Tom IV, Rozdział 6. Cud narodzin.

697 76 63
                                    

Na samym wstępie chcę życzyć wam Szczęśliwego Nowego Roku <3 I teraz nie zanudzając, pierwszy rozdział w 2021, Zapraszam ! ;D

꧁꧂

    — Nie wyobrażasz sobie Lu, jakie to było straszne! — żachnęła się oburzona, żwawo mieszając zimną już herbatę z melisy. — Nie dość, że z takim bębnem ciężko znaleźć sobie fajne ciuchy to jeszcze nie było koloru, który by mi odpowiadał! Oczywiście ta pudrowana ekspedientka twierdziła, że we wszystkim wyglądam ładnie, ale ja wiedziałam, że ona mnie okłamuje. Na pewno wszystkich okłamuje! No jak wytłumaczysz, że niebieska koszulka pasuje do moich zielonych oczu? — zapytała pretensjonalnie, popijając dwa łyki naparu, po czym nie oczekując na odpowiedź Lucy, teatralnie machnęła ręką w powietrzu i kontynuowała: — Kurwa, no nie wytłumaczysz. To nieporozumienie. Kompletne nieporozumienie! A kto ucierpiał na tym najbardziej? Oczywiście ja, bo musiałam iść specjalnie do sklepu obok, żeby w końcu znaleźć to, czego szukałam, ale i tak nie znalazłam! Przepłaciłam za to spuchniętymi nogami i zjebanym humorem.

   Levy wbiła rozjuszone spojrzenie w Lucy, a szeroko uśmiechnięta blondynka tylko grzecznie przytakiwała głową. Tak szczerze to nawet bałaby się jej przerwać. Powoli zaczynała rozumieć, dlaczego Gajeel niestety ''nie dał rady'' przełożyć tego wyjazdu.

   Odkąd przekroczyła próg domu przyjaciółki, nic tylko wysłuchuje jej najróżniejszych historii i zmagań z tym jakże ''okrutnym'' światem. A to jakaś starsza pani pochwaliła jej ładny okrągły brzuszek, a ona odebrała to jako sugestię, że jest gruba, a to czarny kot krzywo na nią spojrzał i uznała to za zły omen. Można wymieniać i wymieniać, ale jedno jest pewne. To, co szalejące hormony potrafią zrobić z kobietą w ciąży, jest czymś przerażającym. A już, szczególnie kiedy tyczy się to tak ekscentrycznej osoby.

   Podczas gdy siedząca w puchatym szlafroku Levy dalej nawijała jak najęta, uśmiechnięta Lucy podparła głowę na dłoni. W ciszy wpatrywała się w swoją przyjaciółkę, na której policzkach malowały się mocne rumieńce, a w oczach tliły się małe ogniki. Tak szczerze mówiąc, wyglądała po prostu słodko i nawet pomimo zaawansowanej ciąży wciąż była drobniutka. Po chwili skupiła się na jej potarganych włosach, które jak zwykle były przetrzymywane przez oliwkową bandanę.

   Na widok tego koloru Lucy trochę się wyłączyła. Pochłonęła się w zadumie, bo on tak bardzo przypominał jej oczy Dragneela. Nie powiedziała przyjaciółce o tym, co stało się w Babylonie. W obecnej sytuacji nie mogłaby tego zrobić. Nie chciała jej stresować i dokładać zmartwień. Levy miała się teraz skupić przede wszystkim na sobie i dziecku, a nie na jej problemach sercowych. Patrząc na to, jak bardzo jest teraz szczęśliwa ona również taka była i szczerze? Nie potrzebowała niczego więcej.

   — O rety... Mam nadzieję, że już niedługo zobaczę moje maleństwo — westchnęła przeciągle i czule pogładziła się po wypukłym brzuchu, co sprowadziło Lucy na ziemię. — Nie, żebym narzekała, jednak ciąża jest dość specyficznym okresem. Najgorsza jest ta końcówka i czekanie.

   — Nie martw się Levy. — Widząc frustrację, a jednocześnie zmartwienie na jej twarzy, Lucy wstała i spokojnie kucnęła przed nią. Położyła dłonie na jej kolanach i popatrzyła w te przepięknie piwne ślepia. — To kwestia paru dni, kiedy będziesz tuliła go w ramionach. Zobaczysz. Będziesz naprawdę wspaniałą mamą. Nie, nie wspaniałą, a najlepszą!

   — Na samą myśl czuje się podekscytowana, ale też zwyczajnie się boję... — zaczęła nerwowo.

   Heartfilia posłała jej rozczulony uśmiech.

   — To normalne, ale wiedz, że przejdziemy przez to razem. Będę tam z tobą i będę cię mocno ściskała za rękę — zapewniła pogodnie, próbując dodać jej otuchy.

Mężczyzna z tatuażem II [ZAKOŃCZONA]Where stories live. Discover now