Problem z nimfami

60 13 25
                                    

Był to jeden z tych letnich wieczorów, gdy dopiero, co budziło się życie. Słońce wciąż znajdowało się daleko do sennych objęć ziemi, lecz niebo już zaczynało się rumienić, a chmury przypominały delikatną watę cukrową. Ptaki zgrywały swoje głosy z skrzypcami świerszczy w pierwotnej symfonii natury. Grażyna przemierzała spokojnie wysokie trawy wśród rzednącego lasu napawając się otaczającym ją światem. W końcu mogła wyrwać się z nimfiej wspólnoty i połączyć się w jedność z brudem ulic i parnym powietrzem tego małego miasta, choć ciężko było określać właśnie tak tą miejscowość. Uśpiona energia czaiła się tuż pod pocałowaną przez słońce skórą, wyczekując momentu by uwolnić się.

Powietrze rozdarł krzyk przypominający małpie nawoływania prosto z równikowej dżungli. Grażyna, jako słowiańska nimfa, doskonale wiedziała, że nie jest w Afryce ani Ameryce Południowej. Osobliwe odgłosy zyskiwały na sile stopniowo wraz z zbliżaniem się do wyasfaltowanej drogi przecinającej serce lasu. Grażyna pamiętała, kiedy budowano tą drogę i widziała, że od tamtej pory nikt nawet nie pomyślał o remoncie. Ile to już lat? Siedemdziesiąt sześć lat... zdziadziałaś Grażyna pomyślała smętnie, przedzierając się przez krzaki. Stojąca pewnie na poboczu zgrabna blondynka z rogami nie spotkała się z jakimkolwiek przejawem zainteresowania młodocianych degeneratów na rowerach.

- Z głosów małpy, z mord też małpy... - oceniła Grażyna śledząc spojrzeniem wielkich brązowych oczu wywrzasłą bandę.

Młodzieńcy wozili się po całej drodze wzdłuż i w poprzek nawołując do siebie pociesznie i zbyt głośno. Mówiąc wprost i po chamsku, jakby to zresztą Grażyna zrobiła: darli do siebie te swoje brzydkie ryje. Tuż za nimi biegł cherlawy dzieciak w okularach. Zawzięcie próbował dotrzymać tempa trzem starszym chłopakom, jednak coraz bardziej opadał z sił. W wysoko podciągniętych szortach, w które wkasał bluzeczkę i ze zdartymi kolanami wyglądał niczym ubogi kuzyn siódmego nieszczęścia. Nawet ono zdawało się teraz tak jakby ekskluzywne.

- Maurycy, Maurycy! –Krzyczał i sapał mały okularnik wciąż uparcie gnając przed siebie.

-E ty, Martynek, co to za bachor? –Zapytał jeden z typów spod ciemnej gwiazdy o obliczu nieskalanym kiedykolwiek jakąś myślą.

- Nie wiem – wzruszył ramionami cwaniaczek, jadący bez trzymanki.

Jeśli byłby małpą to byłby szympansem pomyślała nimfa ale takim opóźnionym z deczka dodała, gdy ujrzała, że trzymał ręce w kieszeniach.

– Pedałuj szybciej to się odczepi.

Jak przywódca powiedział, tak i zostało zrobione. Okularnik zatrzymał się gwałtownie, a na jego dziecięcej twarzy odmalował się wyraz rezygnacji. W ostatecznym akcie zakrzyknął ile sił w małych płucach.

- Maurycy! Matka chce cię widzieć w domu!

- Zamknij się, Amrboży! –Również wdarł się w odpowiedzi przywódca bandy.

-E ty, Martynek, znasz tego gówniarza? –Zapytał drugi towarzysz wycieczki rowerowej. Tego typa Grażyna akurat znała. Padlina, bo taką miał nadaną ksywę, dzielny rycerz ortalionu, uczestnik licznych rozbojów i bijatyk, ale przede wszystkim zagorzały kibic Legii Warszawa.

-Ty też się zamknij, Romek. –Uciął temat Martynek, aby nie wywoływać niepotrzebnych dywagacji na tematy rodzinne. To w końcu wstyd mieć takiego brata jak Ambroży. Mądry, grzeczny, kujon. Gdyby tylko się wydało, że to jego brat, cwaniacki honor Matynka zostałby splamiony do tego stopnia, że nawet hektolitry wybielacza nic by nie zdziałały.

Rowerzyści minęli Grażynę bez mrugnięcia okiem ani żadnej większej reakcji. Co jak co, ale wołało to o pomstę do nieba! Może i Grażyna najpiękniejszą spośród swojego gatunku nie była, ale przejść obok nimfy, która z definicji ma uwodzić i czarować, o tak o? Nie do pomyślenia. Może trzeba się przerzucić do Internetu, żeby wywoływać większe olśnienie. W końcu zawsze można się tam uratować odpowiednim filtrem i wystudiowaną godzinami pozą.

Nie jesteśmy wybrańcamiWhere stories live. Discover now