Rozdział 8

19 3 0
                                    

Świeża krew błyszcząca w słońcu, zdradzając co wydarzyło się tuż przed świtem. Gdzieś na boku leżało ciało lisa. Kiedyś piaskowe teraz szkarłatne przez krwistą ciecz futro było potargane, rozległa rana na brzuchu była postrzępiona i wciąż krwawiła, kilka żeber było złamanych a boki nie unosiły się nawet o milimetr. Nie było wątpliwości lis był martwy.
Szary lis dość niechętnie przeniósł ciało do głównej jaskini, gdy spostrzegł, że wszyscy śpią postanowił ich nie budzić.

Pracownik usiadł na wielkim głazie, z którego wszystko ogłaszali.

-Witaj Głaz- przywitał się podchodząc drugi jasnoruda lisica, spokojnie usiadła obok szarego samca.

-Witaj Kuna- mruknął niechętnie Głaz, nie żywił sympatii do akurat tej samiczki, nie pasowała ona do tego miejsca choć jednocześnie zbyt błaho traktowała śmierć.

-Czekasz aż się obudzą? Spytam Kruka czy nie dać im jeść...- Kuna chciała coś jeszcze dodać, lecz szary lis jej przerwał.

-Co jak co, ale SZEF akurat się nie zgodzi – powiedział przesadnie akceptując słowa "Szef". Uważał, że Kuna przesadza mówią o organizatorze niezbyt dobrze i traktując go jak kolegę.

- Jestem jego zastępcą - odparła Kuna. Głaz zdziwił się akurat ta jasnoruda lisica nie pasował do roli organizatora walk. Była zbyt dobra i przyjacielska. - Więc mogę im coś dać... daj ptaki ich mamy dużo.

- Dobrze przekażę reszcie - odparł, wstając i przesunął zwłoki bliżej ściany. Przez chwilę zastanawiał się jak lis się nazywał, ale prawie od razu sobie przypomniał. Piaskowy samiec nazywał się Blask Słońca. Był młody i zdesperowany. Tęsknił za siostrą, która straciła życie w ten sam sposób co on.
Poszedł do jaskini pracowników i przekazał wiadomość. Gdy wrócił zawodnicy już wstali.

-Wszyscy do mnie! - krzyknął i poczekał aż każdy przyjdzie. Nie trwało to długo. Wyzbył się niepotrzebnych emocji by kontynuować- Dziś w nocy zginął Blask Słońca -

Następnie podniósł ciało i zrzucił je z półki skalnej. Obserwował jak lisy pomału zbierają się wokół ciała, nienawidził tego widoku.  Łamał on mu serce.

Było to w końcu ostanie pożegnanie przyjaciół ze zmarłym. Jeszcze wczoraj rozmawiali, trenowali, a może nawet żartowali razem, a dziś już tego nie będzie. Już nigdy tego nie powtórzą. W końcu nie da się przywrócić zmarłych do życia.

Najbardziej bolał go jednak fakt, że te wszystkie lisy prawdopodobnie nigdy nie otrzymają godnego pogrzebu a ich własna rodzina nie dowie się o ich śmierci i do końca życia będą zastanawiać co się stało. Czy ta osoba żyje i czy ma się dobrze.

Głaz nawet nie liczył, że trafi do Raju. Do końca świata będzie krążył po ziemi. Tego co robił nie można było wybaczyć. Choć wiedział, że to złe nie mógł przestać. Pójść z tym na policję. Nikt by mu nie uwierzył a on sam zginąłby na Arenie, gdy tylko ktoś dowiedział się, że zdradził. Jego rodzina też by została zabita.

Westchnął ciężko i poszedł do reszty pracowników. Trzeba było omówić rozkład walk na najbliższy tydzień, sporządzić raport i wyznaczyć lisy do sprowadzenia nowych lisów na Arenę, a po naradzie zabrać ciało i wyrzucić je.
Pomału ruszył do Sali Narad.

~*~
Sala Narad była ogromna. Na jej środku stał długi stół, wokół którego zbierali się pracownicy.
Każdy miał tu swoje wyznaczone miejsce. Przy jednym z krótkich boków siedział organizator. Po jego lewej stronie zasiadał jego zastępca – Kuna, a po prawej doradca – Szron, biały lis w podeszłym wieku.

Głaz zajął swoje miejsce i czekał aż wszyscy przyjdą. Po kilku minutach wszyscy przyszli, a narada się zaczęła.

Rozmawiali długo. Cała narada zajęła ponad trzy godziny. W tym czasie zdążyli ustalić wszystko co musieli.

Teraz musiał wraz z Szałwiom i Jeleniem popłynąć do Silvi i tam złapać nowego zawodnika na miejsce Blasku Słońca. Na szczęście wyrzucania ciała miało go ominąć. Nienawidził tego.

~*~

Słońce schowało się już za horyzontem ustępując miejsce księżycowi i gwiazdą. Las był pogrążony w mroku. Ciszę przerywał tylko szelest liści poruszonych przez wiatr. Nic nie wskazywało na nadchodzącą tragedię.

Szaroniebieski lis szedł powoli ścieżką podziwiając piękno tego miejsca. Gwiazdy lśniły, raz mocniej, raz słabiej. Turkusowe oczy patrzyły z zachwytem na wszystko wokół. Kilka metrów za nią przemykały trzy lisie sylwetki.

Głaz po części mu zazdrościł. Od kiedy zaczął pracować na arenie przestał cieszyć się chwilą. Po prostu nie potrafił, się cieszyć wiedząc, że istnieje takie miejsce.

- Dobra, na trzy atakujemy – powiedziała Szałwia i zaczęła odliczanie.

Raz. Głaz spiął mięśnie i wziął głęboki oddech.

Dwa. Trójka lisów wymknęła się z krzewów i zbliżyła do szaroniebieskiego lisa.

Trzy. Głaz wraz z resztą skoczył na młodego samca.

Jeleń wbił igłę w kark szaroniebieskiego młodzika i wstrzyknął mu środki usypiające. Ten dopiero po kilku minutach przestał się szarpać i zasnął.

Serce Lisa Tom 1 Lisia Arena [Stara Wersja]Where stories live. Discover now