Epilog

591 35 14
                                    

Zaniosłam tackę z zamówieniem do stolika numer piętnaście i życzyłam smacznego klientom. Wróciłam za ladę i spojrzałam na zegarek, zostało tylko pół godziny do końca zmiany. Półtora roku temu zatrudniłam się w kawiarni, wynajęłam mieszkanie, adoptowałam psa, rozpoczęłam terapię, zaczęłam żyć normalnie. Czułam się szczęśliwa, wszystko mi się układało tak jak chciałam. Zerknęłam ponownie na zegarek, zostało tylko dwadzieścia pięć minut. Pościerałam puste stoliki, aby szef nie przyczepił się o moje nic nierobienie i dla zabicia czasu. Wyrobiłam się idealnie na koniec zmiany. Przebrałam się na zapleczu w moje zwykłe ciuchy i opuściłam kawiarnię. Niestety pogoda wołała o pomstę do nieba dlatego wróciłam metrem do mojej kawalerki. W progu powitał mnie mój buldog angielski- Muffin.

-Hej skarbie, stęskniłeś się?- powitałam pieska głaszcząc go po grzbiecie.

Przeszłam do części kuchennej, aby odstawić zrobione po drodze zakupy, moją uwagę przyciągnęła czarna torba, leżąca na stole, byłam pewna, że gdy rano wychodziłam, jeszcze jej nie było. Nagle rozdzwonił się mój telefon, na wyświetlaczu pojawił się nie znany mi numer. Przeciągnęłam palcem po ekranie. Po drugiej stronie usłyszałam komunikat, oświadczający, że rozmowa odbywa się na mój koszt.

-Halo?- powiedziałam cicho po skończonym komunikacie.

-Carmen... uhm hej. Nie sądziłem, że odbierzesz- usłyszałam tak dobrze znany mi głos.

-Sebastian, po co dzwonisz? Miałam zapomnieć, pamiętasz? Ty też powinieneś.

-J-ja, Carmen nie miałem okazji cię przeprosić, wyjaśnić do końca. Ja posłuchaj, nienawidzę się za to co zrobiłem. Niestety nie mogę cofnąć czasu, jedyne co mogę to przeprosić, więc przepraszam.

-Wybaczam ci Sebastianie. Uhm to było trudne, ale wybaczam ci, nie zadręczaj się już tym.

-Naprawdę. Ale dlaczego? Przecież ja....

-Wiem co zrobiłeś. To był wypadek, a przynajmniej z tego co powiedziałeś. Nie wiem czy to głupie, czy nie, ale wierzę ci. Czy czarna torba to twoja sprawa? Gdzie jesteś?

-Tak, chciałem ci jakoś ułatwić Carmen. Chciałbym abyś założyła tą twoją kawiarnię marzeń z obrzydliwą kawą i ptysiami. Chciałbym abyś spełniła swoje marzenia. Za paręnaście lat, może parę przy dobrym sprawowaniu odwiedzę cię z butelką wina, którą ci obiecałem, o ile będziesz chciała.

-Czekaj, czy ty siedzisz? W więzieniu?

-Taaa, za przyznanie się do winy i pomoc w zamknięciu gangu, dostałem mniejszy wyrok. Powinienem zrobić to już dawno.

-Nie wiem co mam powiedzieć Seb... dobrze zrobiłeś? Jeśli podasz mi adres będę ci ptysie wysyłać- zażartowałam chcąc rozluźnić atmosferę.

-Carmen?- usłyszałam wahanie w jego głosie.

-Tak?

-Czujesz coś jeszcze?

-Tak Seb, wciąż cię kocham, ale chyba nie potrafiłabym z tobą znów być. Pomimo, że ci wybaczyłam, to byłoby dla mnie za trudne.

-Rozumiem.

-A ty?

-Ja też cię kocham, powinienem to powiedzieć wtedy... Naprawdę cię kocham. Bądź szczęśliwa Carmen.- rozłączył się.






Okay mamy koniec. 

Dziękuję za przeczytanie. Dajcie znać co myślicie, spodziewaliście się takiego zakończenia?

Miłego dnia <3

Just ride ||Sebastian StanWhere stories live. Discover now