Musicie uważać

272 18 6
                                    

Gdy Felix się obudził Laura już wstała. Rodzice pojechali wcześnie do pracy, więc do wieczora dom był wolny. Felix wstał, przebrał się i poszedł do kuchni skąd wydobywał się zapach. Całe szczęście była sobota, więc Felix nie musiał wstawać wcześnie. Była 10:58. Wszedł do pomieszczenia, gdzie zobaczył Laurę. Robiła śniadanie angielskie, choć lepiej powiedzieć, że próbowała, ponieważ widać było, że nie radzi sobie z taką ilością maszyn. Pocałował ją w policzek i powiedział:
— Daj pomogę ci.
— O, już wstałeś. — odparła. — Liczyłam na to, że zdążę coś upichcić, a potem się umalować, ale nie mogę nic zrobić na tych maszynach.
— I tak wyglądasz pięknie. A z tymi maszynami to ci pomogę.
Przez najbliższe pół godziny wspólnie robili śniadanie. Gdy usiedli już przy stole odkryli, że efekt był wart pracy.
— O ja — zachwyciła się Laura. — To jest przepyszne! Nie sądziłam, że maszyny potrafią zrobić coś takiego.
— W zasadzie to maszyny, aby to przyrządziły. My odwaliliśmy większość roboty. Dlatego takie dobre.
Po skończonym posiłku, Laura poszła do toalety, by zajmować ją przez najbliższą godzinę, a Felix kliknął przycisk na pilocie, który tym samym odsłonił żaluzję. Gdy Felix zobaczył co za nimi jest, natychmiast się zerwał. Wybiegł z domu trzymając bardzo dużo kartek papieru. Kostka Antasu bujała się przy domu. Felix wiedział, że jeżeli mu się nie uda Laura zginie. Podbiegł do kostki kilka setnych sekund przed uderzeniem. Podstawił kartkę, która po chwili zniknęła. Tym razem helikopter był sterowany przez jakiś programy, a przynajmniej tak wydawało się Felixowi, bo po uderzeniu natychmiast odleciał. Trzęsącymi się dłońmi otworzył drzwi. W tym samym czasie Laura w szlafroku i suszarką w dłoni wyszła z łazienki. Felix podszedł do niej i przytulił zaskoczoną dziewczynę.
— Nawet nie wiem co bym zrobił jakbym cię stracił...
*   *   *
— Czyli to nie był jeden atak... — zamyślił się pan Polon po wysłuchaniu całej historii.
— Najwidoczniej nie. — odpowiedział Felix. — Tym razem na pewno nie był to człowiek. Tato...
— Nie synu, Morten przestał istnieć kilka lat temu. Nie uwierzę, że to on. Te pierwiastki to żaden dowód.
— Ale to prawda! — powiedział Net, który z Niką również byli u Polonów.
Polon zamyślił się ponownie.
— Nawet jeżeli to on, to musiałyby minąć dziesiątki lat, by odzyskał dawną świadomość.
— Uciekł w jednym z palców. — powiedziała milcząca dotąd Nika.
— Morten jest gargantuicznie wielkim programem! Nie mógł się zmieścić w palcu! Tak, czy inaczej musicie uważać. Nie wiadomo kiedy zaatakuje. Najlepiej okryjcie domy folią. Chociaż u was może być z tym problem — powiedział patrząc się na Nikę i Neta.
*    *    *
— Jak to nie zniszczyłeś donu!!! Jesteś programem sztucznej inteligencji tak jak ja!!!
— Wybacz, ale cały czas mam wspomnienia dawnej świadomości. Przeszkadza mi to w normalnym funkcjonowaniu.
— Trzeba zmienić ci nazwę.
Po chwili wśród nieskończonej liczby zer i jedynek, nazwa malutkiego obłoczku zmieniła się z Manfred 198-46a zmieniła się w Ventus. Obłoczek obok niego był tak wielki, że nie było widać jego końca. Choć może programy AI go widzą. Ja - narrator, który przebywa obecnie w internecie z perspektywy Ai, jednak go nie widzę. Gigantyczny obłok jednak z zawrotną prędkością pomknął do głębszego internetu.

Dzisiaj, krótszy, bo mam dziwne zadanie z religii ( napisać SMS do Św. Józefa) i muszę je zrobić. Next jutro jak zawsze.
524 słowa.

Felix, Net i Nika oraz Tajemniczy pierwiastekKde žijí příběhy. Začni objevovat