6.

128 27 3
                                    

Nie wiedziała dlaczego zareagowała tak impulsywnie. Artyści zawsze czerpią inspirację z prawdziwego życia i nie byłoby w tym nic złego gdyby nie opowiadał o niej tak szczegółowo. Z tego też powodu na samym początku była zła. Wtedy też dzwonił do niej kilka razy a ona za każdym odrzucała połączenie. Bo nie wiedziała co miała mu powiedzieć, a ignorowanie go było łatwiejszą wersją. Nie przyszedł, choć skrycie na to liczyła. Potem, wieczorem napisał: "chociaż napisz mi, że wciąż żyjesz". Więc napisała. Ale nie odpisał. Niedziela również minęła w ciszy.  Z jego strony. Nie zadzwonił ani razu, a ona nie mogła znaleźć sobie miejsca. Siedziała na balkonie, na kanapie, na schodach w parku, na ławce. A nawet w tej przesłodzonej kawiarni. Ale czuła się wyprana z życia. Jakby opuściło ją na dobre, mimo, że wciąż żyła. I pierwszy raz nie pomyślała nawet o moście. Ani o śmierci. A o tym, że źle postąpiła i chciałaby to odkręcić.

W poniedziałek z samego rana kupiła to samo whisky, które pili w czwartek na moście i wczesnym wieczorem pojechała do niego. Sama nie wiedziała na co liczyła. Że wypiją je i wszystko będzie dobrze? Że przeczyta jej resztę?  Chyba.

I tak właśnie było. Otworzył jej drzwi nieco zaskoczony i jeszcze bardziej skrępowany. Podrapał się po karku kiedy pokazała mu butelkę. A potem się uśmiechnął, odsuwając się, by mogła wejść do środka. I znów siedzieli na tej podłodze, ale tym razem popijali whisky, patrząc przez duże okna w dachu, na gwiazdy.

- Mogę przeczytać resztę?

- Usunąłem to.

- Więc faktycznie jesteś idiotą - powiedziała, kładąc mu głowę na ramieniu.  Zaśmiał się pod nosem i instynktownie objął ją ramieniem. I nagle wszystko było w porządku.

- Nie potrzebuję kręcić filmów.

- Potrzebujesz pracy zaliczeniowej. A to nie jest głupi pomysł. Mogłabym zagrać Nadię. Kto zrobi to lepiej niż ja? Ty zagrasz siebie, Philip to nakręci. A potem on zagra... nie wiem, mojego pieprzonego męża. Zrobimy z tego niezły romans - szepnęła rozbawiona.

- Może.

- Przestań. Jeśli to ma być twój ostatni film... 

- Dobra, zróbmy to - powiedział z entuzjazmem i przybili piątkę.

Nova wstała i podeszła do biurka. Wzięła jego laptopa i usiadła na kanapie, kładąc go sobie na kolanach. W folderze ze scenariuszami nie odnalazła tamtego pliku, może nie kłamał i muszą zacząć wszystko od nowa. Dlatego otworzyła nowy dokument i zaczęła pisać. Nie wiedziała jak pisze się scenariusze, ale nie było to teraz najważniejsze. Pisali, śmiali się, pili. I tak minęły kolejne cztery godziny. Potem, gdy skończyli butelkę alkoholu on zamknął laptopa i znów nacisnął jakiś guzik. Zewsząd zaczęła lecieć muzyka, stary, dobry jazz z wokalem. Nova rozpływała się. Skąd wiedział, że dokładnie tego chciałaby posłuchać w chłodny, deszczowy dzień. A potem zaczął nucić. I już krok został do tego, że poprosił ją do tańca.

- Nie umiem, jestem kompletną łamagą.

- To nic, ja też - powiedział, ciągnąc ją za dłoń.

Przez wiele lat śniła o takim scenariuszu. Zawsze chciała w chłodny wieczór tańczyć w kuchni z miłością swojego życia, zanim oboje zabraliby się za smażenie naleśników. Tak po prostu. W zamian za to dostała taniec z nowopoznanym chłopakiem w jego salonie o rozmiarach takich, jak jej całe mieszkanie. Ale nie narzekała. Wiedziała, że będzie wspominała tą chwilę wiecznie. Śmiali się. Opowiadał jej różne historie z życia, a nawet nucił piosenki. Szczególnie tę Engelberta Humperdincka Quando quando quando.

- Zgłodniałem. A ty?

- Zrobię naleśniki.

- Naleśniki - powtórzył, śmiejąc się cicho - dobrze.

Wciąż nie potrafiła odwrócić od niego wzroku. Tak bardzo urzekł ją w ostatnich dniach, a już szczególnie dzisiejszego wieczora. I nagle przestała myśleć o nim jak o bogatym dupku. Bo nim nie był. Ale nie był też chłopakiem z mostu. Nie był bezczelny, już tyle nie przeklinał i nie mówił tego, co ślina przyniosła mu na język. Był pogubiony, ale jakby od momentu gdy ją poznał trochę się odnalazł. Odnalazł się w roli zbawcy. Sam tak to nazywał. Uratował jej życie i pokazał, że jeszcze wiele ją czeka.

- Nadia i Hector powinni wybrać się w podróż - powiedział gdy usiadł na wysokim krześle przy blacie.

- Dokąd? - zapytała, łapiąc w dłoń patelnię. Przygotowała już ciasto. Wlała jeszcze sok z pomarańczy, który kupili w sklepie nieopodal i wymieszała je a potem wylała pierwszą partię.

- Nie wiem. Mógłby pokazać jej na przykład Lizbonę. Albo Paryż. Albo Rzym. To byłoby szalone.

- Nie jesteśmy w stanie skłamać, że to miasto to Lizbona. Albo Paryż. Albo Rzym - powiedziała pod nosem, słysząc, że wstał z miejsca kiedy przewróciła naleśnik na drugą stronę.

- Nie. Ale moglibyśmy się wybrać tam i to zrobić.

Zamknęła na moment oczy wyobrażając sobie taki scenariusz. Kiedyś sporo wyjeżdżała, zwiedzała. Kochała podróże i sama nie wiedziała dlaczego zaprzestała planowania kolejnych wypraw. A teraz nie miała z kim tego robić. Miło byłoby przed śmiercią zobaczyć jeszcze kawałek świata, pomyślała nim zadała pytanie.

- Jak to?

- Normalnie. Ludzie kupują bilety lotnicze, pakują walizki i wynajmują jakieś tanie airb&b - powiedział pod nosem i oparł się o blat niedaleko kuchenki, wciąż patrząc na nią.

- Wiem, głupku. Miałam na myśli...

- Wiem. Ale czemu nie? Ja zaczynam studia za kilka tygodni. A ty nie masz żadnych długoterminowych planów poza wyimaginowaną chęcią śmierci.

- Tak, ale...

- Daj spokój, Nova. Coś nam się jeszcze należy od życia. Chcę wspominać te kilka dni w Paryżu kiedy zamkną mnie w jednostce. A najlepiej weekend w Paryżu i kilka dni w Rzymie. I powrót przez Lizbonę. Albo Porto. Albo typowe, urocze nadmorskie miasto w Portugalii.

- Zawsze marzyłam żeby zobaczyć Portugalię. Właśnie wybrzeże - powiedziała, odwracając się w jego kierunku. 

- Więc postanowione - powiedział pod nosem, zabierając od niej łopatkę, którą przewracała naleśniki. - Ten już do niczego się nie nada - zaśmiał się, wyrzucając spalone ciasto. Nova również się zaśmiała i odgarnęła kosmyk włosów za ucho.

- Wybacz.

- To nic, znajdę jakieś dobre białe wino. Pilnuj następnych, już cię nie rozpraszam - i kolejny raz uśmiechnął się w taki sposób. A potem opuścił kuchnię i salon. Zniknął gdzieś, zostawiając ją samą z myślami.

Bo dlaczego miałaby z nim nie polecieć. I dlaczego miałaby nie wystąpić w filmie. Przynajmniej coś by po niej pozostało na tej ziemi. A pomysł wydawał się być naprawdę dobry. Zwłaszcza jeżeli zajmie się reżyserią i oprawą materiału. Wierzyła w to, bo miał talent. I przede wszystkim chciała mu pomóc. Już pokazywał jej, że życie wcale nie jest takie beznadziejne. Sprawił, że nabrało tempa. A tego skrycie pragnęła, choć sama nie miała odwagi zrobić.

nice to meet you; hood.Where stories live. Discover now