Prolog.

8.4K 230 60
                                    

Prolog.

Za oknem sielsko ćwierkały ptaki, które tej jesieni jakby zapomniały odlecieć do cieplejszych miejsc. Przyjemny wiatr kołysał kolorowymi liśćmi na drzewach w ogrodzie, a tłuściutki czarny kot z zainteresowaniem przyglądał się przeskakujacej z gałęzi na gałąź wiewiórce.

Sielskość podmiejskiego poranka nie docierała jednak przez uchylone żółte zasłony do przytulnego dziecięcego pokoju. Ten dzień bowiem z całą pewnością nie zaczął się sielsko dla właściciela tego domu. Nie dość,  że pierwszy raz od niepamiętnych czasów zaspał i poważnie groziło mu spóźnienie, to właśnie otrzymał wiadomość, że zatrudniona przez niego opiekunka z dnia na dzień rzuciła pracę. Szarpiąc bezradnie włosy, co tylko pogarszało ich nieład gorączkowo zastanawiał się, co właściwie mógłby zrobić w takiej beznadziejnej sytuacji. Przecież musi być dziś w pracy, po prostu musi i co gorsza, z całą pewnością nie może zabrać dziś ze sobą małego.

Gorączkowo przechadzając się pomiędzy rozrzuconymi w pokoju zabawkami raz za razem spoglądał na swojego niezwykle spokojnego potomka. W tej chwili gardził sobą za to, co zamierza zrobić,  ale naprawdę nie miał innego wyjścia, nie miał nikogo, dosłownie nikogo, kto mógłby mu w tej chwili pomoc, nawet głupiego sąsiada nie było w pobliżu,  bo mieszkali na cholernym zadupiu.

   - Dobra, teraz mnie posłuchaj -westchnął zrezygnowany, spoglądając na swoją największą dumę.- Nie jestem zadowolony z tego, co muszę zrobić, ale nie mam wyjścia,  rozumiesz? - zerknął w miniaturę swoich własnych oczu. Małe, okolone niesamowicie długimi rzęsami ślepka zamrugały w zrozumieniu w trakcie, gdy ich właściciel beztrosko wymachiwał nogami siedząc na skraju łóżka.
- Tato, mam już prawie pięć lat, nie jestem dzidziusiem- głos był hardy i zabarwiony dziecięcym oburzeniem.- Wiem gdzie mamy sok i jedzenie i jak mam sobie włączyć telewizor, albo bajki w komputerze - na dźwięk tych słów ojciec skrzywił się nieznacznie. Te sprzęty to diabelskie wynalazki, ale ze względu na prace musiał mieć je w domu. Jego syn natomiast z miejsca je pokochał.

   - Pamiętam,  że nie mogę bawić się ogniem, zaglądać do twojego barku, latać na miotle, ani bawić się składnikami eliksirów. I absolutnie żadnych zębatych frisbie - wyliczał malec szczerząc do ojca bielusieńkie ząbki.
- Dobra mądralo, przekonałeś mnie - zaśmiał się czochrajac synowi fryzurę.- Wrócę tak szybko jak się da - zapewnił.- A potem wspólnie poszukamy ci jakiejś nowej opiekunki.
- Nie chce nowej opiekunki! - zaoponowało dziecko.- Chce nową mamę!

   - Ej, kolego. Rozmawialiśmy o tym - upomniał go ojciec.- Teraz jesteśmy tylko my dwaj - uzupełnił, czując twardy kamień w żołądku. Zaraz jednak uśmiechnął się do syna.- Dobra mały, teraz to już naprawdę jestem spóźniony. Skorzystam z kominka i tak też wrócę - poinformował syna.- Zachowuj się i pamiętaj, że lubię ten dom - raz jeszcze poczochrał syna po głowie i zniknął za drzwiami.

Powinien być już w biurze, gdzie zapewne czekają na niego klienci. Za dużo czasu i energii poświęcił na tą sprawę, żeby teraz skrewić na samym końcu. W zamyśleniu sięgnął dłonią do słoika, gdzie przetrzymywał proszek do podróży kominkiem, sypnął go na palenisko i podając adres podróży wkroczył w ogień. Już po chwili wirował w płomieniach zupełnie nieświadomy, że cały proces z zainteresowaniem obserwowały małe oczy jego syna.

Dramione- Zaopiekuj się mną.Donde viven las historias. Descúbrelo ahora