Tom V, Rozdział 5. Umowa.

146 10 1
                                    

꧁꧂


Porwana Lucy nie wiedziała, gdzie dokładnie się znajdywała. Gdy usłyszała dzwonek do drzwi, sądziła, że to starsza pani, która czasami roznosiła gazety za drobne pieniądze. Wybudzona z cudownego snu, już miała wstać z łóżka i otworzyć drzwi, kiedy jej uszy dobiegł donośny łomot. Parę chwil potem we framudze od sypialni stanęło dwóch rosłych mężczyzn z drwiącymi uśmieszkami.

— Wreszcie cię znaleźliśmy ptaszyno — powiedział wysoki brunet i oblizał wargi.

Przestraszona Lucy poczuła obrzydliwe ciarki przechodzące wzdłuż kręgosłupa. Wiedziała, że miała małe szanse, ale musiała walczyć. Czym prędzej chciała sięgnąć po pistolet schowany w szafce nocnej, który w razie wypadku zostawił jej Dragneel, jednak zanim zdążyła się poruszyć, jeden z mężczyzn był już przy niej. Przygwoździł ją do łóżka i zakrył usta swoją wielką dłonią. Wydała z siebie zbolały jęk, bo dociskał ją tak mocno, że miała wrażenie, iż lada moment pękną jej żebra.

— Cii. — Uciszył ją, kiedy próbowała się wyrwać.

Wyobrażała sobie najgorsze okrucieństwo, jakie można było wyrządzić kobiecie. Przerażona, z całych sił próbowała się wierzgać i wyrwać, ale w starciu z umięśnionym mężczyzną nie miała żadnej szansy. Była bezbronna i zdana na łaskę swoich oprawców.

— Bądź grzeczna, a wszystko pójdzie gładko — powiedział ten drugi, przykładając jej chusteczkę do nosa z jakąś substancją.

Lucy wiedziała, że to środek nasenny. Starała się tego nie wdychać, ale jej organizm rozpaczliwie domagał się tlenu. Parę chwil potem poczuła, jak jej ciało robi się odrętwiałe i ciężkie. Zanim straciła przytomność, pomyślała o Dragneelu.

Znów stała się celem i dała się schwytać, pomyślała zawiedziona swoją bezużytecznością.

Potem nastała ciemność.

꧁꧂

Heartfilia ocknęła się dopiero parę minut temu. Siedząc na krześle, wciąż odczuwała skutki nagłego uśpienia. Było jej niedobrze, a wręcz zbierało na wymioty. Niestety nie była w stanie niczego zobaczyć, ponieważ miała założony worek na głowę. Raptem usłyszała nadchodzące kroki i rozmowę dwóch osób. Rozpoznała ich głosy, ponieważ były takie same, jak w mieszkaniu. Poczuła, jak w akompaniamencie śmiechów, wiążą jej nadgarstki szorstką liną. Byli przy tym bardzo niedelikatni.

— Hej, nie szarp nią tak, idioto! Przecież miała być nieuszkodzona!

— Huh? Jak jesteś taki mądry, to sam to zrób! — oburzył się ten drugi. — O, popatrz tylko, wygląda na to, że śpiąca królewna się przebudziła — dodał przez śmiech. — Dobrze się spało? — zadrwił.

W tym momencie worek z jej głowy zniknął. Oślepiło ją ostre światło i potrzebowała dłuższej chwili, by się przyzwyczaić. Gdy tylko jej oczy nabrały ostrości, ponownie ujrzała twarze porywaczy. Jeden był blondynem o błękitnych oczach, drugi miał ciemne włosy i oczy tego samego koloru. Byli dobrze zbudowani i obaj posiadali taki sam tatuaż na ramieniu. Zapewne symbolizował on przynależność do mafii.

— Gdzie ja jestem? — zapytała z lekką chrypką. Zaschło jej w gardle.

— Na twoim miejscu nie zadawałbym pytań — parsknął brunet. — Zaraz zobaczysz się z szefem, dlatego radzę ci być grzeczną.

On nie toleruje nieposłuszeństwa i strach pomyśleć, co się stanie, jeśli nie będzie dziś w humorze — dodał drugi z zawadiackim uśmieszkiem.

Mężczyzna z tatuażem II [ZAKOŃCZONA]Where stories live. Discover now