Rozdział 24

4 1 0
                                    

Niebo było bezchmurne. Twarze nieznanych osób wymieniały spojrzenia w tłumie. Wszystko było normalne. Wiatr, wschód słońca, bieg dnia... Niby nic się nie zmieniło. Życie toczyło się nadal. Słońce znikało już za horyzontem, a tylko ja czułam jakby świat stanął w miejscu. Pęd powietrza gnał przed sobą stertę liści, napotkaną na swojej drodze. Drzewa, które zrodziły owoce, rozprzestrzeniały swój zapach wszędzie wokół. Promień światła przedostawał się przez ich bujne korony. Nagle niebo pociemniało. Obłoki na nim zatrzymały się w miejscu. Ziemia zdawała się oddychać. Wyglądem przypominała własne życie. Wiatr zmienił się teraz w lodowaty pocałunek, a nagły chłód przeszył wszystkie osoby podążające tą drogą. Życie wcale się nie zmieniło, ale dla mnie utknęło w blokadzie własnych wspomnień. Wszystkie wartości zdawały się już nie istnieć. Dzień za dniem, godzina za godziną, a ja wiedziałam, że nie znajdę w swych oczach przebaczenia. Chciałam, lecz nie potrafiłam. Szukałam. Brnęłam w codzienności, świadoma tego, co zrobiłam. Złość i nienawiść przeplatały się w moich dniach wraz z bólem i emocjami, których nie potrafiłam zwalczyć. Obwiniałam się o śmierć przyjaciółki. O śmierć siostry. Nie mogłam poradzić sobie ze stratą tak bliskiej mi osoby. Wiedziałam, że gdybym nie zaciągnęła tam Nienazwanej - ona nadal byłaby tu. Byłaby obok. Nastał wieczór. Wybrałam się na spacer. Godzinami włóczyłam się po mieście. Światła gasły, lecz ja cieszyłam się z tego. To ułatwiało mi myślenie, pomagało odciąć od świata. Łzy spływały mi po policzkach jedna za drugą, a w głowie plątały się miliony myśli. W jednym momencie mrok rozjaśniło ostre światło, jednak ja nie odrywałam wzroku od białej linii pośrodku ulicy, na której znajdowałam. Blask, który pojawił się przed chwilą, coraz bardziej oświetlał drogę, lecz ja nie zwracałam na to uwagi. Po chwili z nad horyzontu wyłonił się pędzący samochód. Czułam, że jest coraz bliżej, lecz nadal nie podnosiłam głowy z nad jezdni. Nie schodziłam na bok. Auto zjechało na pobocze, próbując mnie ominąć. To był impuls. Odskoczyłam w lewo, wprost pod koła krzycząc ,,ZA NIENAZWANĄ!!!". Naraz rozległ się pisk opon, a po chwili dobiegające z samochodu głosy ,,BOŻE! CO JA ZROBIŁEM! HALO, SŁYSZYSZ MNIE?!", ,,Tatusiu co się stało?". Tracąc przytomność zauważyłam, że na moście, na którym się właśnie znajdowałam, ktoś stał. Był to wysoki mężczyzna o czarnych włosach nieco powyżej ramion z grzywką, która biegła ukosem. Ubrany był w pelerynę zakrywającą całą swoją sylwetkę poniżej głowy. Opierał się on o barierkę, jakby myślał nad swoim ostatnim krokiem. Nie pomógł mi. Wręcz przeciwnie - popatrzył na mnie z uśmiechem. Ja sama zaś, słysząc pogotowie, ostatkiem sił zaczęłam krzyczeć do człowieka z samochodu: ,,ZOSTAW MNIE! NIE POMAGAJ MI! Nie zasłużyłam na to...".


                                                                                                                                         ~Lumena23

12 minutWhere stories live. Discover now