Zbyt bliskie spotkania z Inspektoratem Magicznym

43 12 13
                                    

Dzień był piękny i słoneczny, pełen fal gorąca wywołujących lawinę narzekań na parną pogodę oraz pojawienie się mrożonej herbaty i kawy w kuchni. Letnia rozleniwiona atmosfera przypominała raczej Grecję w czasie sjesty niż Polskę w niemiłosierne południe. Nic nie zapowiadało skradającej się po cichutku katastrofy.

Petronella oddawała się lekturze romansów autorstwa Jane Austen w ramach odrobiny czasu dla siebie. Mieczysław został wrobiony przez swoje siostrzyczki w znienawidzone zmywanie naczyń. Felicja przebrana w obcisłe legginsy z łatwością gięła się na macie w niewygodnych pozycjach joginów. Towarzyszyła jej przy tym najbardziej spragniona uwagi w tym domu Menda, jej chowaniec. Zwierzątko kształtem przypominało małego pustynnego lisa, miało podobne wymiary i urocze spiczaste uszka. Jej futro przybrało odcień głębokiego fioletu przeplatającego się z jaśniejszymi refleksami. Oczy lisa, osłonięte niebotycznie długimi rzęsami, skrywały liczne gwiezdne konstelacje jaśniejące subtelnym, białym blaskiem. Na czole magicznego zwierzątka jaśniał liliowy sierp księżyca. Menda z ciekawością krążyła między nogami swojej właścicielki.

Jak na typowe popołudnie w domu rodziny Gwiazd przystało wszystko oczekiwało na element przełamania spokoju. Petronella, już gdzieś tam z tyłu głowy, wiedziała, że zaraz wszystko się zacznie. Nie była jeszcze świadoma co, jednak pojawienie się kłopotów wydawało się oczywistym. Problemy natury nadnaturalnej sprowadzały do tego domu różne indywidua.

Tym razem owe indywiduum miało postać Martynka. Ciche kliknięcie otwieranego zamka zbudziło czujność Mendy, która opuściła na moment swoją panią, a ta nie przejęła się tym. Choć z wyglądu chowaniec przypominał lisa, to z temperamentu bliżej było mu do kota. W zależności od humoru albo dopraszała się o dzienną dawkę przytulasków i pieszczot od swojej właścicielki albo znikała, stając się malutkim kłębuszkiem utkanym z czystej nocy. Skradając się pełna podejrzliwości wymknęła się do wiatrołapu.

Frontowe drzwi otworzyły się z hukiem. Martynek w pełnej krasie i z przytupem wkroczył do domu. Menda warknęła, a Martynek w odpowiedzi też jej odwarczał.

- Kto nie zamknął drzwi?! - Petronella, w akcie oburzenia na zburzenie jej spokoju i przerwanie lektury o panie Darcym, trzasnęła kubkiem o blat. Uszko ułamało się pozostając w jej dłoni. - Felicja, napraw to... to mój ulubiony kubek był...

Najmłodsza siostra podniosła się z asany pies z głową w dół. Pstryknęła palcami. Ucho poleciało w stronę kubka przyłączając się do niego. Kubek stojący na stole wyglądał jakby zupełnie nic się nie stało, a nawet wydawał się bardziej błyszczący. Felicja pozwoliła sobie na użycie zaklęcia czyszczącego, oszczędzając roboty bliźniakowi.

- Ja zamknąłem. - Mruknął Mietek wycierając ręce w szmatkę haftowaną w wielobarwne łowickie wzory. - Kto ostatni wychodził na dwór?

- Nikt, bo grozi to czerwoną opalenizną instant i wyparowaniem mózgu. - Odpowiedziała usłużnie Felicja.

- Spokojnie, zamknęliście te drzwi. Przecież zawsze to robicie. - Gość starał się ich uspokoić. Przez lata Gwiazdy wyuczyły się nawyku przekręcania zamka w drzwiach. Czasami, kiedy Mietek odwiedzał Maurycego odruchowo przekręcał kluczyk nawet u niego. - Testuję pewne zaklęcie, które znalazłem w waszym rodowym grymuarze... nawet nie myślałem, że zadziała!

- Przepraszam cię bardzo, ale jak ty w ogóle dobrałeś się do grymuaru? - Twarz Felicji zachowywała spokojny wyraz jednak wewnątrz wrzało. Rodzinna wiedza magiczna nie była rzeczą, którą chciała się dzielić... A w szczególności z Martynkiem.

- Jak ostatnio przyszedłem do was na obiad, a ciebie i Petronelli nie było to sobie tak siedzieliśmy z Mietkiem w kuchni. Grymuar leżał sobie otwarty, więc sobie przeglądałem... - opowiedział.

Nie jesteśmy wybrańcamiOnde as histórias ganham vida. Descobre agora