojny jaka się tu od kilkunastu lat toczy, była to bardzo wątła myśl.

- Przynajmniej spróbujmy – powiedział James nalegając i wyciągał do mnie rękę. Ujęłam ją bez wahania.

- Dobrze, spróbujemy, ale jak się nie uda, to uciekniemy, razem. Obiecaj mi to.

- Obiecuje, nie pozwolę by cokolwiek więcej nas rozłączyło.

Nie wiedzieć czemu, uwierzyłam mu.

Dziewczyna z księżycaWhere stories live. Discover now