ROZDZIAŁ 7

108 7 15
                                    


Przepraszam was za moją małą nieaktywność, ale zrobiłam przyjaciółce niespodziankę na urodziny i do niej pojechałam na weekend. Ona mieszka ponad 150 km ode mnie, dlatego to wymagało małego poświęcenia z mojej strony, jeżeli chodzi o Wattpada. Wrzucam wam teraz rozdział i życzę miłego czytania!


Przyszedł czas na to, aby Jeniffer Hudson wróciła na moment do Nowego Jorku kontynuować swój plan działania względem Harrego. Musiała przyznać, że wyszkoliła go na godnego zawodnika, którego będzie jej ciężko pokonać w tej grze. Był niesamowicie dobrym rywalem, którego tak naprawdę sama stworzyła, bo gdyby nie ona Styles byłby dalej sobą, tym samym sobą, jakiego go na początku spotkała. Dokładnie o godzinie dziesiątej czterdzieści siedem wylądowała samolotem z Mullingar w Nowym Jorku. Odebrała swoją walizkę i łapiąc żółtą taksówkę pokierowała się pod swój adres zamieszkania. Dopięte było wszystko na ostatni guzik, aby ten dzień poszedł po jej myśli. Nic nie stało jej na przeszkodzie, aby ten dzień przeszedł do niesamowitej historii, którą pisała. Rozpakowując część swoich rzeczy do szafy, myślała nad tym wszystkim w co dała się wciągnąć. Gdzieś w głębi wiedziała, że Harry koniec końców nie będzie jej, ale może warto by było spróbować. W końcu, kto nie ryzykuje, nie pije szampana, prawda? Odeszła od szafy, kładąc na łóżku pewne ubranie, które będzie jej dziś bardzo potrzebne. Weszła do swojej łazienki, która była idealnie wysprzątana, w końcu musiała utrzymać porządek, mimo iż jest dużą bałaganiarą. Praca w radiu pozostawia wiele do życzenia, więc często bywało tak, że zwyczajnie w świecie nie miała, kiedy zabierać się za sprzątanie. Rozebrała się z ubrań, które miała na sobie i weszła pod prysznic. Ciepła woda okalała jej ciało, pozostawiając je bez żadnej skazy. Włosy również postanowiła odświeżyć. To trwało zaledwie moment, kiedy owinęła się w szlafrok i suszyła swoje włosy. Kiedy była już gotowa zrobiła lekki makijaż, tak aby zwyczajnie podkreślał jej urodę, która była niczego sobie mimo wieku. Jeniffer nie należy do najmłodszych, jednak nie odbiega od młodszego pokolenia ani trochę. Przebrała się w wybrany wcześniej strój, jednak z powrotem założyła swój szlafrok. Zasłoniła wszystkie okna w swoim domu, byle by nikt nie widział, choć pytanie kto miałby widzieć? Nadszedł czas na punkt wykończeniowy, który miała nadzieję, że się przyjmie. Sięgnęła po swój telefon, wzdychając cicho i wybierając numer do Harrego. Pierwsze trzy sygnały i nic. Następne dwa i odebrał. I zaczęło się, musiała zacząć udawać, że pali jej się grunt pod nogami, ale udawać tak, by to wszystko Styles łyknął.

-Harry- powiedziała panicznym tonem.

-Jenn? Wszystko gra?- mogła wyczuć, jak jego brwi właśnie w tym momencie się marszczą.

-Harry- powtórzyła- Musisz przyjechać.

-Czemu? Co się dzieje Jenn?- mogła usłyszeć, jak zostawia wszystko, co właśnie teraz robi i szuka kluczyków od swojego auta. Znała go doskonale i wiedziała, że wygraną po części ma już w kieszeni.

-P-przyjedź. Proszę- jej ton dalej brzmiał, jakby właśnie działa jej się krzywda.

-Już jadę. Jenn co się dzieje? Ktoś u ciebie jest? - wyraźnie było słychać trzask zamykanych drzwi auta. Była co raz bliżej spełnienia swojego planu.

-Po prostu przyjedź. Błagam.

-Jenn, nie rozłączaj się, słyszysz?

-Pomocy! Harry...- zakończyła swoje połączenie uśmiechając się sama do siebie. Miała go w kieszeni i nie mogło się nie udać. Styles nie wiedział, że to wszystko to jest podpucha, którą ona uknuła i tak naprawdę nic jej się nie dzieje. Jechał tak przejęty, że nie zwracał uwagi na to, że powoduje problemy na drodze. Czerwone światła nie były dla niego żadną przeszkodą. Zaparkował pod jej posesją, już w biegu odpinając pasy bezpieczeństwa. Nie pamiętał nawet czy zamknął auto czy też nie, ale nie obchodziło go to za bardzo. Ważne było dla niego, to czy Jenn jest w niebezpieczeństwie, tak jak myślał czy nie. I sam nie wiedział, dlaczego dał się namówić, aby przyjechać. Bardzo chciał się pozbyć jej ze swojego życia, ale jak widać nie szło to tak łatwo, jak po maśle. Wbiegł do jej domu, jednak rozglądając się po salonie doznał jedynie pustki. Rzucił się na schody, na których prawie się przewrócił.

𝑶𝑫𝑵𝑨𝑳𝑬𝒁𝑰𝑶𝑵𝑨 (2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz