꧁Dar łagodności꧂

1K 65 49
                                    

Obaj dziedzice dzielnie prowadzili wojska swe ku wspólnemu wrogowi, w postaci drewnianej kukły do ćwiczeń. Ostrza, wykonane z drewna lśniły w słońcu.

- Rzeczypospolito ! Za twymi plecami zdrajcy się skryli! - zawołał mały Moskal. Książę skoczył i odwrócił się podczas niego. Wylądował tuż obok przyjaciela.

- Ach ! Zdrajcy! Na stryczki z nimi! - zawołał RON. Imperium przyłożył miecz do swej piersi.

- Jam rozkaz wykona panie. Ja toż zauważył.

- Niechaj ziści się egzekucja! - zawołał książę wymachując drewnianym mieczem. Wtem do ogrodu, w którym to chłopcy się bawili, zawitała Królestwo Polskie. Jej jakże dostojny krok był niezwykle miły oku. RON widząc rodzicielkę zaprzestał zabawy by podbiec do jej osoby, a następnie wtulić się w suknię. Imperium skłonił się lekko na przywitanie.

- Oczy me pełne radości. - powiedziała głaszcząc syna, który wtulał się w fałdy sukni. - Jestem rada iż tak wasza przyjaźń kwitnie. Nim się obejrzycie pięknym kwiatem się stanie, o który należy dbać po obu stronach.

- Będę o niego dbał mamusiu! Imperium to mój najlepszy przyjaciel i nic tego nie zmieni! - zawołał radośnie Rzeczpospolita. Przyszły car zdał się nieco speszony. Królowa zbliżyła się wraz z synem do niego. Rękę położyła na jego kruczoczarnych włosach.

- Coś nie tak kochany? - spytała z życzliwością. Moskal szybko zaprzeczył ruchem głowy.

- Ależ skąd pani. Jedynie zaszczytem jest nosić tytuł przyjaciela Rzeczypospolitej. Dowiodę iż jestem godny owego tytułu.

- Skromnym mym zdaniem stwierdzam, żeś niejednokrotnie ukazał godność owego tytułu. - odparła kobieta. Chłopiec spoglądał na nią. Czuł, że może ona bezproblemowo wejść w jego duszę i ujrzeć kryjące się w niej wymuszone zło. Zielone tęczówki, tak podobne do tęczówek przyjaciela, zdawały się wybadać Imperium. Jednak wyraz jej twarzy pozostawał łagodny. Po chwili przez główny dziedziniec wleczono jednego z chłopów. Korona Polska zerknęła za owym mężczyzną. Widząc go okutego w kajdany zrozumiała iż to zbrodniarz. Złapała chłopców za ręce i zaprowadziła do zamku. Nie chciała, aby w ten czas bawili się sami. Zaprowadziła ich do komnaty księcia, gdzie chłopcy kontynuowali zabawę.

W tym samym czasie ów winowajcą wzbraniał się od winy. Cięgle twierdził, że to szatana wina i to go należy karać. Ów osiłek śmiał królewski skarbiec najść z zamiarem rabunku. Księstwo groźnym i surowym spojrzeniem winnemu się przyglądał. W duchu modląc się o cierpliwość, gdyż gotowy był skazać go na śmierć bez wysłuchania zeznań. Królowa stawiła się u boku władcy.

- Jaśnie Panie! Proszę! Nie! Błagam! Błagam o litość! Wasza królewska mość ma świadomość iż biedny jest skory do złego. Cel ja słuszny miałem. Swą rodzinę poratować chciałem. Brak nam na chleba okruszynę. - zaczął tłumaczyć się chłop. Królowa jako iż słynęła z dobrego serca wzruszyła się jego wyjaśnieniami.  Jednak nie była pewna ile z nich jest prawdą. Może nic? Któż wie, jedynie sam rozmówca ile prawd w jego słowie. Jednakże straże po innej stronie stały. Twierdziły, że ów złodziej jedynie klejnotów pragnął i rodziny nie posiada. Rozkazano dochodzenie przeprowadzić. Jeńca zaś w lochach umieszczono. Królowa nie rada była iż taka sytuacja miejsce miała. Po odejściu straży u boku męża stanęła i swą dłoń delikatną ta ramieniu jego położyła.

- Mężu... - zaczęła, lecz Księstwo wiedząc czego ukochana pragnie zabrał dłoń jej z ramienia i złapał ją w swe obie ręce. Przyłożył do ust, po czym złożywszy pocałunek na skórze zerknął w zielone tęczówki.

- Najdroższa, wszystko się wyjaśni. Jeśli ów mąż winien jest, trafi pod sąd boży, jeśli nie wypuścim go do rodziny.

- Nie sądzisz, że sąd boży jest zbyt gwałtowny na tą sprawę?

- Śmierć uwolni duszę jego. - król starał się dopiąć swego. Królowa westchnęła cicho.

- Ukochana. - zaczął władca ująwszy jej dłonie. Klęknął przed nią i jej dłonie ku ustom przysunął. Patrząc w jej oczy ucałował każdą z osobna. Królowa patrząc na męża z góry, czuła jak jej serce żal ściska. Monarcha przyłożył dłoń jej do swojego lica.

- Delikatnaś niczym płatki róży, piękna niczym zachód słońca, promienna niczym słońce, tajemnicza niczym nocy oblicze. Czymże ja zasłużył na ciebie u swego boku. Kropla twej miłości gotowa serce me całkiem roztopić w morzu porządania i gorącej miłości. Pragnę twej bliskości. Pragnę dotyku twego, gdyż koisz rany nie tylko cielesne, lecz i rany duszy mej.

- Najdroższy, wierna ja ci do końca pozostanę. Me serce należy tylko do twej osoby. Nikomu raczyć go nie oddam, jedynie tobie, choć ono już do ciebie należy. Zapragniesz cokolwiek z nim uczynić, będę ja ci gotowa je wykonać. - odparła królowa gładząc policzek męża.

Po kilku dniach na jaw wyszło, iż ów złodziej łkał. Król zalany złością nakazał zbrodniarza przyprowadzić. Przed jego obliczem winny padł na kolana. Królowa siedziała wraz z synem po prawicy monarchy. Trony koronne oświetlane promieniami, rozszczepiały światło nań padające, tworząc tęczowe wzory w niektórych miejscach. Wtem zjawił się winowajca. Na kolana padł przed królem. Księstwo starał się pozostać poważnym, lecz złość dawała o sobie znać. Król już miał głos podnieść, gdy ręką władczyni zetknęła się z jego. Wtem cały gniew wyparował. Monarcha spojrzał na żonę i syna. Westchnął ciężko i srogim wzrokiem spojrzał ku winnemu.

- Jako, żeś godności nie miał i kłamiąc przed władcą twierdził że rodzinę posiadasz. Karą twą stryczek powinien pozostać.

- Ależ Panie! Proszę o wybaczenie!

- Karą twą jednak będzie, wieczność w lochach spędzić. Pokutę odprawisz w owych warunkach. A może i Bóg zdoła tobie przebaczyć. - to powiedziawszy, król nakazał zbrodniarza odprowadzić do celi. Gdy służący zniknęli z komnaty Księstwo spojrzał w oczy swej małżonki. Ta z uśmiechem i wdzięcznością nań spoglądała. Rączkę drobną na jego raczyć dała. Władca ujął jej dłoń i do ust swych przystawił. Czując różany aromat uśmiechnął się. Jego ukochana nie używała zbyt często perfum. Zapach ten powodowały jej wizyty w królewskim ogrodzie. Róże niezwykle zachwycone urodą królowej zdawały się sypać ich zapachem na jej delikatne ciało, by podkreślić niebywałość jej osoby.

- Jesteś łagodna niczym jagnię wśród stada. - szepnął król. - Będę ci ja pasterzem, ochronię cię przed złymi wilkami.  - odparł.

- Serce me się wzrusza na twe słowa. - odparła z uśmiechem i drugą ręką potarła główkę syna, który z zachwytem spoglądał na ojca. W oczach malca był idealnym władcą. Rzeczpospolita zastanawiał się, czy jemu także dane będzie poznać tak wspaniałą kobietę jak jego rodzicielka. Jeżeli tak, będzie gotów życie za nią oddać.

꧁❦꧂

Witajcie po dłuższej przerwie!

Miałam mały problem z czasem więc, pisanie rozdziału trochę mi się przedłużyło.

Mam nadzieję, że wam się spodoba ^^

Bez zbędnego przedłużania.

Życzę wam dobrej nocy lub dnia.

~Bakuś

Zdradzony ( RON X IR )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz