10.

110 19 3
                                    

Szalone dni w Paryżu dobiegły końca, a Philip wsiadł do zupełnie innego samolotu niż wstępnie miał wsiąść. I nagle wszystko się zmieniło. Nova uważała, że jest po prostu niezręcznie już podczas lądowania na lotnisku w Lizbonie. Podczas lotu Calum nie powiedział nawet słowa. Zasnął zaraz po starcie i obudził się niedługo przed ogłoszeniem lądowania. Potem też milczał. Na początku pomyślała, że może to być spowodowane zmartwieniami niosącymi się z domu, ale chyba poprzedniego dnia nie narzekał na kolejnego maila od generała. Mimo to odezwał się dopiero gdy wsiedli do autobusu miejskiego. 

- Moglibyśmy coś zjeść.

- Coś portugalskiego?

- Włoskiego. Tęsknię za Rzymem. Zostawiłem tam kawał mojej głowy.

- Nie serca?

- Przecież nie mam serca - mruknął, oglądając się przez ramię.

I rozmowa znów utknęła w marnym punkcie. Nova poczuła, że musi coś powiedzieć.

- To może pizza. Zabierzemy ją na plażę.

- Dobrze.

Tym razem cisza nie była grobowa, bo po autobusie niósł się głos kobiety rozmawiającej przez telefon. Wtedy pomyślała, że może za dużo czasu spędzili razem. Za mało przerwy, tego czasu gdy po prostu żyli obok siebie, własnym życiem. Nie razem. Poprzednio, gdy poznała Simona było dokładnie tak samo. Na początku fascynacja, nieustannie jakiś temat do rozmowy czy śmiech. Potem martwa cisza przerywana przez kolejne imprezowe kawałki, które puszczał gdy prowadził auto. Żarty również się skończyły. Wszystko się skończyło z momentem gdy powiedział, że się w niej zakochał, a ona choć chciała, nie potrafiła powiedzieć tego samego. Nie umiała udawać. Nie chciała udawać. Od początku traktowała go jak kolegę, może z czasem przyjaciela, ale to było wszystko. Płacząc po nim nie pamiętała już jak bardzo odwlekała w czasie chwilę, gdy pocałował ją po raz pierwszy. Jak unikała momentów, gdy zbliżał swoją twarz do jej twarzy. Nie pamiętała też wielu innych rzeczy. Również tych, które ją w nim denerwowały. Pamiętała tylko te dobre i zajęło jej to wiele czasu nim zrozumiała, że był zwykłym nudziarzem i pracoholikiem, który nigdy nie dał jej kwiatów. I tym, który nigdy nie odzywał się pierwszy.

Na plażę Guincho dotarli godzinę od ostatniej wymiany zdań, nie licząc tej w pizzerii odnośnie wyboru dania. Szum morza, dźwięk rozbijających się fal i nieustające rozmowy Portugalczyków i turystów. Muzyka dla jej uszu. Zaliczała do niej nawet piski dzieci, bawiących się nieopodal. 

Calum patrzył przed siebie, odgryzając kolejny kęs pizzy. 

- Przepraszam.

Nova na początku nie zareagowała, ale gdy tylko dotarły do niej te słowa od razu spojrzała na niego z czułością.

- W porządku - szepnęła, dotykając instynktownie jego dłoni.

- To zły dzień. Czułem to w kościach od kiedy tylko się obudziłem. Poza tym pojutrze wracamy, nie chcę tego robić - wyjaśniał dalej, patrząc na jej dłoń.

- Już, spokojnie. Jest w porządku. Każdy potrzebuje swojej przestrzeni.

Doskonale o tym wiedziała. Każdy potrzebował pomilczeć bez towarzystwa. Albo i szczególnie z nim. Ona miała dokładnie to samo, ale nie każdy zdawał sobie sprawę z tego, że to kompletnie normalne. Od kilku dni intensywnie myślała o tym, do czego doszło ponad trzy tygodnie temu. Śniła o tym po nocach. Ona stojąca na moście tamtej nocy. I ani śladu Caluma, który zabawił się w najlepsze na imprezie. Za każdym razem zamykała oczy, czuła jak spada. Potem budziła się, nie mogąc złapać tchu. Dusiła się, tonęła. Czuła nawet jak paradoksalnie zapada się jej klatka piersiowa. Czy tak wyglądałaby jej śmierć? Z całą pewnością. Teraz, patrząc na kąpiących się plażowiczów zastanawiała się kiedy by ją odnaleziono. Ile osób przyszłoby na jej pogrzeb. I z każdą minutą wiedziała, że dobrze się stało. Była zadowolona. Jej życie znowu odzyskało cel. Już w hotelu w Paryżu wybrała szkołę, do której będzie uczęszczała od zimy na weekendowe zajęcia. W głowie zaplanowała też remont mieszkania. A może nawet jego zmianę. Tak, zdecydowanie potrzebowała przemeblowania w życiu. I oczywiście nowa praca. Inna. 

Życie w końcu miało się odmienić. Zero drugich szans. Wiedziała, że to postanowienie wiązało się z jeszcze jednym faktem - zerwania znajomości, która powoli wysysała z niej energię. Ona i Bruce to wystarczająco skomplikowana historia. Nie tak dawno minął rok jak się poznali. Przez internet, co za klasyka. On zagadał, ona odpisała. I takie sytuacje powtarzały się średnio przez kolejne pół roku. Aż do ich pierwszego spotkania. Pamiętała co pomyślała gdy zobaczyła go po raz pierwszy. Ale pomimo to wiedziała, że nie widzi go po raz ostatni. Już od pierwszego spotkania było pomiędzy nimi coś, czego nie było z każdym poprzednim chłopcem. To dlatego zawsze wracała do niego jak jakiś pieprzony bumerang, mimo że on nigdy nie traktował tego poważnie. Ale przecież to nic, ona po długim, nieszczęśliwym związku także tego nie szukała. I za każdym razem go usprawiedliwiała, prowokowała. Teraz wiedziała, że chce zobaczyć go po raz ostatni, pocałować i zostawić. Tym razem na zawsze. Bo tylko wtedy rozpocznie nowy rozdział. Może znajdzie się w nim miejsce dla Caluma. Bo dlaczego nie? Z całą pewnością będzie wspierała go przy obronie pracy. Będzie siedziała obok gdy pokaże swój film znajomym i chyba zgodzi się spędzić z nim święta. A to już coś.

W końcu to dzięki niemu nie było już dni, w których upadała na podłogę w łazience z bezsilności. Nie było dni gdy brała prysznic, płacząc. Teraz śpiewała, nuciła najbanalniejsze piosenki. Myła zęby myśląc o nim i czasie, który spędzili razem. 

- Chcę zostać kosmetyczką - powiedziała w końcu.

- Super. Myślę, że będziesz świetna.

- Zapiszę się na kursy, zmienię pracę. I chyba mieszkanie. Może zmiana otoczenia będzie nowym startem, chociaż będę tęsknić za tym mieszkaniem.

- Teraz możesz znaleźć coś z wysokimi sufitami i wielkimi oknami, dokładnie tak jak marzyłaś.

- I wiele więcej niż to o czym marzyłam - dodała, patrząc mu w oczy.

On także nie odwracał wzroku. I tym razem, siedząc na zielonym kocu pośród Portugalczyków i innych ludzi, którzy jak oni byli zaledwie turystami Calum już nie zastanawiał się nad konsekwencjami. Najpierw położył rękę za jej biodrem, potem ich twarze były wystarczająco blisko, by pocałował ją w łuk brwiowy. Tak po prostu. I nie do wiary było to, że właśnie tym małym gestem ujął ją najbardziej.

Nie łapał ją za tyłek przy każdej nadarzającej się okazji jak Martin. Nie całował jej ust tak bez czułości jak Simon. Ani nie wpadło mu do głowy, by przygryzać jej usta jak Bruce. 

Potem podniosła wzrok. Calum nie był Simonem. Nie był Martinem ani żadnym innym z jej fatalnych wyborów. Pomyślała więc, że teraz albo nigdy. Tym razem naprawdę nie chciała odwlekać tej chwili. I chyba to zrozumiał, bo pocałował ją zaledwie dwie sekundy później.

Znów jak żaden inny. Krótko. Obserwując jej reakcję. Gdy otworzyła oczy pocałował ją jeszcze raz. I uśmiechnął się nim typowo, jak to na plaży oberwał piłką w głowę. 

- Sory, kolego! - wrzasnął siatkarz plażowy.

- Oddam im ją.

- Mhm - odpowiedziała cicho, zanim wstał. Patrzył jej w oczy. Tak po prostu.

- Wydaje się, że miałeś iść.

- Mhmm, idę - powiedział jeszcze ciszej i tym razem wstał, udając się w stronę siatkarza. 


Wesołych Świąt <3

nice to meet you; hood.Où les histoires vivent. Découvrez maintenant