Chapter 6

582 37 14
                                    

Następnego dnia rano obudziło mnie wycie i ryki, które były próbą śpiewania Sebastiana piosenki i've had the time of my life. Natychmiastowo rzuciłam w bruneta poduszką jęcząc coś o bólu głowy i o tym, że mógłby się zamknąć.

-Carmen czas wstawać, spójrz jaka piękna pogoda- powiedział z cwanym uśmiechem odsłaniając zasłony, przez co oślepiły mnie promienie słoneczne. Przysięgam, że w tamtej chwili miałam ochotę użyć jego pistoletu i go zamordować.

-Sebastian zabiję cię, dlaczego ty mnie tak torturujesz?

-Nie moja wina, że nie panujesz nad ilością alkoholu jaką w siebie wlewasz- zaśmiał się, a następnie zabrał mi kołdrę, o którą starałam się walczyć, ale poniosłam porażkę po kilku sekundach- A teraz idź się ogarnij, zjemy gdzieś śniadanie.

W końcu po długich namowach bruneta i zrzuceniu mnie z łóżka postanowiłam ruszyć się do łazienki. Włączyłam piekielnie gorącą wodę, czyli taką jaką uwielbiałam i pozwoliłam sobie odpłynąć myślami do poprzedniego wieczora. Nie żałowałam tej rozmowy, było mi zdecydowanie lżej, czułam tak wielką ulgę, jakiej brakowało mi przez ostatnie trzynaście lat. Przeanalizowałam też to czy powinnam zaufać niebieskookiemu i doszłam do wniosku, że gdyby chciałby zrobić mi krzywdę już dawno by to zrobił, a zamiast tego wolał być dla mnie wsparciem. Mimo, że dalej zastanawiała mnie przeszłość Sebastiana, jego broń i tajemnicze dokumenty, obiecałam sobie dać z tym spokój i poczekać aż sam mi powie, o ile w ogóle to zrobi.

Po wyjściu z łazienki zastałam mężczyznę siedzącego przy stoliku z papierosem pomiędzy różowymi wargami, czytającego poranną gazetę. Podobał mi się ten widok, co jak co ale wygląd Sebastiana bardzo wpasowywał się w moją estetykę piękna.

-O już wyglądasz bardziej jak człowiek, a nie jak zombie- skomentował odkładając gazetę na stolik.

-Uznam to za komplement. Jakie mamy plany na dziś?

-Najpierw pójdziemy na śniadanie, więc możesz zacząć się zbierać, potem co powiedziałabyś nie wiem spacer? I chyba powinniśmy zrobić jakieś zakupy, bo zostawiliśmy część rzeczy na biwaku.

-Okay- odpowiedziałam kończąc wiązać buty.- Możemy iść.

Z Sebastianem udaliśmy się do możliwie najbardziej amerykańsko wyglądającego baru i zamówiliśmy najbardziej amerykańskie śniadanie jakim było pancakes i kawa, z tą różnicą, że ja zamówiłam z dużą ilością śmietanki i cukru, nienawidziłam czarnej, gorzkiej kawy czyli takiej jaką właśnie pił brunet.

-Mam coś na twarzy? -zapytał odkładając białą filiżankę na stolik.

-Co? Nie, dlaczego?

-Bo się tak na mnie patrzysz i prawie nie mrugasz, normalnie scena jak z horroru tylko brakuje muchy która siądzie ci na gałce ocznej.- zaśmiałam się krótko na jego uwagę.

-Po prostu zastanawiam się dlaczego zawsze wy faceci bierzecie czarną kawę bez cukru.

-Nie wiem może dlatego, bo taka powinna być prawdziwa kawa i jest najlepsza, a nie to coś jak twoja mieszanina śmietanki i cukru z odrobiną tego napoju bogów. I zapewniam cię, że nie tylko faceci taką piją, po prostu trzeba mieć tą minimalną ilość rozwiniętych kubków smakowych by to docenić, ale masz jeszcze sporo czasu może dojrzejesz do tego etapu małolato.

-Nie mam zamiaru, pozostanę przy mojej bombie słodyczy, szkoda że nie mieli bitej śmietany i pierdyliard innych ozdóbek.

-Oh boże, pójdziesz za takie grzechy do piekła. Jak można tak kawę znieważać, zresztą to aż wstyd kawą nazywać- brunet złapał się za głowę.

Parsknęłam śmiechem widząc reakcję Sebastiana i zabrałam się za jedzenie naleśników.

-Tak właściwie to co chciałbyś robić?

-W sensie?

-No po tych twoich wakacjach? Czym się pasjonujesz? Jak chcesz żeby twoje życie dalej wyglądało?- wyjaśniłam, a mężczyzna wpadł w zamyślenie.

-Jakoś, że zadałaś to pytanie to pewnie masz odpowiedz na "a ty?" więc odpowiedz pierwsza, nie umiem wymyślić tak na już.

-Okay, więc chciałabym mieć kawiarnię taką nie dużą, uroczą, w pastelowych odcieniach, w tle zawsze by leciała muzyka lat 80/90. Chciałabym żeby to była taka miła ostoja, przerwa od pracy, miejsce spotkań po szkole dla dzieciaków. Żeby goście zawsze wychodzili stamtąd w dobrych nastrojach. Mógłbyś wtedy kiedyś mnie odwiedzić, to na koszt firmy postawiłabym ci ten czarny napój szatana i ptysię. Jakby musisz wiedzieć, że ptysie to mój specjał, nikt nie robi takich dobrych ptysi jak ja. Ojeju rozgadałam się.

-Przyjemnie się ciebie słucha. To jak opowiadasz z pasją, widać, że ci na tym zależy.

-No dobra, to teraz ty. Tylko z pasją.

-Hmm więc chciałbym być pszczelarzem.

-Pszczelarzem?! Co? Nie żartuj sobie, nie pasuje mi to do ciebie.

-Naprawdę- zarechotał i wziął łyka kawy- No wyobraź sobie, mieszkać na jakimś zadupiu i mieć pszczółki. Spokój i utopia. O dobrze by było mieć do tego nie wiem może winnicę. I powiedzmy, że to wszystko jest w gorących Włoszech. No żyć, nie umierać. Nie ma lepszego połączenia niż miód, wino, słońce i wieczna fiesta

-No dobra teraz jak tak o tym mówisz, to jednak to do ciebie pasuje. Ale skoro masz zaproszenie do mojej kawiarni, to ja chcę do twoich Włoch i butelkę wina w prezencie.

-No proszę jaka wymagająca, ale okay. Myślę że się dogadamy, ale za tą butelkę chcę roczny zapas ptysi, skoro tak jest wychwalasz.

-Umowa stoi.

-Cholera nie przemyślałem tylko tego że się rozstyję i nikt na mnie nie poleci, fiesty odpadną.

-Przesadzasz, nadrobisz urokiem osobistym. Poza tym każdy ma inny gust, więc kogoś na pewno sobie znajdziesz.

-Ha przyznałaś, że mam urok osobisty.

-Nie łap mnie za słówka. Poza tym wychodzimy już?

-Już to sobie zapisałem w głowie, nie wywiniesz się. I tak możemy iść.

Przewróciłam tylko oczami i udałam się do kasy, aby zapłacić za nasze śniadanie, a potem wyszliśmy z baru.

-Więc zachwyca cię mój urok osobisty?- znowu zaczął temat.

-Geeeez, ale ty jesteś czepliwy. Zakładam, że nie dasz mi spokoju, dopóki się nie przyznam- westchnęłam.

-Brawo, dawaj maleńka, bo nigdy nie odpuszczę.

-Okay, dobra. Może trochę jesteś, lubię niebieskie oczy.- przyznałam.

-I tyle?

-Tyle powinno ci wystarczyć. Nie myślałeś chyba, że powiem ci, że zakochałam się od pierwszego wejrzenia i tylko dlatego wsiadłam do twojego samochodu. A tak w ogóle to jak było, czy jest ze związkami u ciebie?

-O nie, złamałaś mi serce i uderzyłaś w moją dumę- zaśmiał się łapiąc się za miejsce w którym powinno znajdować się serce.- A jeśli chodzi o związki, to nigdy w takowym nie byłem, jedynie jednonocne przygody i proszę cię nie oceniaj. Po prostu w moim trybie życia związek nie bardzo mi pasował, a jednak seks to też potrzeba, którą trzeba spełniać, ale na swoją obronę dodam, że nie było tego dużo.

-Jasne, rozumiem. Poza tym kim jestem, aby oceniać innych? Chociaż teraz mam pewną teorię co do ciebie.

-Och doprawdy? Jaką?

-Jakaś twoja szalona eks liczyła na coś więcej, ale ty się nie zgodziłeś. Więc pewnie teraz cię ściga, a ty przed nią uciekasz.

-Kurde Sherlocku masz mnie, tylko proszę nie wydawaj mnie Karen, to prawdziwy diabeł, w ludzkiej skórze- udał rozpacz, błagając mnie o litość- A tak naprawdę chciałbym aby to było takie proste.

Just ride ||Sebastian StanWhere stories live. Discover now