Wezwanie

20 5 6
                                    

     Elben milczał, stojąc naprzeciwko potwora. Pomimo swoich niewielkich rozmiarów, bestia wyglądała na śmiertelnie groźną. Przypominała małego lwa ze skrzydłami nietoperza i ogonem, zupełnie jak odwłok skorpiona, pokryty zgniłozielonym jadem. Krążyły legendy o sile tej toksyny, podobno ta trucizna nie miała sobie równych i zabijała w ciągu kilku sekund.

     Chłopak był świadomy ogromnej inteligencji demona. Nie była to zwykła bestia, opętana szałem zabijania, ale przebiegły duch, który nie poddawał się łatwo niczyjej woli.

– Będziesz mi służył – stwierdził pewnym głosem, wiedząc, że tylko tak może zyskać posłuch. A przynajmniej spróbował tak zabrzmieć.

     Demon tylko syknął w odpowiedzi i uniósł groźnie kolec, jakby gotowy był do skoku.

– Jesteś taki pewny? – wysyczał niskim i gardłowym, ale zdecydowanie damskim głosem. – Nie sądzę. Jesteś słaby, chłopcze z Inkwizycji, a tacy jak ty długo nie przeżyją.

     Elben spojrzał zszokowany i wściekły na demona, który kołysząc ogonem, przygotowywał się do odejścia. Zignorował rozsądek i bez większego namysłu rzucił się w stronę stwora.

     Nie wiadomo jakim cudem, ale jego ręka ominęła zabójczy kolec i złapała bestię za szyję. Chłopak ledwo podniósł swojego niewielkiego przeciwnika. Był zadziwiająco ciężki jak na swoje rozmiary.

     Syczała i wyrywała się, ale trzymana była pewnie, w taki sposób, aby nie zdołała w żaden sposób zatruć Inkwizytora. Nie przewidział jednak obecności ostrych pazurów i właśnie w bolesny sposób przekonywał się o ich istnieniu. Czuł jednak dziwną satysfakcję, gdy demon tracił energię. Po chwili cichych zapasów zaprzestał prób ucieczki i oklapł w trzymającej go ręce.

– Wybacz – powiedział Elben z ironią – ale nie chciałaś tego zrobić po dobroci.

     Zamknął oczy i skupił się na wchłonięciu demona na powrót do swojego ciała. Na szczęście, nie był to proces tak bolesny, jak za pierwszym razem. Gdy cały proces się udał, gdzieś na dnie swojego umysłu chłopiec poczuł złość i rezygnację. Był prawie pewny, że nie pochodziła ona od niego.

     Elben otworzył oczy i odetchnął z ulgą. Był jednak wycieńczony i z ogromną chęcią położyłby się gdzieś i odpoczął w ogrodzie albo zajął się wciąż krwawiącą ręką, ale los miał dla niego inny plan. Usłyszał dźwięk, który, jak mu się wydawało, wybrzmiewał wprost z jego czaszki.

– Elben z rodu Torringan, syn Mistrza Weilina, ma natychmiast zjawić się w Nieświętym Sanktuarium.

     Wezwany potrząsnął głową i skrzywił się lekko. Nigdy wcześniej nie doświadczył telepatii, ale słyszał, że jest ona możliwa po Ceremonii Spaczenia. Na własnej skórze przekonał się, że jej użycie zostawia po sobie nieprzyjemne brzęczenie w uchu.

     Zignorował zmęczenie, ból mięśni i natychmiast, bez zastanowienia, z nagłym zastrzykiem energii, wybiegł z ogrodu. Pędził, nie bacząc na służących kłaniających mu się w pas, lub mieszkańców Pałaców, patrzących na chłopaka ze zdziwieniem w oczach.

     Arcymistrz wzywał, a on nienawidził, kiedy musiał czekać.

     Chłopiec przystanął dopiero przed samym Sanktuarium i bramą z pilnującymi ją strażnikami. Był zdyszany po biegu przez samo serce miasta. Ogromne alejki między pałacami najważniejszych osób w Cesarstwie, nadawały się bardziej do powolnych spacerów niż do szaleńczego biegu. Dotarł jednak do celu w rekordowo krótkim czasie i tylko to się liczyło.

     Sanktuarium... Świątynia z Drzewem Edenu, będąca Sercem Świata. Elben nie potrafił w pełni oddać tego piękna ani uczuć, które czuł, stojąc przed tym monumentem. Miejscem, które było przesiąknięte mocą zarówno Piekła, jak i Nieba. Podobno to w kryptach, pod tym Pałacem, znajdował się oryginalny Owoc. Stworzony ręką samej Jasności. Tak potężny, że chłopak czuł jego obecność nawet w tym miejscu.

     Jednak przez lata moc Drzewa osłabła i Owoce posiadały mniej mocy niż w dawnych czasach. Dzisiaj pełniły funkcję symboliczną i jedynie odblokowywały Moc. Pozwalało to, aby Mrocznemu Panu, na napełnienie Inkwizytorów swoją potęgą. Magia, którą otrzymywali, była jednak ułamkiem tego, co mogliby uzyskać z Pierwszego Owocu.

– Elben z rodu Torriganów? – strażnik spojrzał na chłopca ostro, gdy ten kiwał głową. – Arcymistrz oczekuje.

     Drzwi otwarły się, bez najmniejszego szmeru, czy pisku. Inkwizytor wkroczył do pomieszczenia wysadzanego złotem i drogimi kamieniami. Na ścianach, pomiędzy kolumnami z najczystszego kwarcu, wisiały obrazy i gobeliny zawierające najważniejsze momenty Cesarstwa.

     Na środku pomieszczenia stał dębowy stół z czterema krzesłami i jednym tronem, górującym nad pozostałymi. Na każdym z nich zasiadał mężczyzna w czerwono–czarnej szacie z seledynową maską na twarzy. W rogach sali klęczała Nieświęta Straż, czujna, gotowa i ledwie widoczna.

     Gdy chłopiec uniósł wzrok i napotkał oczy Arcymistrza Dariusa, błyszczące wśród czerwonej zasłony, wszystkie zbędne uczucia zniknęły, pozostawiając jedynie pobożną trwogę.

– Rada cię oczekuje Elbenie. – powiedział spokojnie. – Dzisiejszego dnia, wraz z innymi synami Mistrzów, zostaniesz wysłany na naukę do Akademii. Wezwaliśmy cię przed resztą, aby powierzyć wam pewne... zadanie. Twój ojciec bardzo nam cię polecał. – nie można było wyczytać z jego głosu ani pochwały, ani niezadowolenia. Elben zmarszczył brwi.

– Nam?

     Arcymistrz kiwnął głową i wskazał coś dłonią. Z cienia za jego tronem, wychynął wysoki mężczyzna, w średnim wieku. Rysy twarzy miał ostre, jednak schowane pod lekkim zarostem. Wydawał się osobą silną i twardą, ale wrażenie to zmieniały miłe, jarzące się w blasku pochodni oczy. Ubrany był w tradycyjny, ale elegancji strój arystokracji z Aldimaru.

– Brat Kenji zostanie wysłany razem z tobą, jako opiekun i strażnik całej waszej piątki. – Dodatkowo ma przypilnować, aby pewne sprawy... zostały należycie wykonane.

– Twój ojciec zaproponował pańską kandydaturę, jako mojego asystenta – mruknął Kenji. – Mamy zbadać pewne pogłoski i w razie potrzeby wyeliminować proble...

– Pogłoski o czym? – Elben przerwał mu obcesowo i praktycznie natychmiast zarumienił się ze wstydu, za własną śmiałość.

– Słyszałeś kiedyś o osobie zwanej Ascetą? – spytał Kenji z dziwnym uśmiechem. Nie było w nim ani odrobiny zadowolenia.

Skażeni MagowieWhere stories live. Discover now