Rozdział 1

47 7 0
                                    

Księżyc obudził się dopiero kilka lub kilkanaście godzin później. Jego ciało zdrętwiało i ledwo miał siłę by podnieść głowę. Wszystkie mięśnie bolały go i wydawało mu się, że miał co najmniej kilkanaście śliniaków. W pierwszej chwili nie widział, gdzie jest i nie pamiętał nic z poprzedniego wieczoru.

Jego ostatnim wspomnieniem było, jak wychodzi z pracy. Potem była tylko pustka. Nic. Ciemna plama.

- Omino miej mnie w opiece - szepnął i podniósł się z ziemi. Ledwo trzymał się na chwiejnych łapach. Rozejrzał się jednak nie poznawał tego miejsca. Pomieszczenie, a właściwie jaskinia było okrągłe, z dużym oknem, z którego widać było morze. To zdziwiło Księżyca chyba najbardziej. Ze stolicy, w której mieszkał było dość daleko od morza. Wiedział, bo jego rodzice mieszkali praktycznie na plaży.

- Widzę, że się obudziłeś - odezwała się szara lisica o bursztynowych oczach, Księżyc spojrzał w jej stronę. Pachniała ziołami i maściami, jak wszystko tutaj, jednak nie był to zbyt przyjemny zapach przez swoją intensywność. - Jak się czujesz?

- Chyba dość dobrze jak na kogoś kto spędził kilka godzin pod środkiem nasennym - mruknął patrząc w oczy samicy. Dopiero teraz dostrzegł, że pod skórą rysowały się żebra, a łapy były lekko zabarwione na czerwone. – Gdzie ja w ogóle jestem?

Lisica o bursztynowych oczach westchnęła i usiadła na jednym z posłań pod oknem. Ogonem dała znać Księżycowi by usiadł obok. Ten lekko niechętnie zrobił to. Zamiast szyby w oknie były kraty, o dziwo wcześniej nie rzuciło mu się to w oczy.

Wziął głęboki oddech czekając aż jego towarzyszka zacznie mówić. Zapach morza kojarzył mu się z domem rodzinnym i z dzieciństwem. Wciąż pamiętał jak bawił się na plaży z młodszym bratem i przyjaciółmi. Z rozmyślał wyrwał go głos lisicy.

- Zacznę od początku. Nazywam się Lecznica Lilia, pracuje tu jako lekarz... chodź bardziej chyba pasuje uzdrowiciel – zaczęła pomału ostrożnie dobierając słowa. - to miejsce nazywane jest Areną...

I im więcej Księżyc słyszał o tym miejscu tym bardziej był przerażony. Walki, często na śmierć i życie, okropne warunki i praktycznie brak opieki lekarskie. Lecznica Lilia znała się wprawdzie na medycynie, ale nie miała dostępu do potrzebnych środków.

Rozmowę, a raczej monolog, przerwały dwa lisy. Jeden o szarym jak kamień futrze, drugi rudy o bursztynowych oczach. Oboje byli mocno umięśnieni i dobrze odżywieni, a ich pazury wyglądały jak świeżo naostrzone.

- idziesz z nami – odezwał się szary. Jego zielone oczy nie zdradzały żadnych emocji. Księżyc wzdrygnął się, ale posłusznie wstał i podszedł do nich.

Ruszył wraz z nimi tunelem i szybko stracił orientacje. Po kilku minutach zatrzymali się przy kratach. Księżyc spojrzał tam i zamarł.

Była to duża, okrągła arena. Zamiast sufitu były kraty, a na podłodze rozsypany był piasek. Gdzie nie gdzie widać było zaschniętą krew, choć Księżyc podejrzewał, że ta znajdowała się na całym dnie.

- Witam wszystkich na dzisiejszej walce! – krzyknął ktoś, jego głos choć wzmocniony głośnikami ledwo słychać przez wrzawę. – Dziś walczy Iskra Ognia i Jadowity Wąż!

Dźwięk gwizdka zagłuszył wszystko inne. Księżyc widział jak brama po drugiej strony się otworzyła i wyszedł za niej chudy, brązowy lis o jarzących się zielonych oczach.

Drugiego zawodnika, a raczej zawodniczkę Księżyc dostrzegł dopiero po chwili. Była to młoda, wychudzona lisica o rudym zaniedbanym futrze.

Dwa lisy krążył wokół siebie czekając kto wykona pierwszy ruch. Atak nastąpił szybko, samica niespodziewanie rzuciła się drugiego lisa. Długie, ostre kły błysnęły w słońcu, gdy odsłoniła je na chwilę przed wbiciem się w grzbiet. Pazurami przecięła skórę i mięśnie.

Pysk samca otworzył się w niemym krzyku. Gwar przybrał na sile, a Księżyc skulił uszy. Nie podobało mu się tu, już teraz wiedział, że musi uciec i to jak najszybciej. Zanim zrobią z niego maszynę do zabijania.

Walka trwała dalej. Jadowity Wąż szybko przewrócił się na grzbiet by zrzucić z siebie samicę. Zaraz wrócił na nogi i podrapał ją w bok.

Lisica jednak nawet nie skrzywiła się, krew leciała z rany i kończyła swoją drogę na ziemi. Skoczyła na Jadowitego Węża i przyszpiliła go do ziemi. Ten wbił kły w jej łapę.

Księżyc skrzywił się, nie mogąc sobie nawet wyobrazić, jak to musi boleć.

Iskra Ognia jednak tylko się skrzywiła. Wyrwała łapę z uścisku i przycisnęła nią głowę przeciwnika. Krew zalała oczy Jadowitemu Wężowi, kiedy lisica przyłożyła pysk do jego gardła. Księżyc zamknął oczy spodziewając się najgorszego.

Oczami wyobraźni widział, jak lisica wbija długie kły w szyje przebijając tchawicę i tętnice. Jak krew brudzi jej pysk, a brązowe ciało wije się w konwulsjach.

Gwizdek rozbrzmiał ponownie, tym razem oznajmiając koniec starcia.

- Wygrywa Iskra Ognia! – krzyknęła ta sama osoba o wcześniej. Gwar stał się jeszcze silniejszy, słychać było pojedyncze głosy zawodu. Księżyc otworzył oczy.

Zwyciężczyni odsunęła się od Jadowitego Węża. Rana na przedniej łapie wydawała się paskudna. Obficie krwawiła, brudząc całą nogę. Księżyc cieszył się, że nie musi oglądać jej z bliska.

Brązowy lis podniósł się z ziemi o otarł łapą pysk. Detektyw dopiero teraz na niego spojrzał, poza zakrwawionym grzbietem nie wydawał się jakoś specjalnie ranny. Odetchnął z ulgą.

Księżyc poczuł pociągniecie za kark. Niechętnie ruszył za dwójką pracowników. W głowie już opracowywał plan ucieczki. Musiał działać szybko. Bardzo szybko.

Wiedział tylko, że jeśli uda mu się uciec, poinformuje o całej sytuacji policję. Nie mógł pozwolić by ktoś jeszcze został ranny lub zginął.

~*~

Księżyc rozejrzał się po jaskini. Było w niej co najmniej dwadzieścia lisów. Zakładając, że wszyscy porwani przeżyli. Co było wątpliwe patrząc na to co widział i czego się dowiedział. Choć przyjmował do wiadomości, że porwanych było o wiele więcej.

W końcu nie wszyscy mieli rodzinę lub przyjaciół, którzy mogliby zgłosić zaginięcie, u innych było to ukrywane, gdyż najbliżsi uznali to za zwykłą ucieczkę przed problemami.

- Dziś dołączył do nas nowy lis - odezwał szary pracownik. Z tego co usłyszał to nazywał się Głaz. - Po naradzie zdecydowaliśmy, że otrzyma imię Światło Księżyca!

Słysząc to srebrny lis skrzywił się lekko. Nie za bardzo podobało mu się jego nowe imię. Wolał swoje prawdziwe imię i pocieszała go myśl, że to tylko na tydzień może dwa. Dopóki nie znajdzie sposobu na ucieczkę.

Serce Lisa Tom 1 Lisia Arena [Stara Wersja]Where stories live. Discover now