3. Te "Odlotowe" Marzenia

34 0 0
                                    


      Jasne promienie światła delikatnie przenikały przez szparę między zasłonami i oświetlały półpiętro wąskiego pokoju bliźniąt. Słońce rozjaśliło policzki chłopaka, który przymróżył oczy, a po paru mrugnięciach otworzył je szeroko rozejrzawszy się po pokoju. Jego wzrosk skupił się na włosach osoby leżącej w łóżku w drugim kącie pomieszczenia. Potargane, w kolorze ciemnego blondu włosy osadzone na jasno żółtej, paskowanej pościeli. Obudzony chłopak uśmiechnął się i powoli usiadł na łóżku, postawił bose stopy na drewnianej podłodze i wstał. Ponownie zamrugał i przeciągnął się unosząc wysoko ręce, ziewając. Po chwili stania i skupiania wzroku na dalej śpiącym bracie wziął swoją niebieską poduszkę po czym podszedł do niego. Jednym ruchem lekko uderzył w plecy chłopaka, który gwałtownie się ocknął i sennie zaśmiał. Odwrócił głowę i złapał kontakt wzrokowy ze złocistymi oczami swojącego współlokatora.


- A ciebie od kiedy wzięło na tak wczesne wstawania, Lys? - Powiedział powoli obracając się na plecy - Która godzina?


- Szósta? - Odpowiedział podnosząc jedną brew i usiadł na łóżku brata, który powoli posniósł się i oparł na rękach.


      Lysander z uśmiechem zeskoczył z łóżka i wyciągnął rękę do brata. Ten z kolei przewróciwszy oczami dał się wyciągnąc na równe nogi. Gdy on sam przecierał oczy młodszy z bliźniaków odsłonił zasłonę okna i rezolutnie przywitał się z kretopodobnym, czarnym stworzeniem, które najpewniej zostało obudzone ze snu na parapecie.


- Naprawdę nawet dzisiaj nie dasz mi się wyspać.- Burknął wcią sennym głosem sięgając po szczotkę do włosów. - Dobrze spałeś?


- Cudownie! Śniło mi się, że byłem motylem. Kolorowym motylem. Latałem nad kwiatami i piłem z nich nektar i wydaje mi się, że zmakował jak... banany? Nie lubię ich ale to było takie dziwne, że aż dobre więc myślę, że spałem lepiej niż dobrze i... i... - Oczy chłopaka rozjaśniły się, miło było spełnić marzenie o lataniu chociaż we śnie. Po chwili zarumienił się i kontynuował lekko zmieszany zdając sobię sprawę, że znów go poniosło. - Wybacz. No, a ty LoLo? Jak spałeś?


- Napewno nie miałem takich przyjemnych snów jak ty. - Odparł spokojnie Lorcan po zym kontynuował nieco zmartwionym głosem. - Mam nadzieję, że ja nie odlecę za daleko na dzisiejszym pojedynku, James zasługuje na porządny rewanż.


     Zanim długowłosy chłopak zdążył odpowiedzieć cokolwiek bratu w pomieszczeniu rozbrzmał dźwięczny głos z niższego piętra. Ojciec bliźniaków wymienił obu z imienia i gwałtownie powiadomił ich o tym, że śniadanie jest gotowe. Chłopcy spojrzeli po sobie i z uśmiechem odwrócili się na piętach w kierunku drzwi, Lorcan położył swoją delikatnie drzżącą dłoń na ramieniu brata i obaj przeszli przez zaokrąglone drzwi schodząc obrotowymi schodami do jadalni.


     Jadalnia w domu Scamandrów była przestronnym pomieszczeniem z dużym stołem z zaokrąglonymi nogami, wyłożonym wzorowanym, białym obrusem i starymi krzesłami. Jasno żółte ściany i wielkie okno dodawały jasnoćci pomieszczeniu. Zapachowe świeczki stojące na drewnianym segmęcie oraz tulipany zdobiące stół roznosiły przyjmną woń kwiatów i wanilii, a dziesiątki ramek z ruchomymi fotografiami rodziny dodawały ów jadalni rodzinnego klimatu, którego chłopcy wręcz uwielbiali.

One Shots - Luna & RolfWhere stories live. Discover now