Tom V, Rozdział 4. Zaproszenie.

356 25 15
                                    

꧁꧂

Nowy Jork, 7 Listopada, Brooklyn

Nowy Jork był zdecydowanie olbrzymim miastem. Metropolią, porównywalną do idealnie zaprogramowanego mrowiska, w którym aż roiło się od wszelkiej maści ludzi. Jedni poszukiwali tutaj wrażeń i miłości, drudzy władzy oraz dostatku, a jeszcze inni marzyli o karierze i sławie. Jedno było pewne — każda dusza pragnęła czegoś zupełnie odmiennego i to w pewnym sensie wyróżniało to miasto na tle innych. Posiadało swój urok.

Ktoś powiedziałby z przekorą, że w tej wielokulturowej stolicy świata każdy znajdzie dla siebie miejsce. Że to właśnie tutaj będzie w stanie osiągnąć szczęście. Że ten słynny ''american dream'', za którym tak usilnie gnali, będzie na wyciągnięcie dłoni. Niestety, często zbyt wyniosłe pragnienia pociągały ludzi na samo dno, a ich cukierkowe mrzonki sprowadzały się od brutalnej rzeczywistości. A ta już od jakiegoś czasu ostrzyła sobie szpony na to miejsce.

Tak rozpoczął się jego powolny i nieunikniony upadek.

Postępujący krach na giełdzie, cięcia budżetowe, utrata miejsc pracy, a w efekcie pogłębiający się kryzys i stopniowe bankructwo. W tym samym okresie liczba gwałtów i włamań potroiła się, a liczba kradzieży samochodów wzrosła niemal dwukrotnie. Taki był teraz Nowy Jork: niebezpieczny i nieprzyjazny dla ludzi z zewnątrz. Był przeciwieństwem dobrobytu i stał się przekleństwem dla wszystkich, którym przyszło tam żyć.

Właśnie tutaj przed dalszą podróżą, zatrzymali się Natsu oraz Lucy.

Był początek chłodnego listopadowego wieczoru, a oni zajmowali mieszkanie w kamienicy na trzecim piętrze. Owe lokum zostało zapisane jej w testamencie przez Makarova i teraz stało się ich jedynym schronieniem. Słynna dzielnica Brooklynu była dość ruchliwa, ale jak twierdził sam Dragneel, w obecnej sytuacji działało to na ich korzyść. Z jednej strony pozwalało lepiej się ukrywać, zlać z otoczeniem. Z drugiej — w salonie znajdywały się duże okiennice z widokiem na ulicę, wprost idealne do obserwowania okolicy.

Pokój oświetlony był przez lekko pordzewiałą lampkę, stojącą na starym dębowym biurku. W tym samym czasie Natsu siedział na kanapie i w ciszy palił papierosa. Bez większej ekspresji na twarzy zawiesił wzrok na wieczorowym widoku za szybą. Wprawdzie o tej porze roku opady deszczu były rzadkością, jednak na przekór wszystkiemu, niebo raz po raz wylewało swoje łzy. Z jakiegoś powodu nie mógł pojąć tego fenomenu, ale też długo się nad tym nie zastanawiał.

Rozmyślał o tym, jak ci szarzy ludzie nie mieli pojęcia o tym, co działo się za ich plecami. Do jakich dramatów dochodziło tuż pod ich nosami, jak wielu ich bliźnich umierało. Że ich znajomi, sąsiedzi, krewni... Wszyscy byli rozstawionymi pionkami na szachownicy, maluczkimi śrubkami w tym całym zafajdanym systemie potocznie zwanym ''życiem".

Nim spostrzegł, gęsty dym papierosowy zapanował w całym pokoju. Uwagę Dragneela zwróciła zbliżającą się, zniekształcona sylwetka, która odbiła się w okiennicy. Lucy właśnie wyszła spod prysznica i powoli, lecz bez słowa przysiadła obok niego. Tuż na skraju kanapy.

Nie odwrócił się do niej, jedynie kątem oka rzucił na jej wątłą posturę. Z blond włosów wciąż kapała woda, a jej ciało otulone było jedynie przez granatowy szlafrok. Nie krępowała się w jego towarzystwie, ten etap był już przeszłością. Nie raz zastawał ją tak ubraną i wstyd już dawno między nimi nie gościł. Raptem przez jego umysł przemknęło wspomnienie. Tamta sytuacja, której dopuścił się w Babylonie.

Znów poczuł obrzydzenie do samego siebie. Zmarszczył brwi i zacisnął dłoń w pięść, bo wiedział, że tylko prawdziwa bestia byłaby do tego zdolna, a on poniekąd potrafił się w nią zmieniać. Z zadumy wyrwał go dławiący kaszel dziewczyny. Wiedział, że nie powinien przy niej tyle kopcić, ale w ostatnim czasie nie potrafił sobie odmówić.

Mężczyzna z tatuażem II [ZAKOŃCZONA]Where stories live. Discover now