18. Don't forget where you belong.

2.4K 138 5
                                    

Wieczorem dotarliśmy do Nowego Jorku. Conor od razu wyciągnął mnie, Javiego i Charlie na kolację. Wzięliśmy hotelowy samochód i pojechaliśmy do jednej z nowojorskich knajp. Jedliśmy, piliśmy wino, śmialiśmy się z każdej najmniejszej głupoty, przez co zwracaliśmy na siebie uwagę wielu gości restauracji, a tuż  po północy wypiliśmy szampana, żeby uczcić urodziny Conora. Zaraz potem Charlie i Jav wrócili do hotelu, a my wybraliśmy się na spacer po Nowym Jorku. Times Square nocą wyglądał magicznie. Nie mogłam się napatrzeć na cały ten wielki plac.

- Kiedyś spędzę tu Sylwestra - powiedziałam, rozglądając się wokół siebie. - Nie! Kiedyś dam tu koncert w Sylwestra. - Poprawiłam się. Tak, to by było coś niesamowitego!

- Kocham twoją ambicję. - Przyciągnął mnie do siebie i pocałował. - Ciebie też kocham.

- A ja ciebie - odpowiedziałam, przytulając go. Znowu to dziwne uczucie w środku... Nienawidziłam tego! Przecież go nie okłamywałam. Kochałam go. Ale w takim razie, czemu miałam wyrzuty sumienia? - Wracajmy już. - Podniosłam głowę, by zobaczyć jego reakcję. Kiwnął głową, cmoknął mnie w czoło, a potem wziął za rękę i poszliśmy do postoju taksówek. Już prawie doszliśmy na miejsce, ale Conor zatrzymał się, patrząc gdzieś w bok. Oczy błyszczały mu się, jak małemu dziecku w Boże Narodzenie. Podążyłam za jego wzrokiem, aż dotarłam do lodowiska pod gołym niebem.

- Wiesz, że jest już zamknięte? - Upewniłam się.

- Wiem, ale... - Spojrzał na mnie z nadzieją w oczach.

- I jak zamierzasz jeździć? W butach? - Zaśmiałam się ironicznie, a on jak najbardziej poważnie pokiwał głową. Westchnęłam z cierpieniem. - Chodźmy. - Pociągnęłam go za rękę. Był szczęśliwy jak dziecko. Przeszliśmy przez barierki, co nie było dla mnie łatwe, skoro byłam w sukience i zaczęliśmy się ślizgać po lodzie. Dobrze, że miałam koturny, nie obcasy, bo zryłabym całą taflę. Wygłupialiśmy się przez prawie pół godziny zanim w końcu się zmęczyliśmy i postanowiliśmy już tym razem na pewno, wrócić do hotelu.

Kiedy żegnałam się wcześniej z Charlie, poprosiłam by wyjęła z mojego bagażu prezent dla Conora. Po wejściu do pokoju, paczka leżała już na środku łóżka. Conor w mgnieniu oka zmienił się w pięciolatka, jak tylko zabrał się za otwieranie prezentu. Oczy niemal mu się zaświeciły, kiedy wyjął z pudełka kurtkę, którą widzieliśmy w zeszłym miesiącu na zakupach. Na początku nie chciał jej kupić, bo twierdził, że jej nie potrzebuje. Nie mógł jednak przestać o niej gadać i ciągle o niej napominał, więc ostatecznie wróciliśmy do tego sklepu, ale kurtki już nie było. Wtedy nakręcił się na nią jeszcze bardziej, ale nigdzie nie mógł jej dostać. Na szczęście, ma mnie i mojego farta. Zupełnie przypadkiem natknęłyśmy się z Charlie na tę kurtkę podczas naszych babskich zakupów i od razu wiedziałam, że mam dla niego prezent urodzinowy. Chyba trafiłam w dziesiątkę. Oczy świeciły mu się z radości.

- Jesteś najlepsza! - Odezwał się w końcu, przyciągając mnie do pocałunku.

- Wiem, że jestem. - Zaśmiałam się. Pozostałości opakowania po prezencie zrzuciłam nogą na podłogę, robiąc nam miejsce na łóżku. Conor za dwie godziny musiał wyjeżdżać na lotnisko, więc bez sensu było żebyśmy zasypiali. Włączyliśmy telewizor, natrafiając na jakiś film akcji. A co tam, niech leci. Starałam się skupić na fabule filmu i nie zasnąć, ale było mi tak wygodnie i ciepło. W dodatku Conor prawą ręką ciągle jeździł po moich plecach, masując je, co działało na mnie usypiająco i w końcu uległam. Zostałam obudzona dopiero, kiedy chłopak musiał wychodzić. Nie mieliśmy za dużo czasu na pożegnanie, ponieważ sam zasnął i obudził się odrobinę za późno. Pocałował mnie, obiecał, że zadzwoni jak wyląduje w Londynie i wyszedł, a ja wróciłam do łóżka.

These Teen Hearts |2| [zakończone]Where stories live. Discover now