꧁Chwilka rozwiązania꧂

309 32 30
                                    

Tego dnia lekarze od świtu towarzyszyli choremu. W nocy stan jego zdrowia pogorszeniu się poddał. Syn chorego niecierpliwie błądził wśród komnat, które znajdowały się w pobliżu komnaty ojca jego.

- Boże błagam byś podarował memu ojcu więcej dni. Wiem, że prośby me egoizmem spowite, lecz pragnę ja nacieszyć się powrotem jego. Tak długo gom nie widział. Serce me wciąż tęskne. - młodzieniec spoglądał w świecznik, na którym znajdowały się świece płonące. Każdy z płomieni tańczył hipnotyzująco, a książę przyglądał się pokazowi. Gdy prośba jego usta opuściła, jeden z płomieni świec zdawał się tanecznym ruchem pokłon mu złożyć, tak, że w sercu młodzieńca nadzieja zakorzeniła swe młodziutkie korzenie. Węgry spoczywał nieopodal na kafelkach chłodnych. Nie był on w nastroju na szukanie wygodnego i odpowiedniego miejsca by usiąść. Wolał swemu bratu z innej matki towarzyszyć. Spoglądał za nim, gdy młodszy krążył wokół komnat.

- Niech Bóg wysłuchał próśb naszych. - szepnął Węgier, a Polak drgnął jakby z transu zbudzony.

- Zrozumiałem ja coś w tej chwili. Coś niezwykle bolesnego.

- Cóż bracie? - spytał Węgier. Dostrzegłszy, że Polak pozostaje w bezruchu, wstał i zbliżył się do niego. Dłoń starszego na ramieniu drugiego spoczęła. Młodszy znów drgnął. Węgry martwić się począł. Czyżby stan paniki rodził się w młodym księciu?

- Jeśli ojciec mój umrze, sam niczym palec pozostanę. Nie mam ja rodziny o krwi mej. - szepnął cicho. Gdyby nie ostatnia część zdania, Węgry zaprostesowałby, lecz teraz sensu najmniejszego nie było. Rzeczpospolita już rozpoznał los swój, który czyha cierpliwie.

- Polsko proszę ja waszą osobę, skupcie się na tym co pozytywne inaczej zadręczać się poczniecie gorzej, a serce me znieść tego nie zdoła. - przerwał by mocno przytulić go do swej piersi. - Wiem, że brzmię ja egoistycznie, lecz martwię się o was także. Silni być musicie. Nie dać się rozpaczy, która jak jad węża zatruwa serce. - głos starszego brzmiał troskliwie, a w objęciach jego młodszy wsparcie mógł odnaleźć. Zatracił się w ów poczuciu i oddalić się nie chciał.

Godziny mijały, a ciszą na siłe wzbierała. Wtem lekarze komnaty króla opuścili, lecz nie w radość spowici. Żal i smutek na twarzach ich się malował. Książę zauważył to i zrozumiał, że nie ma ratunku dla śmierci ojca jego. Wyrwał się z objęć brata i do rodziciela łoża podbiegł. Opadł na drobne kolana i skrawki pościeli zacisnął.

- Dlaczegoż ojcze! Cóż przyniesie ci odejście?! - zawołał, choć łzy słowa zagłuszały. Rzeczpospolita Obojga Narodów smutno na syna zerknął. Wiedząc, że to ostatnia ich chwila zmusił swe ręce, by ostatkiem sił syna objęły.

- Tylem razy mówił ci, że Bóg czeka na mnie. Nie mogę dłużej odwlekać tej chwili. Wiem, że żal serce ściska, lecz wiedz, że nawet w niebie patrzeć ja na twe oblicze będę. Dumnym ojcem jestem, gdyż syna mam godnego tronu. Serce twe jasne i czyste. Nie plam go chęcią zemsty i żalu.

- Nie chcę pożegnań! - zawołał rozpaczliwie dziedzic, co serce ojca ścisnęło.

- Synu mój... Spójrz w me oczy i rzeknij, cóż widzisz. - słabym głosem RON się odezwał. Książę uczynił o co go poproszono. Zielone spojrzenie odnalazło zanikające. Jednakże ostatnie iskierki życia z dumą tańczyły wśród szarości. Jednakże to tylko sprawiło, że młodszy gulę w gardle poczuł.

- Czemu mnie opuszczasz? - spytał cichym głosem.

- Jedynie miejsce życia zmieniam. Ciało me wystarczająco długo duszę mieściło. Pora by dusza do nieba wróciła. - szepnął i policzek syna pogłaskał. Rzeczpospolita Polska wtulił policzek w szorstką dłoń swego rodziciela. Łzy moczyły skórę, a następnie pościel. RON ostatkiem sił dłoń utrzymywał. Uśmiechnął się, a po chwili powieki jego opadły, a mrok spowił świadomość. Dłoń opadła, a Polak krzyknął z rozpaczą. Rozpłakał się, a Węgry, który w cieniu się skrył, wyszedł i koło młodszego klęknął. Przytulił go delikatnie i podarował ukojenie.

Wieść o śmierci króla rozniosła się po całym królestwie, a także sąsiednich państwach. Także i IR dowiedział się o śmierci Polaka. Od tamtej pory siedział zamknięty w swych komantach. Nie widywał poddanych, nie przyjmował gości. Otoczył się ciemnością, nie chcąc nikogo wpuszczać w przestrzeń osobistą. Nawet syna całkiem zaniedbał. Zaklinał w przeszłości, że ojcem dobrym będzie, lecz niczym nie różnił się od własnego ojca. Związek Radziecki coraz większą nienawiścią pałał do swego ojca. Cieszyła go śmierć RON-a, lecz do szczęścia brakowało mu jednego. Spotkanie z niewiastą na nowo pojawiło się w jego umyśle. Czyż śmierć ojca będzie rozwiązaniem wszelkich obaw? Do późna w nocy spoglądał na sztylet, którego rękojeść zdobiona kryształkami była. Myśli jego wszelakie, lecz każda wokół śmierci krążyła. Wtem pod wpływem impulsu chwycił sztylet i do komnat ojca się udał. Drżącą dłonią zapukał do wrót.

- Odejść! - rozniósł się donośny rozkaz cara. Syn jego jednak nie posłuchał. Serce jak szalone w piersi biło, dłonie drżały, a na skórze dreszcze przechodziły. Otworzył wrota, by ukazał się mu widok ojca, wpatrzonego w okno.

- Na stryczku skończyć chcecie? - spytał car chłodno nie zadając sobie trudnu, by spojrzeć któż wszedł. ZSRR poczuł dziwne uczucie, które jakby nim kierowało. Podszedł do biurka ojca, a ten obrócił się wściekle. Chciał głos podnieść, lecz syna ujrzał. Zamknął swe usta i milczał przez chwilę.

- Czegóż chcesz? - spytał prostując się. Związek Radziecki milczał. Drżał i spoglądał na swe stopy. - Mów! - krzyknął IR powodując wzdrygnięcie syna.

- Końca twych rządów. Jesteście niezdolni do panowania. Rosja cierpi pod twą ręką. - odparł ZSRR. Chłód opanował złote tęczówki, gdy napotkały wzrok rodziciela.

- Śmiecie ojcu się sprzeciwiać?- spytał, a w jego oczach szaleństwo zabłysło. - To jam podnosił Rosję z kolan! To ja dałem jej nowy początek!

- Lecz wrakiem jest! Ubolewacie nad śmiercią nieznaczącej osoby! Opętano was! - krzyknął ZSRR. Car zbliżył się do syna. Machną dłonią by policzek mu wymierzyć, lecz ten uprzedził ojca i w powietrzu rękę jego chwycił. Drugą dłonią sztylet pchnął prosto w ciało cara. Imperium w zdumieniu usta otworzył, a z nich krew trysnęła, plamiąc twarz dziedzica.

- Ty... - zaczął z trudem, lecz śmierć już nad nim stała.

- Wybacz mi ojcze, lecz tylko to jako twój ratunek widziałem. Odpoczywaj w pokoju, ja godnie zajmę twe miejsce. - odparł chłodno i wyjął ostrze. Ciało IR na podłogę się osunęło, plamiąc krwią kafle zimnej podłogi. Mimo starań żadne słowo nie opuściło ust jego. Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich spoglądał na konającego ojca. Żal serce ścisnął. Upadł na kolana i rękę jego ujął.

- Wybacz mi ojcze, lecz ja naprawdę długo szukałem rozwiązań. Twa obsesja stała się przekleństwem... - szepnął. Śmierć nadeszła szybko. Imperium dołączył do Rzeczpospolitej w zaświatach. Niestety tam także RON nie był dla niego osiągalny. Gdyż czyste dusze doznają szczęścia, a grzeszne goryczy. Dusza Imperium pokutowała za zło wyrządzone, a duch Rzeczpospolitej swobodnie obserwował z góry syna swego, który po śmierci ojca przysiągł kraj ocalić. Tak też się stało. Pod okiem Węgier i Królestwa na wielkiego króla rósł, by w końcu wyrwać ze szponów wrogów swoje państwo. Duma rozpierała RON-a. Cieszyła go myśl, że ma tak dobrego syna...

Może w innych okolicznościach ich miłość zostałaby spełniona... Lecz za życia obaj drogami różnymi kroczyli. Na siłę zjednać je chciano, co zaburzyło porządek.

꧁❦꧂
Oto oficjne zakończenie książki... Długo zajęło mi napisanie tego rozdziału. Długo też zmagałam się z wywalczeniem czasu by go napisać i postanowieniem, że będzie to ostatni rozdział. Wiedziałam, że nie zdołam wycisnąć więcej z tej historii. Nie chciałam też jej na siłę przedłużać. Mam nadzieję, że wybaczycie mi to.

Dziękuję wszystkim czytelnikom tej historii<3

Pozdrawiam was cieplutko ~

Zdradzony ( RON X IR )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz