Drzewa mają oczy

17 4 11
                                    

     Darius, Arcymistrz Inkwizycji, władca Cesarstwa, miotał się w swoich komnatach, jak źle nakręcona lalka, szalona pacynka niszcząca wszystko na swojej drodze. Służący już dawno uciekli z Pałacu, czekając aż minie jego gniew. Ten jednak nie gasnął, lecz wybuchał coraz goręcej.

– Niech ich Piekło pochłonie – syczał gniewnie, gdy Moc wylewała się z jego ciała, przypalając meble, ściany i drogocenne obrazy. Dziwnym trafem, jedyną rzeczą, która pozostawała nietknięta, był stos papierów leżących na stole. – Przeklęci! Dlaczego teraz? Czy Lucyfer naprawdę nie jest w stanie powstrzymać garstki zbuntowanych demonów?

      Arcymistrz krążył po pokoju, z zamglonym wzrokiem. Jego zazwyczaj chłodne, budzące respekt oczy, czyste i jasne jak szron na stoku lodowca, wydawały się w tym momencie ściemniałe, odległe i mętne, kiedy kroczył przez stworzone przez siebie Inferno. Nie zważał na płomienie, które lizały jego ubranie i ciało, wiedział, że nie ośmieliłyby się skrzywdzić swojego pana.

„Zastępy Szeolu rosną w siłę" – myślał. – A Mroczny Pan nie robi niczego, żeby ich powstrzymać!

     Wiedział, dlaczego tak się działo. Władca Piekła, Przeciwnik Jasności, Pierwszy wśród Książąt, był chory. Co najgorsze nie fizycznie, ale psychicznie. Lucyfer posiadał alter ego, Anioła Samaela i w tym właśnie momencie, obie jaźnie walczyły o przewagę i kontrolę. Zdarzało się to średnio raz, na kilkaset lat, od chwili strącenia anioła do Piekła.

     Od chwili, gdy Jasność odeszła.

     Tymczasem Belial, przeklęty demon, wykorzystywał okazję i tworzył ogromne wojsko, złożone z degeneratów, zdrajców i morderców, zebranych w jednym celu. Obaleniu Lucyfera.

     Jednak centralna siła gniewu Arcymistrza, był awywołana nie przez Mrocznego Starca, a przez otrzymany właśnie list od jednego z książąt piekielnych, Asmodeusza. Generał wojsk Piekła nie tylko odmawiał mu jakichkolwiek informacji o obecnym stanie Zaświatów, ale także zostawiał samego z problemami w Cesarstwie. A było ich sporo.

      Darius, zataczając się, powstrzymał własny upadek, chwytając się stołu. Spojrzał na pierwszą wiadomość, potem za następną i kolejną. Czuł, jak krew gotowała mu się w żyłach.
Bunty chłopów. Morderstwa. Kradzieże. Pojawienie się nowych sekt. Niezależni magowie siejący terror. Oszalałe i zdziczałe wilkołaki, kitsune i wampiry atakujące główne przyczółki Inkwizycji w całym Cesarstwie!

     Dlaczego dowiedział się o wszystkim tak późno? To cud, że opowieści nie dotarły jeszcze do stolicy! Poczuł zimny pot, gdy wyobraził sobie tłumy arystokracji Aldimaru domagających się odpowiedzi. Zapewnienia, że ma wszystko pod kontrolą. Mógł być władcą Cesarstwa, Dyktatorem i Arcymistrzem Inkwizycji, ale nawet on nie chciał zbudzić uśpionego gniewu tłuszczy, powodzi, która zmiotłaby wszystko na swojej drodze.

      Musi znaleźć kogoś odpowiedzialnego... O tak... ktoś na pewno musi być winny temu wszystkiemu! A nie miał najmniejszej ochoty, żeby tą osobą był on sam.

– Sprowadźcie do mnie szefa wywiadu i generała! – krótki okrzyk mentalny, przepełniony wściekłością, rozdarł powietrze.

***


     Mała wyprawa opuściła miasto cicho, bez niepotrzebnego rozgłosu i tłumów. Czekała na nich długa droga. Północne Góry, gdzie znajdowała się Akademia, dzieliła od Aldimaru ogromna odległość, a oni wędrowali pieszo.

     Ekspedycja zatrzymywała się jedynie na posiłki lub sen. Brat Kenji twierdził, że wzmocni to charakter młodych Inkwizytorów. Z początku Reign i jego przyjaciele byli oburzeni takim sposobem podróży i głośno domagali się noclegu w pobliskich karczmach. Syn Arcymistrza umilkł, dopiero wtedy, gdy ich opiekun zagroził mu powrotem do Aldimaru. Wciąż jednak, na każdym kroku, ostentacyjnie ukazywał swoje niezadowolenie.

     Z tego też, powodu wyprawa podzieliła się na dwie grupy. W jednej był Elben, Atlas i Brat Kenji, a w drugiej Reign, Drew i Allen. Wszystkim podobał się taki podział, a szczególnie Elbenowi. Pozwalał mu na swobodną wymianę słów, bez obawy o podsłuchanie.

     Jednak dopiero czwartego dnia podróży, gdy grupa Reigna wyprzedziła ich bardziej niż zwykle, chłopiec zdecydował się na zadanie nurtującego go od kilku dni pytania.

– Kim jest Asceta?

– Tak nazywają go ludzie, którzy go spotkali, ale my nie wiemy o nim zbyt wiele. Pojawił się kilka tygodni temu w wiosce o nazwie Taroga. – stwierdził Kenji, po chwili namysłu.

– To niedaleko Akademii?

– Dokładnie – spojrzał w stronę rozmówcy. – Od tamtego momentu jest nieuchwytny, pojawia się i znika, a w każdym miejscu, w którym się znajdzie, dokonuje cudu.

– Jakiego rodzaju? – do rozmowy wtrącił się Atlas.

– Ulecza ludzi i zwierzęta, wypędza złe duchy. Podobno jest w stanie pomnażać jedzenie i tworzyć nowe źródła wody.

– Mogę się założyć, że lud go kocha – skrzywił się Elben. – Jeśli jest Magiem, niezależnym od Inkwizycji i Akademii, to trzeba go powstrzymać. Inaczej lud może uznać, że nie jesteśmy im więcej potrzebni, a zmiany zawsze powodują problemy. Masz jakieś podejrzenia co do jego tożsamości?

– Niestety nie. Podobno jego ciało zakrywa luźna, biała szata, a twarz maska. Nie możemy rozpoznać nawet, jakiej jest płci. Dodatkowo ludzie, którzy go spotkali, nie chcą dać nam żadnych informacji. Chociaż – przez twarz Kenjiego przebiegł grymas – jest jeden wyjątek. Pewien stary Inkwizytor spotkał się z nim, sam na sam, na pustkowiu. Twierdzi, że widział twarz Ascety.

– I?

– Nie wiemy, czy to prawda, a nawet jeśli to nasz informator oślepł i oszalał – powiedział Kenji. – Nie jest wiarygodnym źródłem informacji. Obecnie znajduje się zamknięty na oddziale szpitalnym w Akademii. Jego przesłuchanie ma być naszym pierwszym zadaniem. – Spojrzał na Atlasa. – Wybacz, ale dostałem ścisłe rozkazy od Arcymistrza, który powierzył to zadanie mi i Elbenowi. Nikomu innemu. I tak nagiąłem zasady, mówiąc ci o tym...

     Rozmowa pomiędzy Atlasem i Bratem Kenji toczyła się dalej, ale myśli Elbena zajęło coś innego. Przypomniał sobie wydarzenia w Otchłani i Zastępy Szeolu. Wbrew jego szczerym chęciom, nie zapomniał o ocaleniu go przez Beliala i chociaż to on spowodował, że był tak bliski śmierci, chłopak czuł dziwną więź łączącą go z Mrocznym Starcem. Rozmyślał, czy demon przewidział to, że młody Inkwizytor zostanie przydzielony do zadania odnalezienia Ascety. A jeśli tak, to czego od niego oczekiwał.

     Chłopak rozejrzał się wokoło. Znajdowali się na głównym gościńcu Cesarstwa i pomimo później pory i zachodzącego słońca, na trakcie powinny przewijać się wozy kupieckie, albo chociażby zwykli podróżnicy. Tymczasem droga świeciła pustkami. Uświadomił sobie też, że od dłuższego czasu, nie widział idącej przed nami grupy Reigna.

     Już chciał zwrócić na ten fakt uwagę towarzyszy, kiedy Brat Kenji przystanął i umilkł w połowie wypowiadanego słowa.

– Na ziemię! – wykrzyknął nagle i w tym samym momencie las, po obu stronach drogi, rozbrzmiał dźwiękiem zwalnianych kusz, a przez powietrze śmignęły zabójcze pociski.

Skażeni MagowieWhere stories live. Discover now