Powrót

22 5 8
                                    

     Elben zemdlał w tym samym momencie, w którym chowaniec wniknął w jego ciało. Upadł na podłoże, bez żadnej kontroli nad swoimi członkami. Mógł tylko doświadczać, jak w duszy gnieździł się demon. Cały proces trwał zaledwie ułamek sekundy, po czym chłopiec zniknął w maleńkim wybuchu czarnego światła. Wracał do swojego wymiaru. Wracał na Ziemię.

     Inkwizytor czuł, jak jego żyły wypełnia demoniczna Moc. Wydawało mu się, że przez całe swoje życie, czegoś mu brakowało i dopiero teraz stał się całością.

     Gdy tylko odzyskał przytomność, wyczuł, że leży na czymś wygodnym i miękkim, a twarz oświetlają mu promienie słońca.

     Otworzył oczy. Spoczywał w łóżku, w dużym, ale skromnie urządzonym pokoju. Znał to pomieszczenie...

     Wrócił do Aldimaru! Chociaż on i Atlas spędzili w Otchłani zaledwie kilka godzin, czuł, jakby były to dni, miesiące i lata. Dopiero w tym momencie stał się świadomy, jak bardzo brakowało mu tego miasta. Miejsca, w którym spędził całe życie, tych ogromnych kamiennych budowli, ciągłego hałasu i zgiełku, nawet zapachu ludzkiego siedliska, unoszącego się w powietrzu. Domu.

     Z cichym westchnieniem obrócił się na drugi bok i przeciągnął. W połowie tego ruchu zamarł. Nie był sam!

– Wstał! Panie! – wykrzyknęła kobieta, siedząca po drugiej stronie pokoju. Najwidoczniej jeszcze chwilę wcześniej coś dziergała, bo po podłodze toczyła się kulka wełny, a wyrzucone metalowe druty brzęczały na kamiennej posadce.

     Prawie natychmiast do pomieszczenia wparował ojciec. Elbena. W oczach migotały mu iskierki radości. Próbował jednak zachować się godnie. Służba patrzyła.

– Synu – kiwnął głową, a na twarzy wykwitł mu uśmiech. – Wiedziałem, że wam się uda. Z Atlasem też wszystko dobrze. Wszystko już mi opowiedział. Powiedz, jak podobało ci się w Piekielnej Otchłani?

     Podobało? Elben był zszokowany, jednak nie pozwolił ciału, żeby odruchem zdradziło jego niepewność. Szybko skojarzył fakty. Jego ojciec nic nie wiedział o Belialu! Skoro więc Atlas skłamał, Elben nie mógł zdradzić przyjaciela.

– Z początku interesująco – odwzajemniłem uśmiech. – Ale później nudno. Naprawdę, spodziewałem się jakichkolwiek niebezpieczeństw...

– Jeśli szukałeś emocji, powinieneś pójść na Pustynię Popiołów – roześmiał się. – Nasz wywiad odkrył, że ostatnio zagnieździły się tam Skorpiony Ogniste. Naprawdę straszne bestie. Swoją drogą, słyszałeś, że ktoś napadł Reigna? Poradził sobie z kilkoma zbirami, ale nie wyszedł z tego spotkania bez szwanku. Chwała Mrokowi, że nie stało się nic gorszego!

     W jego głosie Elben rozpoznał ledwo skrywany sarkazm. Wiedział o niechęci swojego syna do dziecka Arcymistrza, ale nie znał jej powodów i wcale ich nie potrzebował. Wierzył, że odrobina rywalizacji jeszcze nikomu nie zaszkodziła.

– Ojcze? – chłopak szybko zmienił temat.

– Tak, Elbenie?

– Wiadomo, kiedy wyruszamy do Akademii?

– Tak – odparł. – Niedługo. Przybyło już dwóch Wiedzących. Jeden z nich będzie was eskortował aż pod samą bramę Uniwersytetu.

– A drugi? – Elben zmarszczył brwi.

– Zabrał resztę kadetów, będzie z trzy dni temu – odparł. – Jesteś ostatnim Skażonym w tym roku! Cała reszta dawno już wstała. Interesuje mnie co innego, reszta nie jest taka ważna. Jakie zwierzę jest twoim Chowańcem?

     Chłopak przypomniał sobie klatkę z miotającymi się w środku demonami. Kotem i Mantikorą. Uświadomił sobie, że nie wie, który z nich był mu przeznaczony. Spojrzał na Znaki na swoich rękach. Milczał.

– Jeśli chcesz synu, mogę ci pokazać, jak go przywołać. W ogrodzie. – powiedział mężczyzna, przełamując ciszę.

     Jego rozmówca uniósł głowę zaskoczony. Oficjalnie mieli uczyć się takich rzeczy dopiero w Akademii. Jednak Elben naprawdę chciał znać odpowiedź. Nie miał więc nic przeciwko temu, żeby nagiąć nieco przepisy. Z konspiratorskim uśmiechem, pokiwał głową.

     Ojciec zaprowadził go na zewnątrz budynku. Elben już po chwili wiedział, gdzie idą. W prywatnej posiadłości jego rodziny mieli całe mnóstwo ogrodów, ale tylko jeden z nich mógł zapewnić całkowitą anonimowość.

     Jego matka, gdyby wciąż żyła, byłaby dumna ze sposobu, w jaki zachowano jej ulubione miejsce. Osłonięte od wiatru i niepogody drewnianymi belkami, ze szklanym sufitem, prezentowało się pięknie. Jej prywatna enklawa, pośrodku posiadłości.

     Wspomnienia wróciły, wraz z żalem. Chłopiec od tak dawna nie był w tym miejscu, a jednak rozpoznawał każdy skrawek terenu, kamień i drzewo.

     Ogród, przez te wszystkie lata nie zmienił się ani trochę. Zbudowany na planie kwadratu z ogromną fontanną na środku, wciąż wyglądał przepięknie. Wraz z ojcem szli ścieżką, wśród pięknie pachnących kwiatów i szumiących drzew. Elben żałował, że w porównaniu do reszty ogrodów, ta przestrzeń była mikroskopijna. Z tego też powodu miłe chwile nie trwały zbyt długo. Szybko doszli do altany, po drugiej stronie parku.

– Rób to, co mówię i bądź pewny siebie – powiedział jego ojciec, zatrzymał się i odwrócił w kierunku syna. – Demony nienawidzą niepewności.

     Młody Inkwizytor naśladował jego ruchy. Instynktownie wiedział, co ma zrobić, lecz nie wiedział, skąd pochodziła ta wiedza.

     Jak jeden mąż, wyciągnęli ręce przed siebie, dotykając, palcami drugiej dłoni Znaku. W tej chwili, porozumiewali się bez użycia słów.

     Elben sięgnął umysłem do „Skażonej" części duszy. Powoli, ostrożnie spróbował obudzić śpiącego w niej Chowańca. Gdy nie reagował, wyciągnął go siłą.

     Podobno pierwszy raz boli, jednak chłopiec nie sądził, że aż tak. Gdyby był w stanie się poruszyć, zwijałby się z bólu.

      Każdy Inkwizytor, nawet początkujący, wie, że z początku demony są niechętne do współpracy i trzeba je do niej zmusić. Owocuje to jednak tysiąckrotnie, nie tylko wzmocnioną mocą. Chowańce potrafią komunikować się z żywicielem za pomocą myśli i stają się nie tylko służbą oraz doradcami, ale także przyjaciółmi. W większości przypadków.

     Najpierw jednak trzeba było przezwyciężyć falę obezwładniającego bólu, tak silnego, że nie pozwalał zemdleć ani krzyczeć. Elben wyciągał demona powoli, metodycznie, za wszelką cenę starając się nie rozerwać własnej duszy.

     Nad pentagramem na ręce, pojawił się malutki wir, który rósł z każdą chwilą. Chłopak spychał w niego całe swoje negatywne emocje, ból i cielesną postać Chowańca. Gdy czuł się gotowy, wypuścił Moc.

     Wir zsunął się deski altany i przybrał cielesną formę demona.

– Mantikora – wyszeptał z szacunkiem jego ojciec. – Niesamowicie rzadka wśród Chowańców.

     Elben uśmiechnął się, wycieńczony, ale dumny.

– Zostawię was teraz samych – powiedział szybko Mistrz Inkwizycji. – Z pewnością macie wiele do obgadania.

     Demon spojrzał na swojego pana i prychnął wściekle, jakby potwierdzał jego słowa.

Skażeni MagowieOnde histórias criam vida. Descubra agora