Chapter 10

585 40 6
                                    

-Nie jesteś złym człowiekiem, Sebastianie. Ty po prostu się pogubiłeś, ale ciężko się nie pogubić mając takie dzieciństwo, brak wzorca miłości. Nie waż się o sobie myśleć jako o kimś złym, okay?- złapałam twarz mężczyzny w swoje dłonie i zmusiłam go do spojrzenia na mnie.

Brunet wciąż się trząsł przez nadmiar emocji, otarłam jego łzy. Chciałam być dla niego oparciem, tak jak on dla mnie wcześniej.

-Carmen to wcale mnie nie usprawiedliwia- szlochnął drżącym głosem.

-To prawda, ale dużo tłumaczy. Broniłeś siebie i swoją mamę. Byłeś tylko dzieckiem, to okropne, że musiałeś przeżyć takie rzeczy. Byłbyś złym człowiekiem gdybyś został w tym gangsterskim gównie, a ty jak sam dzisiaj stwierdziłeś to nie dla ciebie. Odciąłeś się od tego, wiesz, że to było złe i tego żałujesz skarbie. Rozumiesz? Nie jesteś zły, jedynie skrzywdzony, ale nie pozwolę na to byś  był krzywdzony dalej- gdy skończyłam mówić  przyciągnęłam go do siebie i mocno pocałowałam.

Brunet nie opierał się, a nawet odwzajemnił. Jego wargi muskały te moje, dłonie wplótł w moje włosy i lekko za nie pociągnął, na co cicho mruknęłam. Nasze języki w jakimś popieprzonym tańcu walczyły o dominację, którą ostatecznie wygrał brunet. Oderwaliśmy się od siebie tylko na sekundę, by złapać oddech, a potem dalej kontynuować pocałunek. Moje dłonie znalazły się pod koszulką mężczyzny i zaczęły badać jego umięśniony brzuch. Przerwaliśmy kolejny raz pocałunek, tym razem po to by pozbyć się ubrania bruneta. 

-Na pewno tego chcesz skarbie?- zapytał ostrożnie rozpinając zamek mojej sukienki.

-Tak Seb- wydyszałam, dając mu całkowitą zgodę aby tamtej nocy doprowadził mnie do szaleństwa. 

Rano obudziło mnie uczucie chłodu, które ogarnęło moje wciąż nagie ciało. Sebastian nadal spokojnie spał obejmując mnie ramieniem. Zarumieniłam się na wspomnienie poprzedniej nocy. Brunet sprawił swoimi gestami, czułością i opiekuńczością, że czułam się naprawdę kochana, tak jak z Dominiciem nigdy wcześniej. Bez przerwy mnie komplementował, szepcząc słodkie słówka, ani przez chwilę nie pozwolił abym czuła się niekomfortowo z naszą bliskością. Przeczesałam włosy mężczyzny zachwycając się ich miękkością. Sebastian zmarszczył uroczo nos i przeciągnął się.

-Czy to nie ty mówiłaś, że obserwowanie kogoś podczas snu jest przerażające?- parsknął cichym śmiechem i przyciągnął mnie na swoją klatkę piersiową.

-Może zmieniłam zdanie- również się zaśmiałam, a mężczyzna krótko pocałował moje usta.

-Zimno ci- potarł moje ramiona, na których pojawiła się gęsia skórka- powinniśmy wrócić do pokoju.

-Jeszcze nie, możemy tu jeszcze pobyć- wtuliłam się w ramię mężczyzny i zostaliśmy w tej pozycji przez dłuższy czas, po prostu w milczeniu ciesząc się swoją obecnością i patrząc w błękitne, bezchmurne niebo.

Do pionu postawił nas dopiero odgłos otwierania drzwi prowadzących właśnie na dach. Sebastian pociągnął mnie za komin, którego użyliśmy jako kryjówkę. Parsknęłam cichym śmiechem, tak samo jak brunet.

-Kto tam jest? To miejsce nie jest dostępne dla gości hotelowych. Proszę wyjść, bo inaczej wezwę policję.

Sebastian okrył mnie swoją marynarką, którą zdążył złapać zanim się schowaliśmy, na szczęście była na tyle duża, że zakryła wszystko co musiała.

-Bardzo przepraszamy, podziwialiśmy widoki- brunet wyszedł za komina zasłaniając dłońmi swoje przyrodzenie.

Chichocząc uciekliśmy przed zgorszonym staruszkiem z obsługi hotelowej, który pod nosem nas wyklinał. Po tym jak wpadliśmy do pokoju Sebastian przycisnął mnie do ściany i pocałował długim wolnym pocałunkiem.

Just ride ||Sebastian StanWhere stories live. Discover now