Tom IV, Rozdział 15. Ryba zawsze psuje się od głowy.

1.3K 81 99
                                    

꧁꧂

Wysoki mężczyzna stał przy oknie i w ciszy przyglądał się ustępującemu ciemności niebu. Po dłuższym czasie obserwacji przerzucił wzrok na swoje odbicie. Bez obecności Dorothy w jego domu zrobiło się bardzo szaro i pusto. Teraz jedyną żywą istotą, jaka mu towarzyszyła, był jego kot, który swobodnie leżał na kanapie i raz po raz machał ogonem, jak gdyby był zdenerwowany.

Dragneel poprawił mankiety czarnej eleganckiej koszuli i po raz ostatni zerknął na odbicie swoich zielonych oczu. Miały śmiertelnie poważny wyraz; były pozbawione wszelkich emocji i nie czaiła się w nich ta znajoma iskra. Mozolnie zerknął na swój zegarek na nadgarstku i stwierdził, że to już czas.

Zamaszystym ruchem zasłonił długie zasłony, po czym podszedł do stolika. Wziął z niego swojego umiłowanego Browninga, z którym nigdy się nie rozstawał i schował go do wewnętrznej kieszeni marynarki. Zabrał kluczyki i wyszedł z domu.

Po parunastu minutach zaparkował samochód przecznicę dalej od miejsca, do którego zmierzał. Podeszwy jego wypastowanych markowych butów zetknęły się z chodnikiem, a wtedy liczne neonowe szyldy i kolorowe światła otuliły jego opaloną twarz. Idąc stanowczym krokiem, co jakiś czas zwracał na siebie uwagę nawołujących go roznegliżowanych kobiet, ale on je ignorował. Już od dłuższego czasu nie odwiedzał takich przybytków.

O tej godzinie na dzielnicy rozkoszy panował spory ruch, lecz był niczym w porównaniu z tym, co działo się teraz w owianym sławą Babylonie. W końcu dostał się na zaplecze dużego budynku i bez żadnego problemu wślizgnął się tylnymi drzwiami do środka. W klubie panowały egipskie ciemności, przecinane fioletowymi reflektorami, dlatego niezauważony wszedł po schodach na drugie piętro. Stanąwszy przed dobrze znanymi drzwiami, wypuścił ze świstem powietrze przez usta.

Zapukał.

— Cholera! — Usłyszał oburzony głos po drugiej stronie oraz coraz donośniejsze kroki. — Olivia, przecież powiedziałam, że zaraz zejdę!

Odliczył w myślach.

Jeden.

Dwa.

Trzy.

Drzwi otworzyły się z impetem, a w ich progu zastał zaskoczoną Lisannę. Miała na sobie zwiewny czerwony szlafrok sięgający ledwo za pośladki. Na zgrabnych nogach widniały pończochy zwieńczone seksowną koronką, a na stopach wysokie szpilki.

— Natsu? — Miała minę, jakby zobaczyła ducha. Zamrugała parokrotnie, ale kiedy przekonała się, że to nie zwidy, a w progu jej mieszkania stoi prawdziwy Natsu Dragneel, oblizała malinowe wargi, po czym uśmiechnęła się słodko. Szczęśliwa, że do niej przyszedł, zaprosiła go do środka figlarnym gestem palca, a on od razu z tego skorzystał. — Rozgość się. Zaraz do ciebie przyjdę — powiedziawszy to, zniknęła za drzwiami łazienki.

W pokoju tliła się jedna żarówka o bladoczerwonym odcieniu, a w tle słyszalne było cicho grające radio. Ogólnie klimat i wystrój pomieszczenia przypominał raczej burdel niż normalne lokum. Mężczyzna minął stół, na którym leżały jakieś babskie czasopisma, a obok nich stał kubek z niedopitą kawą. Na oparciu krzesła dostrzegł przewieszony biustonosz. Z otwartej na oścież szafy wystawały różnego rodzaju podwiązki i miniówki.

— Wprawdzie miałam zaraz wychodzić do pracy, ale to teraz nieistotne — zagaiła melodyjnym tonem.

Dragneel usiadł na kanapie w szerokim rozkroku i zawiesił wzrok na kręcącej się przy toaletce kobiecie. Widział, jak rytmicznymi ruchami nadgarstka pudrowała twarz, a potem podkręcała długie rzęsy zalotką. Niepostrzeżenie napiął mięśnie, kiedy pełna ekscytacji Strauss zaczęła opowiadać mu o jakiś nic nieznaczących sprawach. Zachowywała się tak, jakby do konfrontacji w siedzibie głównej w ogóle nie doszło. Sprawiała wrażenie beztroskiej, a jej swobodna postawa zaczęła napawać go niesmakiem.

Mężczyzna z tatuażem II [ZAKOŃCZONA]Donde viven las historias. Descúbrelo ahora