Mietek w zalotach 1/2

31 11 9
                                    

Mieczysław był jakiś taki osowiały jak pies z kleszczem na zadku. Chłopak o usposobieniu ironiczno – śmieszno – sakrastycznym snuł się po domu jak ostatni flegmatyk. Wzdychał, siedział, wstawał, znowu wzdychał. Co paręnaście minut sprawdzał komórkę, a na jej najmniejszy dźwięk reagował ożywieniem lecąc w jej stronę z prędkością światła. Jak do tej pory zawsze, gdy odczytywał powiadomienia z wyświetlacza wzdychał ciężko, znowu, i wystukiwał wiadomości zwrotne często kasując to co napisał wcześniej. I tak parę razy. Jego oblicze sposępniało, a zdrowa, jasna cera straciła blask.

Rozkojarzenie i mętlik w głowie były nieznośne, ale nie dla Mieczysława. Cierpiała na tym Felicja.

Posiadanie brata bliźniaka to dla niej coś cudownego. Nie dość, że był to brat starszy, zaskakująco lojalny i opiekuńczy, to jeszcze umiał dobrze gotować, wysłuchać jak profesjonalny psycholog, a do tego zawsze podejmował odpowiednie środki by bronić swojej rodziny. Ten mniej fajny benefit posiadania bliźniaka? Magiczna więź pomiędzy ich umysłami, która łączyła Felicję i Mieczysława na wieki nierozerwalnym łańcuchem. Zawsze wiedzieli, kiedy jednemu z nich działo się coś złego, co skutkowało podwójnym mordobiciem czy innymi karalnymi czynami. Jedno doskonale świadome co czuje drugie, niejako również wpływali na swoje myśli zabarwiając je niczym kropla atramentu dodana do krystalicznie czystej wody.

Poprzez tę więź Felicja również zaczynała czuć się zagubiona i zirytowana świadomością niepewności. Ale niepewności związanej z czym? Wszystko wskazywało na sferę uczuciową, co przygnębiało ją jeszcze bardziej. Zrozumiałaby, gdyby ta niepewność miała swoje źródło w postmaturalnej traumie. W końcu tylko ona spośród trójki rodzeństwa nie martwiła się o swój przyszły los. Czy zostanie wybrana demokratycznie na Główną Wiedźmę czy też nie, i tak miała już fuchę w kieszeni. Babcia wybrała ją na swoją następczynię, oczywiście argumentując to największymi pokładami magicznych mocy. Czasem miała wrażenie jakby ukradła większość paranormalnych umiejętności swojemu rodzeństwu. Niby startowała na studia dzienne, a nawet poszalała tworząc teczkę na Akademię Sztuk Pięknych, lecz nie wiązała z nimi większych nadziei. Co innego Mieczysław. On przed maturą zakuwał, nie spał, nie jadł, w skrócie stał się jednym wielkim kłębkiem nerwów, który jeszcze bardziej przeklinał, a dodatkowo rzucał talerzami w kuchni. Wielkie nerwy okazały się całkowicie niepotrzebne, tak samo jak straty w zastawie stołowej, maturę zdał śpiewająco. Teraz pozostawało jedynie czekać na informacje zwrotne na jakie kierunki się dostał. Petronella natomiast jeszcze w czerwcu zdobyła, a jak sama twierdziła wyrwała siłą, tytuł licencjata w nauczaniu angielskiego. Teraz szukała możliwych ciepłych posad w szkołach językowych, czy kto wie, może nawet w takiej prawdziwej szkole... siałaby postrach i zgrozę pod postacią kartkówek z czasowników nieregularnych oraz rytmicznych piosenek, których nie sposób zapomnieć.

Mijały kolejne dni, jeden gorszy od następnego. Mieczysław stawał się smętny i depresyjny, tym samym Felicja też zasmętniała i zdepresyjniała. Chłopak popadał w stan odrętwienia. Całe dnie czekał i wyglądał czegoś, czego jego siostra nie mogła dostrzec, a irytowało ją to niezmiernie.

Nie wiadomo jak długo ciągnąłby się cały ten marazm, gdyby do działania nie przystąpiła najstarsza z rodzeństwa. Petronella, jako persona antyromantyczna, miała w głębokim poważaniu żale natury uczuciowej. Cicho liczyła na to, że jej brat ogarnie się sam. Nawet próbowała spalać jakieś kadzidełka z intencją pomyślnego ułożenia się spraw. O dziwo zadziałało.

Okularnik niespodziewanie rozchmurzył się i odzyskał cały wigor. Cały w skowronkach szykował się do wyjścia. Odstawiony w najlepsze dżinsy z dziurami na kolanach połączone z czerwoną koszulą w kratę pozyskiwał u Felicji porady modowe w sprawach butów. W końcu kto chodzi w glanach w wakacje? Grozi to śmiertelnym otruciem toksycznym odorem siebie oraz niewinnych postronnych ofiar. Mieczysław stanowczo upierał się na trampki, a siostrzyczka z uporem maniaka przekonywała go do klapek. Koniec końców stanęło na czarnych adidasach i wielkim rozgoryczeniu Felicji. Odstawiony jak struś w Boże Ciało nastolatek wyszedł z domu. Starsza siostra natychmiast po zamknięciu drzwi rzuciła się na młodszą.

Nie jesteśmy wybrańcamiWhere stories live. Discover now