Niespodziewany sojusz i mordercze drzewa

9 2 2
                                    

     W najniższym kręgu piekielnym, wśród strażników Pandemonium, Pałacu Imperatora, pojawiał się i znikał cień, równie niewidoczny, co nieuchwytny.

     Śmigał wśród służby, lawirował wokół pokojówek, dostając się coraz głębiej i głębiej, zdążając do prywatnych komnat Władcy Głębi, w tylko sobie wiadomym celu. Nawet gdy śmignął przed nosem starego, sędziwego czarnoksiężnika, ten nie zauważył niczego. Bo jak miał wykryć magię, która nie pochodziła z Piekła?

     Plama cienia zawahała się dopiero przed drzwiami, zza których słychać było czyjeś potępieńcze krzyki i mamrotanie. To drugie, chociaż ciche, było doskonale słyszalne dla nieproszonego gościa.

     Rozejrzał się, jakby niepewny, czy trafił w dobre miejsce. Jednak nie, wszystko się zgadzało. Znajdował się w dobrym korytarzu.

     Bogato zdobione ściany korytarza, wręcz oślepiały przepychem, złotem i drogimi kamieniami. Nawet tajemnicze drzwi, stworzone były z Czarciego Drewna, pokrytego fantazyjnymi wzorkami i z klamką wysadzoną diamentami.

     Po obu stronach przejścia wisiały obrazy, jednak tylko dwa z nich zwróciły uwagę nieznajomego. Na jednym z nich, do oglądającego, szczerzył się Lucyfer. Był to barczysty, wysoki mężczyzna o kształtach idealnych, niczym marmurowa rzeźba. Wyrazu jego przystojnej twarzy dopełniała szeroka linia szczęki. Włosy ścięte na krótko miały kolor nadmorskiego piasku. Wyglądałby miło, wręcz przyjaźnie, gdyby nie jego zimne, szare oczy i lekkie szaleństwo we wzroku.

     Naprzeciw niego, prężyła się Nierządnica Babilońska, oddana tak świetnie, jakby autor obrazu widział ją na własne oczy. Spoglądała słodko, urzekająco spod długich rzęs, rozciągnięta na kamieniu, ale cień nie zważał na jej wdzięki. Miał coś innego do zrobienia.

     Zamknął oczy i wyszeptał kilka słów, sięgając ręką w stronę drugiego z obrazów. O dziwo jego ręka nie napotkała oporu, sięgnęła dalej, wniknęła w płótno i obraz. Macał na ślepo, jakby próbował coś znaleźć, coś, co leżałoby w okolicach namalowanego kamienia. Był skupiony tylko i wyłącznie na zadaniu.

     Z tego też powodu nie mógł zauważyć, że maska cienia opadła z niego częściowo, a on sam odcinał się znacząco na tle ściany. Co gorsza, nie usłyszał pobliskich kroków. Były coraz głośniejsze, zbliżały się.

     Nadchodzące osoby były tuż za rogiem, kiedy na wpół zatopiony w obrazie włamywacz, wydał z siebie triumfalne stęknięcie i wypadł z płótna, jak niezdarny wspinacz ze stromego zbocza góry. Jednak przeciwieństwie do człowieka cień, upadł z gracją, cicho jak kot. Przez chwilę w jego ręce błysnęło coś metalowego, jednak natychmiast zniknęło w cholewce buta. Dosłownie w ostatniej chwili.

     Do korytarza wkroczył spotkany wcześniej czarnoksiężnik, w towarzystwie jednego ze strażników. Strój tego drugiego i sposób chodzenia wskazywał na wysoko piastowane stanowisko.

– Przysięgam, wyczułem coś – wydyszał staruszek, z trudem łapiąc powietrze, zanosząc się okropnym, suchym kaszlem.– Jakieś obce wibracje Mocy...

     Dowódca Straży spojrzał w stronę maga z czymś, na wzór rozbawionego współczucia i rozejrzał się po korytarzu. Cień jeszcze bardziej rozpłaszczył się na podłodze.

– Już nie te lata co? – przerwał magowi i wyszczerzył się w uśmiechu.– Zawsze mnie zaskakiwało, że odmawiałeś Lucyferowi, gdy proponował ci przejście na emeryturę. Swoją drogą drań, nie wychodzi ze swoich komnat już od pół roku! Arystokracja zaczyna się niepokoić...

     Staruszek spojrzał z urazą w stronę towarzysza.

– Służę Głębi od setek lat i jeszcze długo będę!– wyprostował się z dumą.– Poza tym emerytura w Głębi jest śmiesznie niska. Za dużo starych demonów jest wśród nas. Urzędnicy są przepracowani i codziennie dostają tysiące nowych spraw. Za bardzo kocham Piekło, żeby dokładać się do jego zniszczenia!

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Apr 09, 2021 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Skażeni MagowieWhere stories live. Discover now